Byliśmy na meczu Lecha w Wiedniu! Niedosyt po remisie mistrza Polski [RELACJA]

Radio Gol zawitało do Wiednia! W czwartkowy wieczór miejscowa Austria podejmowała Lecha w pojedynku 5. kolejki fazy grupowej Ligi Konferencji. Gospodarze potrzebowali pierwszego zwycięstwa w tegorocznej edycji europejskich rozgrywek, żeby zachować jeszcze szanse na awans do fazy pucharowej. Z kolei Poznaniacy stanęli przed szansą, żeby ten awans przypieczętować. Zwycięstwo, przy jednoczesnym braku zwycięstwa Hapoelu, zapewniało podopiecznym Johna van der Broma grę w pucharach na wiosnę.

Kryzys Austrii i chęć rewanżu

W połowie września Lech pokonał Violę aż 4:1 w starciu przy Bułgarskiej. Przebieg tamtego spotkania nie był jednak tak jednostronny, jak wskazywałby na to wynik. Austriacy przy stanie 1:1 nie wykorzystali rzutu karnego. Trener Manfred Schmid wracając pamięcią do meczu w Poznaniu przyznał, że jego podopieczni byli przeważającą stroną przez pierwszą godzinę. 

“Uważam, że w Poznaniu byliśmy lepszą drużyną przez 60 minut meczu. Nie wykorzystaliśmy karnego i mieliśmy jeszcze jedną świetną okazję, żeby przed przerwą objąć prowadzenie. W czwartek musimy być bardziej efektywni w ataku i lepiej bronić. Naszym celem jest zwycięstwo” – mówił na konferencji prasowej Schmid.

Nastroje w wiedeńskim klubie w ostatnich tygodniach nie należały do najlepszych. Po zwycięstwie w derbach z Rapidem 9 października, Austria przegrała trzy kolejne mecze. O ile porażki z Villarrealem i Salzburgiem nie były niespodzianką, to jednak odpadnięcie z Pucharu Austrii z 3-ligowym Wiener Sport-Club było już ogromnym ciosem dla kibiców z fioletowej części miasta.

Oprócz tego Manfred Schmid miał także sporo problemów kadrowych. W składzie na rewanżowy pojedynek z Lechem znalazło się kilku zawodników, którzy w ostatnim czasie pełnili rolę rezerwowych. Komfort wyboru składu miał za to John van der Brom. Poza kontuzjowanym Salamonem, wszyscy najważniejsi zawodnicy byli do dyspozycji Holendra.

Pierwsza połowa do zapomnienia

Biorąc pod uwagę okoliczności i stawkę tego spotkania, spodziewaliśmy się zaciętej walki i  twardej gry na wysokiej intensywności od samego startu. Rzeczywistość okazała się jednak trochę inna. Przez pierwszą część spotkania obserwowaliśmy fragmenty dominacji raz jednej, a raz drugiej drużyny. Obie ekipy na zmianę wymieniały się rolami. Raz jedni dominowali w ataku pozycyjnym, a drudzy próbowali założyć wysoki pressing, a raz na odwrót.

Najbliżej gola przed przerwą byli gospodarze. W 22. minucie Georg Teigl otrzymał dośrodkowanie w polu karnym i stojąc tyłem do bramki, próbował przelobować Filipa Bednarka ekwilibrystycznym strzałem. Ostatecznie futbolówka szczęśliwie wylądowała na poprzeczce. Lechici odpowiedzieli kilka minut później groźnym strzałem Filipa Szymczaka, który Christian Früchtl zbił na rzut rożny.

Najlepszą okazję do zdobycia bramki Polacy mieli chwilę przed przerwą, kiedy Nika Kvekveskiri uderzył z rzutu wolnego. Gruzin minimalnie przeniósł jednak piłkę nad poprzeczką. W pierwszej części gry goli się nie doczekaliśmy, lecz po przeciętnych 45 minutach był potencjał na to, aby ten mecz nam się rozkręcił.

Atmosfera wielkiego widowiska

Zanim jednak o drugiej połowie, trzeba wspomnieć słówko o kibicach. Do Wiednia przyjechało 2500 fanów Lecha. Polaków było na trybunach więcej, niż jest w stanie pomieścić sektor gości! W związku z tym kibice byli zgromadzeni także na normalnej trybunie za bramką, a doping dla mistrzów Polski niósł się niesamowicie po stadionie jeszcze na długo przed pierwszym gwizdkiem.

Kibice Lecha pokazali, jak dobrze bawić się na europejskim wyjeździe. Głośne przyśpiewki, skakanie, dwa pokazy pirotechniczne w drugiej połowie – to wszystko robiło niesamowite wrażenie. John van der Brom przyznał na pomeczowej konferencji, że miał wrażenie, jakby jego zespół grał mecz u siebie. Z mojej strony muszę przyznać, że nie był to akt kurtuazji i próba przypodobania się fanom. Momentami doping Lechitów niósł się tak głośno, że naprawdę można było poczuć, jakby ten mecz był rozgrywany w Poznaniu.


Austria Wiedeń 1:1 Lech Poznań | 27.10.2022 | fot. Jan Micygiewicz

O odpowiednią atmosferę tego widowiska zadbali również gospodarze, którzy wokalnie wyglądali równie dobrze, co goście. Dzięki temu mieliśmy wyrównaną rywalizację nie tylko na boisku, ale także na trybunach. W tej drugiej klasyfikacji w przekroju całego meczu wygrali jednak Lechici. A jak było na boisku?

Atomowe otwarcie i pełna kontrola

Druga część meczu zaczęła się dla Lecha w najlepszy możliwy sposób. Już w 48. minucie do siatki trafił Mikael Ishak. Strzał Kvekveskiriego zza pola karnego obronił Früchtl, a do odbitej piłki jako pierwszy doskoczył Szymczak. Młody skrzydłowy Lecha wykazał się w tej sytuacji wyjątkową pazernością na piłkę, wyprzedził obrońcę i dograł do kapitana. Szwed nie miał najmniejszych problemów z dołożeniem stopy i poznaniacy mogli cieszyć się prowadzeniem.

Wraz z upływem kolejnych minut wydawało się, że Lech ma ten mecz pod kontrolą. I z całą pewnością można stwierdzić, że tak rzeczywiście było. Mistrz Polski tworzył sobie kolejne okazje na zdobycie drugiej bramki, jednak brakowało skuteczności w ofensywie. Austria próbowała zdziałać coś pojedynczymi zrywami, ale nie przynosiło to gospodarzom zbyt wiele. W drugiej połowie prezentowali się znacznie gorzej i potrzebowali jakiegoś impulsu, żeby odmienić losy tego meczu.

Impuls nadszedł, ale niestety ze strony Lecha. Fatalny błąd popełnił Pedro Rebocho, który spanikował pod presją Cana Kelesa. Portugalczyk wywrócił się będąc ostatnim obrońcą, nie dał rady wybić piłki i stracił ją na rzecz skrzydłowego z Wiednia. Keles popędził w stronę bramki Bednarka i bez problemu pokonał Polaka w sytuacji sam na sam. Na 20 minut przed końcem Austria doprowadziła do remisu.

Szalona końcówka

W ostatnim kwadransie mecz rozkręcił nam się na dobre. Obie ekipy ruszyły do ataku i stworzyły sobie po kilka świetnych okazji. W 85. minucie Joel Pereira kapitalną interwencją we własnym polu karnym uchronił Lecha przed utratą gola. Chwilę później na boisku pojawili się Artur Sobiech oraz Joao Amaral i to właśnie oni po dwójkowej akcji mogli dać zwycięstwo Lechowi.

Amaral zagrał w pole karne do Sobiecha, a ten będąc ustawionym tyłem do bramki odegrał koledze z drużyny. Piłka zwrotna od Sobiecha nie była jednak zbyt dokładna, a Amaral zamiast przyjąć podanie, uderzył z pierwszej piłki, niestety bardzo niecelnie. Kilkadziesiąt sekund później Austria przeprowadziła kontratak, po którym o mało nie zgarnęła trzech punktów. Rezerwowego Harisa Tabakovicia od szczęścia dzieliły dosłownie centymetry.


Austria Wiedeń 1:1 Lech Poznań | 27.10.2022 | fot. Jan Micygiewicz

Ostatecznie obie ekipy podzieliły się punktami. W Wiedniu mieliśmy atmosferę wielkiego piłkarskiego widowiska. Kibice zadbali o nią przez pełne 90 minut, piłkarze tylko przez drugie 45. Ostatecznie jest to jednak całkiem przyzwoity bilans i z wyjazdu do Wiednia możemy być bardzo zadowoleni. Tego samego nie powiedzą jednak zapewne piłkarze Lecha, który po takim remisie będą czuć ogromny niedosyt. O awans do 1/16 finału powalczą za tydzień w starciu z Villarrealem.

Autor: Jan Micygiewicz

czytaj dalej...

udostępnij na:

REKLAMA

najnowsze