Ważny sprawdzian dla naszej reprezentacji, który dostarczył kilku odpowiedzi na nurtujące pytania. Rywalizacja na solidnym poziomie i zapowiedź bardzo ciekawej rywalizacji o prymat na kontynencie. A to wszystko przy świetnej oprawie turnieju, która przyćmiewa wiele innych imprez wyższej rangi. Tak, XX Memoriał Huberta Jerzego Wagnera był wyjątkowym świętem siatkówki, na którym mieliśmy okazję gościć. Co najbardziej zapamiętamy z tegorocznej edycji? Oto naszych kilka naszych wniosków.
-
Głowy chciały – organizmy niekoniecznie
Nikola Grbić po przegranym spotkaniu ze Słowenią użył ciekawej metafory cytryny, z której czasem nie da się wycisnąć więcej soku. Rzeczywiście, trudno nie odnieść wrażenia, że Polacy nie byli w trakcie tego turnieju w swojej najlepszej dyspozycji fizycznej, co zresztą sami przyznawali w wypowiedziach pomeczowych. Pojawiły się nawet tezy, że tegoroczne przygotowania są znacznie bardziej intensywne w porównaniu do tych z poprzedniego sezonu. Za najlepszy dowód niech posłuży fakt, że po piątkowym spotkaniu następnego poranka siatkarzom zaaplikowano…trening na siłowni.
Trudno sobie wyobrazić, by przy dopingu kilkunastu tysięcy ludzi Polacy tak łatwo odpuścili rywalizację z prestiżowymi przeciwnikami. Jasne, ktoś może powiedzieć, że w takich turniejach chodzi też o to, by nie odsłaniać od razu wszystkich kart. Ale wydaje się, że faktycznie Polaków na tym etapie nie było stać na więcej.
Na szczęście, nawet pomimo dwóch porażek nikt nie wysyłał oznak zaniepokojenia. Kadrowicze i sztab szkoleniowy z cierpliwością spoglądają na swoją aktualną dyspozycję. A nam pozostaje wierzyć, że rzeczywiście wszystko przebiega zgodnie z planem.
-
Coraz mniej znaków zapytania
Przed turniejem sytuacja kadrowa naszej reprezentacji w kilku punktach budziła zastanowienie. Po pierwsze, niewiadomą była dyspozycja Bartosza Kurka, który pauzował od kilku tygodni. Po drugie, brakowało konkretnego komunikatu dotyczącego zdrowia Mateusza Bieńka. Na problemy miał również narzekać Jakub Kochanowski…
Wszystkie te kwestie w sposób zasadny otwierały zatem dyskusje na temat ostatecznego składu reprezentacji na Mistrzostwa Europy. Kto będzie tworzył trzon zespołu? Czy trener Grbić zdecyduje się na piątkę przyjmujących? A może postawi na większą liczbę środkowych?
Wydaje się, że turniej dostarczył nam sporo odpowiedzi i wskazówek.
Po pierwsze, nie powinno szczególnie dziwić, że trener Grbić pozwolił sobie na eksperymenty z różnymi wariantami. Na przestrzeni trzech spotkań niemal każdy członek zespołu otrzymał solidną dawkę gry. W piątek trener Grbić otworzył turniej parą Bartosz Bednorz – Kamil Semeniuk na przyjęciu, w ataku zaś wystąpił Łukasz Kaczmarek. Dzień później większą szansę dostali Wilfredo Leon, Aleksander Śliwka i Bartosz Kurek. Przeciwko Włochom od początku wystąpił zaś Tomasz Fornal.
Co ciekawe, momentami trener nie bał się przetestować również wariantu… z trzema przyjmującymi bez klasycznego atakującego. Ta elastyczność taktyczna i żonglerka składem może sugerować, że to właśnie pięciu zawodników na pozycji przyjmującego ostatecznie pojedzie na Mistrzostwa. Tym bardziej, że w sobotę oficjalnie poinformowano już o zakończeniu sezonu reprezentacyjnego przez Mateusza Bieńka. Ta oczywiście smutna wiadomość była najprawdopodobniej spodziewana wśród sztabu, stąd sporą szansę w trakcie trzech dni dostał Karol Kłos. I to właśnie on wraz Norbertem Huberem i Jakubem Kochanowskim prawdopodobnie zajmie miejsce kontuzjowanego kolegi.
Na plus zasługuje również Jakub Popiwczak, który zagrał przede wszystkim w sobotnim meczu przeciwko Francuzom (dostał też dwa sety w niedzielę) i pokazał, że stanowi godną alternatywę dla Pawła Zatorskiego. A może i nawet…czasem lepszą opcję?
-
Simone Gianelli dalej jest geniuszem
Może mieć czasem gorsze chwile, momenty zawahania i słabości, ale gdy przychodzą takie spotkania, jak chociażby wczorajszy mecz przeciwko Polsce, nikt już nie ma wątpliwości…Simone Gianelli dalej podtrzymuje swoją genialną dyspozycję na rozegraniu, którą prezentował w trakcie dwóch ostatnich sezonów reprezentacyjnych, udowadniając, że w tym momencie nie sobie równych na swojej pozycji. A to już na starcie daje duży handicap drużynie Ferdinando Di Giorgiego.
Wystarczy zerknąć chociażby na spotkanie przeciwko naszej reprezentacji. To prawda – Włosi zagrali solidne spotkanie jeśli chodzi o przyjęcie, ale nawet im zdarzały się pewne wpadki w tym elemencie. Tym większy podziw musiało budzić to, z jaką swobodą 27-letni zawodnik potrafił wyciągać na rozegraniu piłki, które wielu na jego miejscu nie dałoby już rady podtrzymać w grze, nie mówiąc już w ogóle o jakiejś próbie dokładnej wystawy. Gianelli – cytując klasyka – to po prostu ma, ten pierwiastek geniuszu, który wyróżnia go właśnie w spotkaniach najwyższej rangi.
Statuetka MVP turnieju absolutnie zasłużona.
-
Turniej towarzyski tylko na papierze
Na przestrzeni nieco ponad dwudziestu lat Memoriał przechodził różne fazy ewolucji, ale dzisiaj chyba już nikt nie ma wątpliwości, że to impreza, która zbudowała swoją markę i rzeczywiście stanowi ważny punkt siatkarskiego kalendarza. I to nie tylko dla kibiców reprezentacji Polski, lecz i samych zawodników i wszystkich ludzi związanych ze środowiskiem.
Oczywiście, z jednej strony mamy tu do czynienia z turniejem towarzyskim, który ma w sobie dużo pozytywnej atmosfery przyjaznej rywalizacji. Ale jest też druga strona medalu, którą także mogliśmy zauważyć w trakcie minionego weekendu. Jeśli ktoś liczył, że reprezentacje Włoch, Francji i Słowenii przyjadą do Krakowa jak grzeczni i dobrze wychowani goście, nie stawiając wielkich warunków…to szybko mógł to sobie wybić z głowy. Na boisku nie było żadnej taryfy ulgowej, a reakcje zawodników i trenerów w trakcie spotkań i na ceremonii zakończenia mówią same za siebie. Memoriał już dawno przestał być wyłącznie sparingiem. Przeciwnie, to turniej z własną tożsamością i świetną oprawą, której nie powstydziłaby się niejedna impreza FIVB czy CEV.
Dodatkowym smaczkiem jest też bez wątpienia termin rozgrywania imprezy, który już od kilku lat przypada zwykle tuz przed prestiżowymi imprezami, jak Mistrzostwa Świata czy Europy. Dla wielu szkoleniowców to kapitalny punkt przygotowań, który może dostarczyć zdecydowanie więcej odpowiedzi na nurtujące pytania niż jakakolwiek jednostka treningowa. Oczywiście, szczytowy punkt formy jest planowany na nieco późniejszy termin, lecz Memoriał Huberta Jerzego Wagnera to bardzo dobry papierek lakmusowy, który wskazuje dalszą część drogi.
Hubert Jerzy Wagner lubi to.
-
Turniej faworytów do medali
W tym roku turniej gościł wszystkie reprezentacje, które będą rywalizacji o prymat na Starym Kontynencie. I wiele wskazuje na to, że każda z tych czterech ekip może śmiało aspirować do złotego medalu. Polacy? Naszym atutem jest szeroka ławka. Włosi? Gospodarze turnieju, którzy trafili na znakomite pokolenie utalentowanych graczy. Francuzi? Wiecznie groźni, w końcu mistrzowie olimpijscy. Słowenia? Nieprzypadkowo dołączyli w ostatnich latach do siatkarskiej elity, Polacy mają z nimi kłopoty.
Mistrzostwa zapowiadają się pasjonująco.
Wojciech Kowalski