Ciężki los garbarza

W poniedziałek rozeszła się  po Stołecznym Królewskim Mieście nowina, jakoby trener trzeciej najlepszej drużyny w grodzie miał zostać niespodziewanie zwolniony ze służby i odesłany do rezerwy. Nie dziwi termin zwolnienia, wszakże mamy już październik, który – jak powszechnie wiadomo – jest ulubionym przez działaczy okresem zmian definiowanym zazwyczaj jako „najwyższy czas”. Zdumiewa natomiast sam fakt usunięcia ze stanowiska. Przed sezonem dałbym sobie rękę uciąć, że trener Garbarni będzie ostatni w krakowskiej kolejce do zwolnienia. I teraz nie miałbym ręki. Dziwić może także nieobyczajny sposób zdymisjonowania, choć nie pierwszy raz sam zainteresowany dowiaduje się o sprawie od postronnych, dostając wcześniej zapewnienie o stabilności zatrudnienia.

Sympatycy „Brązowo-białych”, choć cierpiący ostatnio na pogłębiający się ilościowy deficyt, zostali powszechnie  uznani za bodaj najbardziej kulturalnych w lidze. Próżno na ich meczach natężać ucho w poszukiwaniu słów powszechnie uważanych za obraźliwe. Doznania słuchowe będą zupełnie inne. Nawet sędziowie gotowi są potwierdzić powyższą teorię, ponieważ największa obelga jaką usłyszeli na meczach pierwszoligowego beniaminka to „pan sędzia się pomylił” (chyba że pan sędzia jest posiadaczem tak zwanego owłosienia wirtualnego, wtedy – co osobliwe – nazywany jest odnoszącym się do tego epitetem) . Nigdy na trybunach nie było też powiewających białych chusteczek wzmagających kibicowskie żądania „Hajdo out”. Miło byłoby, gdyby do poziomu fanów dostosował się również zarząd, ale najwyraźniej oczekuję zbyt wiele. W polskich warunkach należy nawet zwrócić uwagę, że trener Hajdo nie dowiedział się o tym z mediów, a jedynie od swoich piłkarzy, za co klubowej wierchuszce należą się oczywiście brawa.

Tymczasem gdyby sięgnąć pamięcią do najnowszej historii krakowskiego futbolu, łatwo można domyślić się, że Garbarnia właściwie jest tam, gdzie nie powinna być. O ile jeszcze awans do II Ligi był spodziewany prędzej czy później, o tyle kolejna promocja pozostawała w sferze fantazji, o której nikt właściwie głośno nie mówił. Tymczasem drużyna Hajdy wygrała na koniec drugoligowego sezonu osiem z dziesięciu meczów i rzutem na taśmę zakwalifikowała się do barażu w miejsce Radomiaka, który marzenia o szczeblu centralnym musiał odłożyć w czasie raz jeszcze. I to był oczywisty błąd taktyczny. Można było, załóżmy, przegrać w ostatniej kolejce w Puławach. Albo lepiej – nie strzelać gola w końcówce barażu i odpaść po ambitnej walce z rzutami karnymi (tak odpadają wszystkie najlepsze zespoły, po ambitnej walce). W takiej alternatywnej rzeczywistości trener nie zostałby zwolniony, mało tego, byłby noszony na rękach przez kibiców. Bo na ogół lepiej wygrywać w niższej lidze, niż głównie przegrywać w wyższej. Oczywistość.

W obliczu ligowego kłopotu, jakim jest zapewne ostatnie miejsce w tabeli, niektórzy mogli stwierdzić, że zmiany są nieuniknione. Ja natomiast będę podtrzymywał, że trener powinien dostać cały sezon na udowodnienie, że jest w stanie utrzymać drużynę, a finiszu rozgrywek sprzed roku chyba nie muszę przypominać. Sam przecież wciągnął tę drużynę tam, gdzie wiadomo było, że tymczasowo się nie da. Wobec powyższego następca Mirosława Hajdy powinien zastanowić się nad jednym – czy zamiast zostać „Garbarzem” nie lepiej zostać grabarzem? Posada pewna, umierać przecież nie przestaniemy. A ryzyko, że ktoś zarzuci mu popełnienie błędu jest znacznie mniejsze.

Michał Koziana

czytaj dalej...

udostępnij na:

REKLAMA

najnowsze