Karawana pędzi dalej. Dwa tygodnie temu ścigaliśmy się w słonecznym Miami. W ten weekend lądujemy już w Europie, w nie mniej słonecznej Barcelonie. Czy GP Hiszpanii wypełni swoje przeznaczenie? A może zaskoczy nas emocjonującym wyścigiem?
Hiszpańskie legacy
GP Hiszpanii gości Formułę 1 praktycznie od początku istnienia Mistrzostw, ale historia ścigania w tym kraju sięga wczesnych lat XX wieku. Od 1951 roku aż 5 torów było gospodarzami tego wydarzenia. Nam najlepiej znany jest jednak tor, na którym bolidy rywalizują od 1991 roku aż do dziś. Mowa tu o Circuit de Barcelona-Catalunya, który, jak nazwa wskazuje, wybudowano w pobliżu stolicy Katalonii, a dokładnie w Montmelo.
Tor ten dość często jest na ustach wszystkich sympatyków królowej motosportu. Poza GP Hiszpanii gości też co roku przedsezonowe testy Formuły 1. Dzięki swojej zróżnicowanej budowie idealnie nadaje się do sprawdzenie reakcji bolidu na zarówno szybkich, jak i wolnych zakrętach. Circuit de Barcelona-Catalunya nie jest też zbyt łaskawy dla ogumienia, co sprawia, że ważne jest tutaj dobre zarządzanie oponami, a Pirelli proponuje zazwyczaj najtwardszy zestaw mieszanek z możliwych.
Tor w Montmelo zafundował nam wiele kultowych momentów takich jak zderzenie Lewisa Hamiltona i Nico Rosberga w 2016 roku. Ten sam wyścig był też debiutem Maxa Verstappena w seniorskiej ekipie Red Bulla, a zarazem jego pierwszym zwycięstwem w karierze. Holender może mieć zatem całkiem miłe wspomnienia związane z tym obiektem. Pomimo tych i wielu innych chwil ekscytacji, przywarło do niego przeświadczenie o raczej mało interesujących wyścigach. Zwykle widzimy tu niewiele manewrów wyprzedzania, a jedyną szansą na wyjazd samochodu bezpieczeństwa jest pierwsze okrążenie po starcie. Wszyscy chcielibyśmy jednak, żeby w tym roku GP Hiszpanii odczarowało trochę tę nitkę.
If it ain’t broke, don’t fix it… ale czy na pewno?
Hasłem przewodnim tej rundy są definitywnie poprawki. Od lat przyjęło się, że to właśnie na GP Hiszpanii wiele zespołów przywoziło swoje pierwsze większe ulepszenia. Nie inaczej jest w tym roku. Po 5 wyścigach rozrzuconych po całym globie, w końcu zostaniemy dłuższą chwilę na Starym Kontynencie. Głównie z tego powodu zdecydowano się na poważniejsze zmiany dopiero teraz. Wiemy, że w mniejszości będą Haas oraz Williams, którzy jeszcze w środku tygodnia zapowiedzieli, że nie przywieźli do Katalonii żadnych większych korekt i chcą wycisnąć, ile się da z dotychczasowej konfiguracji. W kontekście bolidu Astona Martina mówi się o zmienionych sekcjach bocznych, które miałyby łudząco przypominać te w samochodzie Red Bulla. Ferrari w końcu odpowie na poprawki wprowadzane już wcześniej przez ekipę z Milton Keynes i zmieni swoją podłogę, część swojego pakietu aerodynamicznego oraz, co ciekawe, zrzuci kilka kilogramów, dzięki alternatywnemu rozwiązaniu w kwestii lakierowania bolidu. Spływają też informację o wielu zmianach w Mercedesach i Mclarenach, ale na ten moment nie wiemy, o jakie części dokładnie chodzi.
Czas próby
W piątek na torze będziemy mogli obejrzeć młodych kierowców oraz kierowców rozwojowych za sterami nowych bolidów. W Red Bullu należącym do Sergio Pereza pojedzie Juri Vips, a zespół Williamsa sprawdzi, jak w ich aucie sprawdzi się obecny mistrz Formuły E — Nyck de Vries. Trójkę dopełni Robert Kubica, który na godzinę zasiądzie w fotelu Zhou Guanyu. Warta uwagi jest na pewno próba w Williamsie w związku z chodzącymi po padoku plotkami o wymianie Nicholasa Latifiego na młodego Holendra lub też Oscara Piastriego — mistrza Formuły 2 sprzed roku.
Będzie to czas próby dla tych, którym nie udało się znaleźć wolnego miejsca w żadnym z zespołów w tym sezonie, ale też dla tych, którzy już teraz walczą o najwyższe laury w królowej motosportu. Ferrari musi znaleźć coś, co pozwoli im zrównać się osiągami z poprawionym Red Bullem. Na błąd nie może pozwolić sobie Carlos Sainz, którego wyniki już nie tylko wpływają na jego własne niskie miejsce w klasyfikacji generalnej kierowców, ale znacząco pozwoliły też zbliżyć się parze Red Bulli do prowadzącego Ferrari. Po wyścigu w Miami strata ta wynosi już tylko 6 punktów. GP Hiszpanii to też „wóz albo przewóz” dla Mercedesa. Jeśli nowe korekty nie przyniosą pożądanego skutku, limity budżetowe nie pozwolą na próbowanie aż do skutku i para Russell-Hamilton będzie musiała zadowolić się tym, co mają obecnie. Na razie otwarta pozostaje kwestia mistrzostwa świata kierowców. Max Verstappen na ten moment traci 19 punktów do Charlesa Leclerca, ale jak wiadomo szala może przechylić się na stronę, któregokolwiek z tych znakomitych kierowców.
Po zwariowanych dla europejskich widzów godzinach transmisji wracamy do porządku dziennego. Kibice na pewno oblegną trybuny Circuit de Barcelona-Catalunya, by wspierać dwóch rodaków w ich domowym wyścigu. Czy spektakl będzie warty ceny biletu? Przekonamy się już w najbliższy weekend!
Rozkład jazdy:
piątek
14:00 – I sesja treningowa
17:00 – II sesja treningowa
Sobota
13:00 – III sesja treningowa
16:00 – kwalifikacje
Niedziela
15:00 – wyścig
Marta Szajkowska