Wstałem sobie dzisiaj rano – sobie, no bo komu – i poszedłem po bułki do osiedlowego sklepu (tak, są jeszcze takie). Otwieram drzwi, a tam pani Krysia i pani Jadzia przekrzykują się wymachując bagietkami – zwolnić Brzęczka czy nie?! Naprawdę tak było. A zwolnić Brzęczka może tylko Boniek, pani Krysiu.
Nie będę tutaj opowiadał o tym, że selekcjoner to ma ciężko i źle. Bo mało czasu na szlifowanie taktyki. Ba, nasi kopacze wyglądają czasami, jakby wymagali nauki pierwszych liter taktycznego alfabetu. Nie będę też przypominał ile to Nawałka szukał zanim znalazł. To są opinie powszechnie znane. Powiem wam natomiast dlaczego jesteście tak bardzo rozczarowani reprezentacyjnym treneiro.
Otóż daliśmy sobie wmówić, że może być coraz lepiej i lepiej. Na marginesie, nie dotyczy to samej piłki nożnej, ale też bycia fit, zmieniania pracy i tak dalej. Dlatego po odejściu Nawałki trzeba było popisać się genialną strategią i zatrudnić… Franciszka Smudę! Tak jak przed dziewięciu laty. Ale mnie nikt o urządzanie reprezentacji nie pytał, całkiem słusznie.
Tak czy inaczej – wtedy wszystko w naturze by się zgadzało. Raz na wozie, a raz pod. Smuda pokazałby sporo błędów, nauczyłby naszych piłkarzy jak nie grać w piłkę. Przegralibyśmy kilka meczów, ale nikt nie pomyślałby, że może być inaczej. Do przeżycia. Na kolejną kadencję przyszedłby bardziej doświadczony Brzęczek albo zwolniony już z Cracovii Michał Probierz i znowu – powoli – mogłoby być lepiej.
Obecny selekcjoner w ogóle nie powinien być porównywany do poprzedniego. Bo poprzedni to prawdziwy przodownik pracy. Jak Aleksiej Stachanow. Abstrahując od reszty historii, był to górnik, który dawno temu zasłynął w Związku Radzieckim tym, że pewnej nocy udało mu się wypracować 1500% ustalonej przez wierchuszkę normy, czyli samodzielnie wydłubać 100 ton węgla. Można? Można! Jedyny problem był taki, że przez całą tę historię zostały podniesione normy dla wszystkich innych pracowników.
Tak samo jest z Nawałką. Nie chcę go tu wychwalać, bo hymnów pisać nie umiem, zresztą żaden z niego Guardiola (chociaż straszni nudziarze jeden z drugim, bez urazy). Chodzi o to, że norma została przekroczona. Biorąc pod uwagę mundialowy popis – na pewno nie piętnastokrotnie. Ale dość znacznie. I w efekcie poprzeczka dla Brzęczka wisi znacznie wyżej niż powinna.
Spójrzcie choćby na spisany ostatnio w „Piłce nożnej” ranking najlepszych polskich piłkarzy w ciągu stu lat. W dziesiątce jest tylko jeden z dzisiejszej kadry, zresztą poza podium. Na ostatnim – dwudziestym piątym – miejscu zmieścił się jeszcze Błaszczykowski. Nie jesteśmy więc tacy dobrzy.
Na wyroki w sprawie trenera jeszcze trochę za wcześnie – na razie mamy poszlaki, brak niezbitych dowodów. Ale, pani Krysiu, ja mówię: nie zwalniać. Brzęczku, pracuj śmiało, tylko staraj się gadać trochę mniej o Cionku. To lekcja numer jeden. Ale pracuj. Bo w sporcie raczej nie lubimy krótkich form dramatycznych.