LOTTO Ekstraklasa: pod Wawelem inauguracja nowych rozdań

Koniec końców Wisła Kraków mogła kolejny sezon rozgrywek rozpocząć „u siebie”, a towarzyszyła jej w tym początku Arka Gdynia. Ekipy na początk usezonu dosyć podobne do siebie – nowi trenerzy, nowi zawodnicy, nowe cele. W porównaniu do zeszłego sezonu znajdzie się jeszcze jedną kalkę – Superpuchar Polski w gdyńskiej gablocie.

„Biała Gwiazda” z problemami z niemal każdej strony i Arka, również poprzemeblowana, ale wciąż bardziej ustabilizowana i uskrzydlona ograniem mistrza Polski na jego stadionie po niesamowitym meczu. Na logikę, typową logikę, gospodarzom miało iść jak po grudzie, a to goście mieli pójść za ciosem i udanie rozpocząć swoją ligową drogę. No właśnie, na typową logikę. Bo oczywiście górą okazała się logika Ekstraklasy.

Wisła była bardziej zdeterminowana i ambitna, zdecydowanie narzuciła swoje reguły gry „Arkowcom”. Pod bramką Pāvelsa Šteinborsa trwało może nie oblężenie, ale zakładanie zamka. Przyjezdni prawie w ogóle nie wychodzili ze swojej połowy. W pierwszej części spotkania nie oddali nawet jednego strzału. Choć podreperowali tę statystykę w drugich czterdziestu pięciu minutach, przez cały mecz trudno było się wyzbyć wrażenia, że Arkę ten remis po prostu satysfakcjonował.

Tymczasem ekipa Macieja Stolarczyka mogła mówić o olbrzymim niedosycie. Zdecydowanej przewagi w grze nie udało się potwierdzić bramką, pomimo kilku naprawdę znakomitych sytuacji, w tym rzutu karnego.

To mogło być popołudnie Jesúsa Imaza, aktualnie jedynego Hiszpana przy Reymonta. W poprzedniej kampanii przejawiał sygnały, że może zastępować Carlitosa i być tym głównym odnośnikiem w ofensywie wiślaków. Ale gdy przyszedł czas wzięcia pełnej odpowiedzialności – zawiódł. Miał trzy świetne sytuacje, co ciekawe, każda innego autorstwa. Zaczęło się od bramkarza Arki – Łotysz zagapił się przy wznawianiu gry i podał piłkę prosto pod nogi Imaza na czternasty metr, ten jednak postawił na wykończenie siłowe i posłał futbolówkę na zamknięte tego dnia trybuny. Szansa numer dwa – przechwyt Małeckiego i podanie na wolne pole, znów idealnie pod nogi, ale Hiszpan ponownie pudłuje, tym razem minimalnie. Do trzech razy sztuka? Tak, sztuka niecelności – w drugiej połowie wiślacki numer jedenaście po kilkumetrowym sprincie oddał jeszcze chybiony strzał z około dwudziestu metrów. I ostatecznie nie było to popołudnie Jesúsa Imaza.

Jego poczucie winy za wynik mogło trochę się zmniejszyć po pechowym dublecie Rafała Boguskiego. Kapitan Wisły nie dość, że nie wykorzystał rzutu karnego (Šteinbors obronił), to jeszcze zmarnował dobitkę na pustą bramkę. Popularny „Boguś” sam potem w strefie mieszanej przyznał, że bardziej boli go zmarnowanie tej drugiej szansy, bo miał przed sobą odkrytą prawie całą bramkę. Rzecz jasna, trener Maciej Stolarczyk nie winił Boguskiego, przyznając na pomeczowej konferencji, że to właśnie on wytypował nowego kapitana drużyny do wykonania „jedenastki”. „Karne to loteria. Nie tacy zawodnicy nie strzelali karnych”, dodał trener.

Natomiast 34-letni pomocnik „Białej Gwiazdy” w rozmowie z mediami przyznał, że teraz przyszedł dla niego czas na odpoczynek od karnych, które mógłby wykonywać choćby Zdeněk Ondrášek (co ciekawe, to właśnie czeski napastnik byl faulowany przed decyzją sędziego o podyktowaniu karnego).

W następnej kolejce Wisła gości beniaminka z Legnicy. Można zatem powiedzieć, że zmierzy się ze swoim odbiciem – w końcu Miedzi udało się zdominować Pogoń pod względem tworzonych sytuacji. Tyle, że powiodła im się też misja najważniejsza: strzelenie gola i wygranie meczu. „Białą Gwiazdę” czeka więc test dla formacji obronnej. Tymczasem Arkowcy podejmą Jagiellonię, podrażnioną porażką z Lechią. Ekipa Zbigniewa Smółki na pewno będzie liczyć na atut własnego boiska. Tego samego, na którym w październiku zeszłego roku pokonali „Jagę” 4:1.

Pierwszy bezbramkowy remis w tym sezonie LOTTO Ekstraklasy już za nami, w czwartym meczu. W poprzedniej kampanii ten rezultat trafił się w meczu numer sześć. Miejmy nadzieję, że następny będzie jak najpóźniej.

WISŁA KRAKÓW 0:0 ARKA GDYNIA 

WISŁA KRAKÓW: Buchalik – Bartkowski, Wasilewski, Sadlok, Pietrzak – Basha, Kort – Boguski (80’ Wojtkowski), Imaz, Małecki (68’ Koštal) – Ondrašek (89’ Kolar).

ARKA GDYNIA: Šteinbors – Zbozień, Marić, Helstrup, Marciniak – Bogdanow (80’ Siemaszko), Nalepa – Zarandia (89’ Danielak), Janota, Cvijanović (60’ Aankour) – Kolew.

SĘDZIA: Piotr Lasyk.

Piotr Głowacki-Grzyb

czytaj dalej...

udostępnij na:

REKLAMA

najnowsze