Godne pożegnanie przed przerwą z angielską piłką [PODSUMOWANIE]

Ósma kolejka Premier League to już przeszłość. Najlepsza liga świata i tym razem nie zawiodła, gwarantując pasjonujące i emocjonujące widowiska, a wszystko zostało zwieńczone hitem na Emirates Stadium. Zapraszam na podsumowanie.

Zmiana lidera

Na szczycie tabeli co najmniej półtora tygodnia spędzi ekipa Tottenhamu. Po zeszłotygodniowym skandalu i podarowanym trzem punktom z Liverpoolem, tym razem Koguty zasłużenie i uczciwie wygrały 1-0 z Luton Town. Mecz nie układał się po myśli Spurs, ponieważ beniaminek postawił ciężkie warunki i dobrze się bronił. Luton zdobyło nawet gola na 1-0, lecz po konsultacji z VARem został on anulowany. Pod koniec pierwszej połowy wybitną głupotą popisał się Yves Bissouma, który mając na koncie żółtą kartkę, postanowił ewidentnie symulować przy próbie wyłudzenia rzutu wolnego, co zakończyło się dla niego czerwonym kartonikiem. Mimo gry w osłabieniu goście zdołali zdobyć gola na 1-0 w 52 minucie. Po sprytnym rozegraniu kornera James Maddison podał do Van de Vena, a ten płaskim strzałem pokonał Thomasa Kaminskiego i zagwarantował tym samym trzy punkty swojej drużynie.

Piorunująca końcówka

Niesamowity doliczony czas gry miał miejsce w starciu Manchesteru United z Brentford. Czerwone Diabły kolejny raz wyglądały bardzo kiepsko i niewiele brakowało, a zaliczyłyby kolejną wpadkę. Ponownie nie popisał się bramkarz United, Andre Onana, który strzał z 26 minuty powinien zdecydowanie obronić. Gdy już wszystko wskazywało na to, że goście wywiozą z Old Trafford pełną pulę, w 87 minucie na boisku pojawił się Scott McTominay. Szkot swoje show rozpoczął w 93 minucie, gdy doprowadził do wyrównania po zamieszaniu w polu karnym. 4 minuty później ustrzelił swój dublet po uderzeniu głową i ustalił wynik spotkania na 2-1. Zawodnicy Erika ten Haga uciekli katu spod topora, lecz nad Holendrem dalej zbierają się czarne chmury.

Hit rozstrzygnięty pod koniec

Również do samego końca na rozstrzygnięcia musieli czekać kibice zgromadzeni w północnym Londynie na mecz Arsenalu z Manchesterem City. Starcie wicemistrza i Mistrzem Anglii elektryzowało całe piłkarskie środowisko na Wyspach i nie tylko. Niestety, jak co tydzień w meczach Premier League, nie obyło się bez gigantycznych kontrowersji. W pierwszej połowie z boiska absolutnie powinien wylecieć Mateo Kovacić, który już za pierwszy faul, za który otrzymał żółtą kartkę, mógł przedwcześnie zakończyć swój udział w meczu, a już kategorycznie musiało się to stać chwilę później, gdy ponownie niebezpiecznie zaatakował zawodnika Arsenalu, będąc wyraźnie spóźnionym i nie mając szans na odebranie piłki. Tylko Michael Oliver wie, dlaczego pozostawił Chorwata na placu gry, ale na pewno powody tego stanu rzeczy nie wynikały z przepisów sędziowskich. Ogólnie całe spotkanie nie porywało, gdyż obie ekipy przede wszystkim dbały o to, aby nie przegrać i widać było, że chcą pierw zneutralizować zagrożenie ze strony przeciwnika zamiast się otwierać. Do gospodarzy szczęście się uśmiechnęło w 86 minucie. Strzał Martinellego trafił w Ake, od którego odbiła się futbolówka i kompletnie zmyliła Edersona, wpadając do bramki. Bardzo fartowny gol zaważył na zwycięstwie, bowiem Obywatele nie zdołali już zagrozić bramce Davida Rayi. Arsenal po 8 latach przełamał klątwę Manchesteru City i odniósł niezwykle ważny triumf z perspektywy dalszych kolejek, a Mistrzowie Anglii przegrali drugi mecz z rzędu pierwszy raz od pięciu(!) lat.