Liga Borciucha: Afrykańskie Lwy Uralu będą drapieżne

Reprezentacje z „Czarnego Lądu” mają to do siebie, że na mundialu zawsze sympatyzuje z nimi lwia część Internetu. Powód prosty – ich styl gry jest przede wszystkim radosny, cieszą się bieganiem i walką na każdym metrze kwadratowym boiska, każdym kopnięciem piłki, nawet jeśli zdarza im się solidnie przekombinować w akcji. Od kilkunastu lat zdaję sobie sprawę z potencjału Maroka, ale nie udawało im się osiągnąć nic znaczącego od czasu wicemistrzostwa Afryki w 2004 roku. Ani w walce o trofeum Pucharu Narodów Afryki, ani w eliminacjach do mistrzostw świata. Rok temu zabrakło im szczęścia i skuteczności, żeby w ¼ finału mistrzostw kontynentu przejść Egipt. Dzisiaj mimo trudnych rywali w grupie, są chętni, żeby zaskoczyć i czują się pewni i dumni jak lwy. Poznajcie Lwy Atlasu, które na jakiś czas staną się Lwami Uralu.

Dawno temu i dziś – dwa wymiary marokańskiej kadry

Zanim o dzisiejszym Maroku, mała wycieczka w czasie. Francja, 1998 rok, pierwszy mundial z 32 zespołami. Na nim Maroko, wracające po 12-tu latach. Norwegowie i Szkoci nie wiedzieli, czego się po drużynie z Afryki Północnej spodziewać. Raz po raz dawali się zaskakiwać bardzo dynamicznymi kontratakami, szybką grą skrzydłami i tak tracili gole. A przecież te kontry nie były wyprowadzane z dużą liczbą graczy, co najwyżej trzech. Jednak ten dynamizm i techniczna gra Marokańczyków robiły swoje. Niewiele brakowało do awansu do 1/8 finału, ale wówczas Lwy Atlasu zauroczyły dużą część fanów futbolu i zaznaczyli swoją obecność na piłkarskiej mapie świata.

Dzisiaj Maroko gra nieco inaczej. Nie jest aż tak nastawione na techniczną grę i kontrataki. Francuski szkoleniowiec Herve Renard zna afrykańską piłkę niemalże na wylot – wygrane PNA z Zambią w 2012 i Wybrzeżem Kości Słoniowej 2015 roku, prowadził także kadrę Angoli, trenował piłkarzy Sochuax i Lille, a jak wiadomo liga francuska jest bardzo dobrym źródłem afrykańskich talentów. Swoje zespoły odzwyczajał od gry z kontry, nastawiał na posiadanie piłki i atak pozycyjny, jeszcze większą grę skrzydłami, wspomagane bocznymi obrońcami. Stoperzy nie wychodzili zbyt wysoko i mieli kogoś z pomocy cały czas do asekuracji. Zambijczycy oraz Iworyjczycy za kadencji Renarda grali bardzo podobnie.

Maroko prezentowało takie dominujące nastawienie podczas PNA rok temu. Spokój z tyłu, nawet jeśli nadchodziła grona kontra. Nawet gdy tracili bramkę nie czuli żadnej presji czy niepokoju, grali swoje. Zamykali każą możliwą strefę – na flankach, w środku, pod polem karnym. Drogi do „szesnastki” przeciwnika szukali w przeróżny sposób, ale najczęściej korzystali z akcji oskrzydlających. Czasem kończyły się prostą wrzutką, czasem czymś innym – kwestia liczebności piłkarzy w polu karnym, którym można było podać. Mimo odpadnięcia z turnieju Maroko nie miało za co się wstydzić. Renard został na stanowisku i dopiero wtedy fala ruszyła.

Największa seria ze wszystkich

Francuz nie kombinował ze składem – utrzymywał trzon ekipy na bazie Mehdiego Benatii i Younesa Belhandy. Doświadczony stoper i kapitan plus niekonwencjonalny rozgrywający – dobrać do tego odpowiednio przygotowanych pozostałych, wykorzystać w pełni ich walory i maszyna superofensywna gotowa. Hakim Ziyech z Ajaxu (na niego szczególnie warto zwrócić uwagę, bo w Amsterdamie wyczyniał cuda), Achraf Hakimi, którego kształtował sam Zidane, Hamza Mendyl i Romain Saiss z tyłu, Nordin Amrabat jako ten gracz najchętniej wychodzący do pojedynków, Mbark Boussoufa w roli drugiego rozgrywającego, Karim El Ahmadi będący wolnym elektronem… To jest taka mieszanka doświadczenia i młodości, nonszalancji i futbolowego pragmatyzmu….

Nie dziw bierze rekordowa seria meczów bez porażki. Żadna z pozostałych reprezentacji grających na rosyjskim turnieju nie przegrała w swoich ostatnich 18-tu starciach. To musi robić wrażenie, niezależnie od skali i poziomu przeciwników (do tej serii liczą się mecze eliminacyjne, towarzyskie i Afrykańskie Mistrzostwa Narodów – rozgrywane w latach parzystych, występują w nich wyłącznie gracze z rodzimej ligi danej reprezentacji, Maroko wygrało tegoroczną edycję). Szacuneczek!

Sparingpartnerzy – wada i zaleta jednocześnie

Tutaj mogę zaczynać się czepiać, ale Maroko nie miało żadnych konkretnych sparingpartnerów tuż przed mistrzostwami – Ukrainę, Słowację i Estonię. O ile marcowy Uzbekistan można zrozumieć, bo poszukiwali rywala podobnego do Iranu, czy Serbię, która jest z jednej strony ze swoim stylem, z drugiej naśladuje i miesza Hiszpanię i Portugalię, tak przedmundialowi są trudni do wytłumaczenia. Dlatego brak odpowiedniego poziomu z tej trójki może okazać się bolesny w skutkach dla sztabu szkoleniowego – nie ma wystarczającego materiału do analizy. No, chyba że mieli go już pod dostatkiem w marcu.

Terminarz w grupie atutem

Trzy mecze, każdy inny, ale każdy o podobną stawkę. Kolejność grupowych rywali jest Lwom Atlasu na rękę. Najpierw mecz o bycie kandydatem do walki z iberyjskimi nacjami. Maroko i Iran wiedzą, że jeśli nie w piątek, to już nigdy. Ale Maroko podkreślało w ostatnich miesiącach wyższą jakość od Irańczyków i to z chęcią potwierdzi.

Gdyby zgodnie z zakładami u bukmacherów zakładać zwycięstwo Hiszpanów i Maroka, Portugalia będzie grała z Afrykańczykami z nożem na gardle, a w ostatnich latach Cristiano Ronaldo i spółka nie radzili sobie z presją. Ich słabsza psychika może być wodą na młyn dla Maroka. Jeśli ekipa Afrykańskich Lwów Uralu wygra oba te mecze, ma awans. 180 minut gry o wszystko. Starcie z Hiszpanami na sam koniec, co zmniejsza obciążenie fizyczne. Maroko ma same plusy z terminarza.

Drużyna Herve Renarda ma tak na dobrą sprawę wszystko, żeby zostać „czarnym koniem” mundialu – dobrze zbalansowaną kadrę z trzonem i wybijającymi się młodymi, korzystny układ gier, formę, jakość… Przygotowanie jest znakiem zapytania ze względu na czerwcowych rywali w sparingach, ale być może takie meczy były wymyślone i zaplanowane duuużo wcześniej – tego nike nie wie. Naród marokański liczy na lepszy występ niż 20 lat temu. Naród marokański liczy na walkę do ostatniego tchu. Naród marokański wierzy w wyjście z grupy będzie i liczy na to, że to osiągnięcie będzie tylko preludium do świetlanych lat marokańskiej piłki. I nawet porażka kandydatury na gospodarza MŚ 2026 nie powinna tych nastrojów zmieniać. Lwy Atlasu będą męczyć swoje ofiary pod Uralem niemiłosiernie, ale tę waleczność kibice polubią i to bardzo.

Marcin Borciuch

czytaj dalej...

udostępnij na:

REKLAMA

najnowsze