Walka do końca i bezkompromisowość – w 6. kolejce obecnego sezonu Plusligi mecze kończyły się jedynie po tie-breaku, bądź bezwzględnym 3:0.
GKS Katowice – Ślepsk Malow Suwałki (3:2)
Kolejkę zainaugurowano w piątkowe popołudnie w Katowicach, gdzie GKS podejmował gości z Suwałk. Spotkanie zapowiadało się ciekawie, albowiem zarówno przyjezdni, jak i gospodarze prezentują obecnie zbliżony poziom i rzeczywiście – zwycięzcę poznaliśmy dopiero po dwóch godzinach gry. Do ostatniej partii to GKS gonił wynik i robił to skutecznie, wyrównując dwukrotnie stan rywalizacji – na 1:1 i 2:2. Finanlnie w tie-breaku Katowiczanie nie pozostawili Ślepskowi szans i pewnie wygrali 15:11.
Cuprum Lubin – Barkom Każany Lwów (3:2)
Niezdefiniowane fatum, bądź niesłychana nieporadność sprawia, że drużyna z Lwowa nadal czeka na pierwsze zwycięstwo. W piątek Barkom był bardzo bliski przerwania niechlubnej serii, dwie pierwsze partie pewnie wygrał i w zasadzie trzy punkty miał “podane na tacy”. To, co nastąpiło później jest natomiast sporą zagwozdką nie tylko dla widzów, ale zapewne również dla samych Lwowian. Kolejne trzy sety Barkom przegrał wręcz koncertowo, żeby nie powiedzieć na leżąco. Wszystko to sprawiło, że widz opuszczający halę w Lubinie mógł zapomnieć, że mecz rozstrzygnął się dopiero po tie-breaku. Goście okupują przedostatnią pozycję w tabeli i śmiało można rzecz, iż są tam jedynie na własne życzenie.
PGE Skra Bełchatów – Projekt Warszawa (0:3)
Szok i niedowierzanie – chyba właśnie te słowa najlepiej opisują wrażenie przeciętnego widza sobotniego pojedynku. W zasadzie ciężko określić co okazało się bardziej zaskakujące – fatalna postawa Skry, czy fenomenalna Projektu, który choć rzeczywiście ambicje walki o medale jasno deklarował, to początek sezonu miał niezwykle słaby. Bez cienia przesady powiedzieć można, że mecz życia rozegrał przyjmujący gości Igor Grobelny (22 punkty, 81%(!) skuteczności w ataku). Nie dziwne więc, iż to właśnie on otrzymał za to spotkanie nagrodę MVP.
Cerrad Enea Czarni Radom – Asseco Resovia Rzeszów (0:3)
Rzeszowianie po raz kolejny zmiażdżyli niżej notowanego rywala – nie jest to w żadnym stopniu zaskakujące, gdyż do tego właśnie nas w tym sezonie przyzwyczaili. O samym meczu napisać można by było w zasadzie tyle. Czarni nie postawili większego oporu i Radomscy kibice szybko mogli wracać do domów, pocieszając się dodatkową godziną snu – ta w zasadzie potrzebna im specjalnie nie była, albowiem całe spotkanie trwało półtorej godziny.
Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle – Trefl Gdańsk (3:0)
Po ostatniej ligowej wpadce Mistrzowie Polski skutecznie zrehabilitowali się ogrywając u siebie bez straty seta Trefl Gdańsk. Goście ulegali kolejno do 19,18 i 20. Nagrodą MVP za to spotkanie bez większej historii nagrodzono rozgrywającego Marcina Janusza. Co ciekawe, skrzydłowi ZAKSY nie prezentują się w statystykach specjalnie korzystnie. Jedynie Aleksander Śliwka zdołał przekroczyć barierę 50% skuteczności w ataku (dokładnie 54%).
PSG Stal Nysa – Jastrzębski Węgiel (0:3)
Sensacyjny pogromca ZAKSY z ubiegłej kolejki – Stal Nysa, nie poszła za ciosem w kolejnym spotkaniu. Gospodarze ulegli Wicemistrzom Polski 0:3. W ostatnim secie “Żółto-niebiescy” byli wręcz pogrążani przez gości, porażka 13:25 wiele dobrego o postawie Stali nie mówi. Mimo klęski, zawodnicy z Nysy utrzymali pozycję na podium tabeli.
Indykpol AZS Olsztyn – BBTS Bielsko-Biała (3:0)
Olsztynianie po raz kolejny nie dali się pokonać w Iławie. Jest to już czwarty triumf “Akademików” z rzędu. Tym razem ofiarą AZS-u padł BBTS. W każdym kolejnym spotkaniu Bielszczanie dostarczają argumentów własnym krytykom. Obrywa się również pomysłodawcom poszerzenia ligi o dwie drużyny – jak widać niebezpodstawnie podnoszono, że “rozwodni” to poziom rozgrywek. MVP meczu wybrano Karola Butryna (14 punktów, 73% skuteczności w ataku).
LUK Lublin – Aluron CMC Warta Zawiercie (2:3)
Odważnie postawili się faworyzowanym gościom z Zawiercia zawodnicy LUK Lublin. Dwie pierwsze odsłony padły łupem gospodarzy (25:21, 25:15). Warta odrobiła jednak straty stosunkowo bezproblemowo, także wysoko wygrywając następne partie. W tie-breaku goście również nie dali Lublinianom większych szans i ostatecznie wygrali, choć strata punktowa może sprawiać “Jurajskiej Armii” niedosyt. LUK wciąż czeka na pierwsze zwycięstwo, którego w niedzielę był przecież tak blisko.
Autor: Mateusz Kurpiewski