Piłkarskie wspomnienia #1 O tym, jak rzut monetą zdecydował o awansie do finału

Jest środa, 22 kwietnia 1970 roku. Wydaje się, że jest to zwykły dzień, jednak nie mogli wówczas tak powiedzieć polscy kibice. W naszym kraju wybuchła bowiem mania pucharowej środy, a to za sprawą bardzo dobrych występów Legii Warszawa i Górnika Zabrze w starciach z najlepszymi klubami na Starym Kontynencie. Ci drudzy w Pucharze Zdobywców Pucharów awansowali do finału, ale ten poprzedziły niezwykłe wydarzenia.

XX wiek w piłce nożnej nie znał jeszcze wszystkich panujących obecnie zasad. Przede wszystkim nie wprowadzano jeszcze reguły konkursu rzutów karnych, stąd też często w przypadku remisów decydowano się na powtórki meczów. Takich spotkań było całe mnóstwo, ale remis w 3 kolejnym meczu na neutralnym stadionie? O tym musiał już przesądzić los.

Po remisie 1:1 w Rzymie i kolejnym remisie 2:2 w Zabrzu z jedną dogrywką, musiało dojść do kolejnego spotkania. Stało się tak, ponieważ nie było jeszcze zasady bramek wyjazdowych, która premiowałaby awansem do finału AS Romę. Dlatego też jako teren trzeciego spotkania wyznaczono Strasbourg, dzięki któremu do naszego kraju wróciły wspomnienia z pierwszego występu na Mistrzostwach Świata w 1938 roku, a w zasadzie jedynego meczu przeciwko Brazylii, gdzie 4 bramkami popisał się Ernest Wilimowski. 

W trzecim spotkaniu ponownie doszło do remisu. Najpierw Górnika na prowadzenie wyprowadził Włodzimierz Lubański, zaś po przerwie do remisu doprowadził Fabio Capello. Dla tych panów nie były to pierwsze gole w tej rywalizacji. Ciężar wytrzymali, ale co z tego, skoro nikt nie pozwolił sobie już na więcej. 

Warto powiedzieć, że w całej rywalizacji polski klub nie dał sobie strzelić gola z gry. Włosi długi czas się męczyli, i nie potrafili przedrzeć się przez zabrzańskie zasieki, oddać strzału, z którym problem będzie mieć Hubert Kostka. W meczu we Francji nie brakowało kontrowersji, jak w przypadku dosyć dużego błędu francuskiego sędziego, który podyktował jedenastkę za faul przed polem karnym. Wcześniej Górnik zdobył prowadzenie po strzale z dystansu, przeważał i był drużyną lepszą. Stwarzał więcej sytuacji. Helenio Herrera wiedział, że tak właśnie może toczyć się ta rywalizacja, dlatego Roma grała dosyć mocno defensywnie. Według niego jedna bramka zdecyduje o tym, kto awansuje do finału Wiedniu. Pomylił się nieznacznie. Po całym zamieszaniu delegat UEFA Nick Britz z Luksemburga, będący na meczu, stwierdził, że Górnik awansował zasłużenie, ponieważ był drużyną lepszą.

W Strasbourgu, w zasadzie tak samo, jak w Zabrzu, panowała ciemność. Dwukrotnie gasło światło, przerywano mecz i potrzebny był dodatkowy czas na naprawę lamp, przecież spotkanie odbywało się wieczorem, a raczej już każdy chciał, by ta rywalizacja dobiegła końca. Atmosfera w obozach jednego i drugiego klubu, jak i na trybunach była bardzo napięta.

Wspomniany delegat wypowiadał się działaczom polskiego klubu, że jeśli światło zgaśnie po raz kolejny, wówczas spotkanie zostaje unieważnione. Byłoby bardzo szkoda, bowiem mówił to w przerwie, gdy Górnik prowadził 1:0. Wracając do błędu arbitra, ten wypowiadał się po meczu, że faul nastąpił w polu 16 metrów, więc karny był zasłużony. Powtórki wyraźnie pokazywały, że było inaczej. Na to też zwracał uwagę trener Michał Matyas narzekając na bardzo słaby poziom sędziowania już w kolejnym meczu w tej rywalizacji.

52 lata temu regulamin w takim przypadku mówił o tym, że po zakończeniu 90 minuty o wszystkim musi zdecydować los. Nikt przecież nie będzie grał w nieskończoność. Sędzia Roger Machin musiał rzucić monetą. Oglądając to spotkanie w telewizorze niewiele można było zauważyć. Francuski arbiter otoczony był przez wszystkich piłkarzy z każdej strony. Czekano więc na to, który kapitan będzie za chwilę trzymał ręce w górze. Padło na Stanisława Oślizło, a to oznaczało, że Górnik awansuje do finału i zagra z Manchesterem City. Zaraz po tym padły słynne słowa Jana Ciszewskiego: “Polska! Górnik! Sprawiedliwości stało się zadość!”. To był chyba zalążek sukcesów polskiej piłki w latach 70 i 80. Świat zaczął od tego czasu innym okiem zerkać w kierunku naszych zawodników i widzieć w nich potencjalnych rywali. Do tego czasu, a więc aż przez 52 lata Górnik Zabrze pozostaje jedynym polskim klubem, który awansował do finału europejskich rozgrywek, o którym przesądził rzut monetą.

Był to pierwszy i jedyny do tej pory przypadek w historii futbolu, kiedy o wszystkim przesądził los.

 

Składy z meczu w Strasbourgu:

Górnik Zabrze: Hubert Kostka – Stefan Floreński, Jerzy Gorgoń, Stanisław Oślizło (kapitan), Henryk Latocha – Zygfryd Szołtysik, Alfred Olek, Erwin Wilczek (90 Alojzy Deja) – Jan Banaś, Włodzimierz Lubański, Władysław Szaryński (90 Jerzy Musiałek)

AS Roma: Alfredo Ginulfi – Luciano Spinosi, Sergio Santarini, Francesco Sciaratti (46 Victor Benitez), Aldo Bet – Sergio Petrelli, Elvio Salvori, Fabio Capello – Renato Cappellini (90 Giacomo La Rosa), Joaquin Peiro (kapitan), Fausto Landini

 

Radek Wolski

czytaj dalej...

udostępnij na:

REKLAMA

najnowsze