“Wierzymy, że ten trener może poprowadzić nas ponownie do wielkich sukcesów.”- takimi słowami rozpoczął współpracę z Antonio Conte przed sezonem 2019/2020 prezes Steven Zhang. Od tamtego czasu minął rok i stwierdzam, że nie do końca widzę wciąż potencjał w całym projekcie.
W 2021 roku minie dekada od, kiedy Inter Mediolan ostatni raz wzniósł jakiekolwiek trofeum. Chcąc nie chcąc bardzo ujmuje to wizerunkowi tak ikonicznego klubu. Niezwykła tripletta z rozgrywek 2009/2010 przeszła już raczej do wspomnień, a sam zespół przez te wszystkie lata borykał się z wszelakiej maści problemami. Nie mam zamiaru jednak w dzisiejszym felietonie cofać się do ery złotego Interu Jose Mourinho, a skupić przede wszystkim na nazwisku tytułowym – Antonio Conte.
To jego przybycie do Mediolanu zwiastowało powrót na najjaśniejsze europejskie salony i włączenie do rywalizacji o Scudetto. Ambicje znacząco wzrosły również ze względu na transfery – Nerroazzuri sypnęli pieniędzmi jak nigdy, rozbijając bank w ubiegłym roku poprzez ściągnięcie Romelu Lukaku (74 miliony euro; rekordowy zakup klubu w historii).
I rzeczywiście, efekty od razu zaczęły się ujawniać. Na krajowym podwórku Inter grał znakomicie, utrzymując się długo na czele tabeli. Z pierwszego miejsca spadli dopiero w 24 kolejce na rzecz Juventusu. Starej Damy nie udało się już dogonić. Mimo to sezon został odebrany bardzo obiecująco. Nawet mimo częściowego rozczarowania związanego z odpadnięciem z Ligi Mistrzów nikt nie krył nadziei na to, że niebieska część Mediolanu znów zacznie się liczyć na scenie międzynarodowej – sama porażka w finale Ligi Europy nie obyła się bez kilku prztyczków, lecz w gruncie rzeczy i tak była to miła odmiana dla sympatyków po kilku suchych latach. Zapunktowali nowi Lukaku i Barella, zaś same władze jeszcze dosadniej upewniły się o wartości samego Lautaro Martineza. Samo zakończenie ligi na podium było zresztą pierwszym takim zjawiskiem od rozgrywek 2010/2011.
Żeby jednak nie było tak sielankowo – kilka wtop nie może ujść bez komentarza. Dwukrotna porażka z Juventusem automatycznie poddała wątpliwościom, czy aby na pewno Mediolan jest gotowy na powrót mistrzostwa. Wcześniej wspomniana przeze mnie klęska w krótkiej kampanii w Champions League również zostawiła nieprzyjemny posmak, zwłaszcza, że kluczowy mecz Inter przegrał z “grającą o pietruszkę” rezerwowym składem Barceloną (zwycięskie trafienie zanotował Ansu Fati). Na sam koniec uwag dotyczących ubiegłych rozgrywek zostawiłem sobie jako “truskawkę na torcie” samą postać Christiana Eriksena w Mediolanie. Zimą, kiedy to play maker reprezentacji Danii przychodzi z Tottenhamu za grosze (patrząc na jakość piłkarza) ręce same składały się do oklasków. Nie można było bowiem za taką inwestycję działaczy Nerroazzuri ganić, sam bardzo obiecująco zapatrywałem się na przyszłość Duńczyka we Włoszech. To co jednak wyszło z worka przywiezionego z Londynu absolutnie nie przypominało wcześniejszego zawodnika. Eriksen przez wiosenno-letnią część sezonu nie błyszczał chociaż trzeba powiedzieć, że po części z pewnością jest to efekt braku pomysłu na nowy nabytek Antonio Conte, który chyba już sam się zniechęcił do wizji Eriksena, bo nie sięga po niego praktycznie w obecnych rozgrywkach.
No właśnie, pora przejść do sedna, a więc wrażenia jakie Inter zostawia w obecnym sezonie, bo to przede wszystkim one natchnęły mnie do rozpisania tego wywodu. Apetyt fanów klubu z Giuseppe Meazza jest wielki jak nigdy. To ma być ten rok – przerwanie hegemonii krajowej Juventusu, potwierdzenie odbudowania marki dobrymi wynikami w europejskich pucharach, poprawienie wszystkich “młodzieńczych” błędów po debiutanckim sezonie Conte. A jak jest w rzeczywistości? Inter w Lidze Mistrzów znów ma ogromne kłopoty i wszystko sprowadzi się do ostatniej serii spotkań, na krajowych boiskach styl jest bardzo wątpliwy co boleśnie wytknęła październikowa porażka w derbach z Milanem, który ironicznie z kolei notuje wyśmienite miesiące, komfortowo rozsiadając się na czele stawki w Serie A. Pozostaje jeszcze kwestia jakości kadry.
W ostatnich latach do niebieskiej części Mediolanu przybywało coraz więcej ściąganych po kosztach i niechcianych w najlepszych europejskich klubach weteranów. Do takiego grona zaliczają się Arturo Vidal, Ashley Young, Alexis Sanchez, czy Aleksandar Kolarov. Osobiście nie widzę miejsca dla tych Panów w zespole o takich ambicjach jak Inter. Wydaje mi się, że jedyne czym każdy z nich jest w stanie jeszcze zabłysnąć na najwyższym poziomie do jedynie swoim ego (co w meczu z Realem Madryt udowodnił Vidal). Przyglądając się dłużej aktualnej kadrze Conte stwierdzam, że jest ona w dużej mierze zawalona niepotrzebnymi nazwiskami, z których klub niewiele zyska. Nie rozumiem, dlaczego w Mediolanie wolą stawiać na piłkarzy mających swoje najlepsze lata daleko za sobą, a nie na stale progresującą młodzież. Kilkukrotnie już przecież zarząd się na tym przejechał m.in. nie tak dawno temu, kiedy to bez żalu oddano Nicolo Zaniolo do Romy. Powolne wprowadzanie do składu samego Bastoniego to na tym pola stanowczo za mało.
Tym sposobem dochodzimy do epilogu całego felietonu, a poświęcę w nim uwagę samemu Antonio Conte i jego roli w Interze. Uważam go osobiście za jednego z najlepszych trenerów obecnych czasów. Zawsze imponował mi rezolutnym myśleniem, odważnymi decyzjami i dobrym czytaniem gry. Mimo to obserwując go w Mediolanie odnoszę wrażenie, Włoch stopniowo, miesiąc po miesiącu zalicza regres. Cały projekt co raz bardziej zaczyna do niego nie pasować, a kunszt do jakiego sam szkoleniowiec nas przyzwyczaił zanika. Wygląda to tak jakby klub sam nie wiedział, w którą stronę iść przez co i Conte się zagubił. Są ciekawe koncpecje jak wcześniej wspomniana inwestycja w Barelle, czy choćby letni nabytek Hakimi, ale po tym przychodzą decyzje kompletnie niezrozumiałe. Sama w sobie wizja na grę zespołu połączona z niektórymi ruchami na rynku transferowym po prostu się nie klei (ponownie przytoczę sylwetkę Eriksena). Aktualnie stwierdzam, że jeśli Inter dalej będzie podążał obraną ścieżką to znów na końcu czeka ich rozczarowanie związane z posuchą w Serie A i europejskich rozgrywkach. Wicemistrzostwo kraju wraz z finałem Ligi Europy to już za mało by wszystkich usatysfakcjonować. Teraz czeka się na namacalne potwierdzenie progresu w postaci okazałego trofeum, a sceptycznie patrzę na wizję osiągnięcia tego z Conte za sterem.
autor: Maciej Jędrzejak