Pierwsze mecze 26. kolejki PKO BP Ekstraklasy dostarczyły kibicom sporo emocji! Widzew Łódź pod wodzą Zeljko Sopicia zadebiutował w Gliwicach, a rozpędzona Pogoń chciała przejechać się po warszawskiej Legii. Kto zaliczył udany wieczór, a kto będzie chciał jak najszybciej zapomnieć o piątku? Sprawdź podsumowanie!
PIAST GLIWICE — WIDZEW ŁÓDŹ
Dzień rozpoczęliśmy w Gliwicach, starciem Widzewa Łódź i Piasta Gliwice. Uwagę przykuwał debiut nowego szkoleniowca w naszej rodzimej lidze, Chorwata, Zeljko Sopicia. Zawirowania w gabinetach obecne były również w drużynie gospodarzy — klub wydał komunikat, w którym informuje o tym, że Aleksandar Vukovic — obecny trener zespołu, nie przedłuży wygasającej po zakończeniu rundy wiosennej umowy, żegnając się z Piastem.
Jeśli ktoś, z powodu konieczności zaparzenia herbaty, skonsumowania obiadu bądź każdej innej wymagającej tego sytuacji, spóźnił się przed telewizor, z pewnością pluł sobie w brodę przez resztę spotkania. Już w 7. minucie, Fran Alvarez otrzymał piłkę w okolicach 25 metrów. Po zgrabnym przyjęciu, zamarkowaniu dryblingu, wystawieniem sobie piłki i oddaniu strzału sprzed pola karnego prawą nogą, piłka zdjęła pajęczynę w bramce strzeżonej przez Frantiska Placha, zapewniając mocny początek drużynie gości.
Nie minął nawet kwadrans, a Widzew podwoił prowadzenie. W 22. minucie Jakub Sypek otrzymał prostopadłe zagranie na prawej stronie boiska. Po przyjęciu kierunkowym znalazł on idealne podanie — między obrońców a bramkarza, a posłana futbolówka trafiła pod nogi Luljana Shehu, któremu nie pozostało nic innego, jak tylko skierować piłkę do bramki Piasta.
Przez resztę meczu Piast bezskutecznie bił głową w czerwony mur. Na wyżyny umiejętności wzniósł się Rafał Gikiewicz — kapitulując raz, w sytuacji, po której jednak został odgwizdany spalony. Do końca spotkania wynik się nie zmienił — Piast przegrał trzecie ligowe starcie z rzędu, a Widzew zdobył dwie bramki w meczu o punkty po raz pierwszy od 111 dni.
LEGIA WARSZAWA — POGOŃ SZCZECIN
W absolutnym hicie 26. kolejki Ekstraklasy Legia Warszawa podejmowała na własnym stadionie Pogoń Szczecin. Obie drużyny walczyły o cenne punkty – Legia chciała wrócić na zwycięską ścieżkę po ostatnich wahaniach formy, natomiast Pogoń liczyła na podtrzymanie dobrej passy i umocnienie swojej pozycji w czołówce tabeli. Mecz zapowiadał się jako emocjonujące starcie, w którym każda z ekip miała coś do udowodnienia.
Pierwsza część spotkania, choć zakończona bezbramkowym remisem, jako tako nakreśliła nam obraz meczu. Legia wyraźnie dominowała nad Pogonią pod prawie każdym aspektem — strzałami, posiadaniem piłki, liczbą podań i ich celnością, oraz nawet liczbą rzutów rożnych. Portowców niejednokrotnie ratował ich bramkarz, Valentin Cojocaru.
Po przerwie drużyna ze Szczecina przebudziła się i drugie 45 minut przebiegało już raczej w scenerii wyrównanego starcia. Niestety dla postronnego widza, do końca spotkania nie padła ani jedna bramka. Wynik 0:0, wydaje się, nie zadowalać w pełni nikogo. Hit kolejki nie okazał się rollercoasterem, lecz partią szachów premium. (Adam Mogielski)