Finał bez niespodzianki [PODSUMOWANIE]

Przed momentem zakończył się mecz finałowy w ramach rozgrywek o Klubowe Mistrzostwo Świata w piłce nożnej. Będący faworytem zwycięzca Ligi Mistrzów z poprzedniego sezonu- Manchester City, mierzył się z triumfatorem bliźniaczych rozgrywek na kontynencie południowoamerykańskim, czyli Fluminense. Obywatele nie pozostawili rywalom złudzeń i pewnie sięgnęli po tytuł.

Szanse na niespodziankę były już przed spotkaniem mizerne. Podopieczni Pepa Guardioli to klasa sama w sobie i nie da się ukryć, że futbol klubowy na Starym Kontynencie nie ma sobie równych. Bezpośrednie dowody na poparcie tej tezy pojawiły się już w 40 sekundzie spotkania, gdy wynik otworzył Julian Alvarez. Argentyńczyk wykazał się sporym sprytem i czutką, gdy dobił strzał Ake, który odbił się od słupka. W tej sytuacji kompletnie zawaliła legenda Realu Madryt- Marcelo, który w tej sytuacji wyłożył Holendrowi piłkę niczym na tacy. Po szybko strzelonej bramce Obywatele tym bardziej kontrolowali przebieg gry, trzymali na dystans rywali i wykorzystywali spore błędy Fluminense w szeregach obronnych. Druga bramka padła w 27. minucie, gdy dośrodkowanie Phila Fodena pechowo przeciął Nino, po rykoszecie od którego futbolówka wpadła ”za kołnierz” zdezorientowanemu Fabio. Do końca pierwszej połowy i po przerwie tempo już zdecydowanie siadło. City utrzymywało się przy piłce, ale nie forsowało przesadnie, by coś z tego wynikło, a Brazylijczycy byli niezdolni do stworzenia większego zagrożenia. Mecz definitywnie został zabity w 73. minucie, gdy płaskie dogranie Alvareza z lewej strony z najbliższej odległości wykorzystał Foden. W samej końcówce gola na 4-0 zdobył niekwestionowany MVP tego meczu- Julian Alvarez. Zostawiono mu hektary wolnej przestrzeni w polu karnym, gdzie mógł sobie spokojnie przyjąć piłkę, która dodatkowo mu podskoczyła, opanować ją i płaskim strzałem w dolny róg pokonał bezradnego Nino.

Mimo otoczki finałowej i gry o trofeum, te spotkanie było bez większej historii. Od pierwszego gwizdka wszystko działo się w kontrolowanych przez Manchester City warunkach. Mimo chęci ze strony zawodników Fluminense, różnica klas była nie do obejścia. Obywatele po raz pierwszy w swojej historii sięgnęli po Klubowe Mistrzostwo Świata, a zespoły spoza Europy znów musiały obejść się smakiem. I tak najprawdopodobniej będzie jeszcze przez wiele lat.