Poniedziałek na Mundialu w Katarze [PODSUMOWANIE]

Za nami kolejny dzień piłkarskich Mistrzostw Świata w Katarze. W poniedziałek odbyły się cztery mecze, ostatni raz w formacie 11.00/14.00/17.00/20.00, bo od wtorku te wcześniejsze godziny zostaną pominięte. Jak przebiegały poniedziałkowe starcia?

Kamerun – Serbia

Ostatnim meczem o 11.00 na tych Mistrzostwach było spotkanie w grupie G pomiędzy Kamerunem a Serbią. Oba zespoły podeszły do tego spotkania po porażce w pierwszej kolejce. Afrykańczycy ulegli Szwajcarii 0-1, a Serbia nie sprostała Brazylii, która wygrała 2-0, było to zatem niesłychanie istotne starcie. Wynik otworzyli przybysze z Kamerunu w 29 minucie, dość niespodziewanie, bo w pierwszym kwadransie to Serbowie mieli lepsze okazje, które zmarnował Mitrović. Bramka na 1-0 padła natomiast po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, przedłużeniu go głową i na dalszym słupku akcję zamknął niepilnowany Castelletto. Gdy wydawało się, że takim wynikiem zakończy się pierwsza połowa, w doliczonym czasie gry Serbowie przeprowadzili dwa zabójcze ciosy. Najpierw w 46 minucie bramkę głową po rzucie wolnym zdobył Pavlović, którego kompletnie zgubili obrońcy Kamerunu, a w 48 minucie na prowadzenie Serbię wyprowadził Sergiej Milinković-Savić. Zawodnik Lazio wykorzystał nieodpowiedzialną stratę tuż przed polem karnym, przechwycił futbolówkę i płaskim strzałem z dystansu zdobył upragnionego gola. Po przerwie Europejczycy podwyższyli jeszcze rezultat po genialnej akcji zespołowej, którą zapoczątkował odbiór na linii środkowej. Serbowie rozmontowali perfekcyjnie defensywę Kamerunu, a Mitrović zdobył gola pakując piłkę do pustej bramki z najbliższej odległości. To nie był jednak koniec emocji. W tym spotkaniu wreszcie dostaliśmy odpowiedź, dlaczego sędziowie tak długo czekają z podnoszeniem chorągiewki przy ewentualnych spalonych. Bramka na 2-3 zdawała się być oczywistym offsidem, lecz arbiter puścił grę i lob Aboubakara dał kontakt Kamerunowi w 64 minucie. Już po chwili był remis, bo linię spalonego znów złamał Milenković, ponownie urwał się Aboubakar, lecz tym razem wyłożył piłkę jak na tacy Choupo-Motingowi, który ustalił wynik tego szalonego meczu na 3-3. Taki wynik minimalnie bardziej premiuje Serbię, która w trzeciej kolejce mierzy się ze Szwajcarią, gdy Kamerun gra z Brazylią, ale i tak obie ekipy muszą wygrać, by w ogóle myśleć o awansie.

Korea Południowa – Ghana

O 14.00 rozpoczął się mecz Korei Południowej z Ghaną i nikt nie liczył, że znów otrzymamy tego dnia prawdziwy rollercoaster, ale piłkarze byli nad wyraz szczodrzy. Korea w pierwszym meczu zremisowała bezbramkowo z Urugwajem, a Ghana uległa 2-3 Portugalii, więc też ważyły się tu losy szans na awans. Strzelanie w 24 minucie rozpoczęła reprezentacja z Afryki. Po sprytnie rozegranym rzucie wolnym i zamieszaniu w polu karnym gola zdobył Mohamed Salisu, który zachował najwięcej przytomności w tłoku. 10 minut później było już 2-0. Kolejne dośrodkowanie, tym razem z gry, i bramkę po uderzeniu głową zdobył Kudus. W pierwszej połowie Korea nie istniała, dopiero po przerwie oddał w ogóle swój pierwszy celny strzał na tym Mundialu. I wówczas się coś ruszyło w drużynie Paulo Bento. W 58 minucie mieliśmy bramkę kontaktową. Po stracie Lampteya z boku własnego pola karnego Kang-In Lee dośrodkował, a akcję głową zamknął Gue-Sung Cho. Koreańczycy ruszyli za ciosem, co przyniosło im wyrównanie już w 60(!) minucie. Bliźniacza akcja, dośrodkowanie z lewego skrzydła i główka Cho. Było 2-2, emocji co niemiara, lecz to nie był koniec. Decydującą bramkę zdobył Mohamed Kudus, który ustrzelił swój dublet w 68 minucie. Akcja lewą flanką, płaskie dośrodkowanie, kiks Williamsa, do którego adresowana była ta piłka, futbolówka przeszła do gracza Ajaxu, a ten strzałem po ziemi pokonał bramkarza Korei.

Brazylia – Szwajcaria

Poniedziałkowe późne popołudnie stało pod znakiem pojedynku na szczycie grupy G, w którym zmierzyły się zespoły Brazylii i Szwajcarii. Obie reprezentacje wygrały swoje pierwsze mecze, Helweci pokonali Kamerun 1-0 po golu Embolo, a Canarinhos Serbię 2-0 dzięki dubletowi Richarlisona. Wielką wagę meczu czuć było od samego początku, bowiem piłkarze nie ruszyli do zmasowanego ataku. Przez większość mecz Szwajcarzy znakomicie radzili sobie z atakami Brazylijczyków, raz po raz się odgryzając, ale bez większego zagrożenia pod bramką Alissona. Pierwszy poważny błąd w defensywie Helwetów zdarzył się w 64 minucie, gdy stykową piłkę środku pola zgarnął Richarlison, a sam na sam popędził Vinicius, który płaskim strzałem pokonał Sommera. Na nieszczęście dla kibiców Brazylii, napastnik Tottenhamu był na spalonym, co poskutkowało anulowaniem gola. Gdy już szwajcarscy piłkarze i sympatycy tejże reprezentacji zaczęli odliczać minuty do końca, Brazylia znów ukąsiła, tym razem zgodnie z przepisami. W 85 minucie miała miejsce kombinacyjna akcja pomiędzy Tellesem, Viniciusem, a Casemiro i ten ostatni fantastycznym strzałem z pierwszej piłki dał prowadzenie swojej reprezentacji, a koniec końców także trzy punkty. Po tym spotkaniu Brazylijczycy są już pewni awansu do dalszej fazy, a Szwajcarzy o życie walczyć będą z Serbami.

Portugalia – Urugwaj

Zwieńczeniem poniedziałku był największy hit dnia, czyli starcie Portugalii z Urugwajem. Ronaldo i spółka w pierwszej kolejce pokonali Ghanę 3-2 po szalonym meczu, który przez kuriozalny błąd Costy w ostatniej akcji meczu mógł zakończyć się sensacyjnym remisem. Urugwaj mocno zawiódł kibiców i ekspertów, bo zaprezentował się niezwykle mizernie w pojedynku z Koreą Południową, który bezbramkowo zremisował. Uważani przez wielu za potencjalnego 'czarnego konia’ Urusi byli niezwykle bezbarwni i mecz z Portugalią tylko to potwierdził. Rewelacja Mundialu w RPA nie potrafiła przejąć inicjatywy, brakowało im polotu, mieli zaledwie momenty dobrej gry, ale nie potrafili wykorzystać stworzonych sytuacji. Portugalia długo utrzymywała się przy piłce, ale nic z tego nie wynikało do 54 minuty, gdy Bruno Fernandes posłał dośrodkowanie na Cristiano Ronaldo, który zrobił ruch głową, próbując zmienić tor lotu piłki, ale nie sięgnął futbolówki. Sama próba jednak na tyle zmyliła Rocheta w bramce, że nie zdołał sparować lecącej piłki i było 1-0. Urugwaj dalej próbował cokolwiek stworzyć pod bramką Portugalii, ale niewiele z tego było. W 90 minucie ręką zatrzymał piłkę w polu karnym Gimenez, a sędzia, który początkowo puścił grę, po analizie VAR przyznał karnego Mistrzom Europy z 2016 roku i Bruno Fernandes ustrzelił dublet. Urugwaj znalazł się w bardzo nieciekawej sytuacji w tabeli. Muszą wygrać mecz z Ghaną i liczyć na to, że Korea nie pokona pewnych już gry w 1/8 Portugalczyków.

Na tym Mundialu nie było chyba jeszcze tak emocjonującego i obfitującego w pasjonujące widowiska dnia. Poniedziałek zdecydowanie nie zawiódł i kibice z niecierpliwością wypatrują kolejnych rozstrzygnięć w nadchodzących dniach. Oby pozytywnych w środę!

 

 

Mikołaj Sarnowski