Wróciła najlepsza liga na świecie! [PODSUMOWANIE]

Minione cztery dni, od piątku do poniedziałku, upłynęły pod znakiem powrotu angielskiej Premier League. Od pierwszego gwizdka poziom sportowy absolutnie nie zawiódł kibiców, albowiem otrzymaliśmy wiele pasjonujących pojedynków. Nie zabrakło zaciętej walki, pięknych goli oraz niestety kontrowersji.

 

Faworyci wykonali swoje zadania

Aktualny Mistrz oraz ich największy rywal z poprzedniej kampanii odhaczyły pierwszy mecz na względnie dużym spokoju. Manchester City w piątkowy wieczór inaugurował cały sezon spotkaniem z beniaminkiem z Burnley. Na Turf Moor szkoleniowiec The Clarets, Vincent Kompany miał okazję zmierzyć się z klubem, którego jest absolutną legendą. Gospodarze mieli kilka momentów i ogólnie wywarli niezłe wrażenie, ale dominacja City nie ulegała wątpliwości od samego początku, gdy już w 3 minucie strzelanie rozpoczął, a jakże, Erling Haaland. Norweg jeszcze  przed przerwą dołożył kolejne trafienie i pokazał, że znów jest gotów bić rekordy. Na kwadrans przed końcem spotkania wynik na 0-3 ustalił Rodri, który przy pierwszej bramce Haalanda zaliczył także asystę.

Arsenal swoje spotkanie rozgrywał wczesnym sobotnim popołudniem. Zawodnicy Mikela Artety na własnym stadionie podejmowali Nottingham Forest. W pierwszej połowie gospodarze, z wyjątkiem jednej akcji Forest, kompletnie stłamsili przyjezdnych. Bramki padały w 26 i 32 minucie. Najpierw genialny rajd i asystę ruletką Martinellego wykończył Nketiah, a potem pięknym strzałem zza pola karnego popisał się Bukayo Saka. Drugie 45 minut już takie kolorowe dla fanów Kanonierów nie było. Ich ulubieńcy mocno spuścili z tonu, oddali inicjatywę i o mały włos, a skończyłoby się to utratą punktów. Goście jednak zdołali wykorzystać tylko jedną kontrę i całe spotkanie zakończyło się rezultatem 2-1.

 

Strzelaniny na The Amex i St. James’ Park

Imponująco kampanię 23/24 rozpoczęły dwie rewelacje ubiegłego sezonu, czyli Brighton oraz Newcastle. Do Mew przyjechał beniaminek, Luton Town, który zebrał pierwszą z bolesnych lekcji futbolu. Wynik otworzył w pierwszej połowie Solly March, a w 71 minucie podwyższył Joao Pedro z karnego. Luton złapało kontakt również po jedenastce 10 minut później, lecz tylko podrażniło tym Brighton. Gole Adingry i Evana Fergusona w końcówce przypieczętowały pewne zwycięstwo graczy De Zerbiego.

Jeszcze więcej goli padło w starciu, które na papierze prezentowało się niezwykle ciekawie. Do Newcastle przyjechała bowiem Aston Villa, która ma iście mocarstwowe plany, co potwierdza ciekawą aktywnością na rynku transferowym. Boisko jednak te marzenia brutalnie zweryfikowało. Już od samego startu mecz ten imponował intensywnością, a w 16 minut kibice byli świadkami aż trzech trafień. W 6 minucie gola w debiucie zdobył Sandro Tonali, następnie tej samej sztuki dla The Villans dokonał Moussa Diaby, a prowadzenie Srokom przywrócił Isak. Szwed w 58 minucie ustrzelił dublet, a ostatni kwadrans to popis zmienników. Najpierw Calluma Wilsona, a potem kolejnego debiutanta, Harveya Barnesa. 5-1 i utrata kapitana z poważną kontuzją to fatalny początek sezonu dla Aston Villi, natomiast Sroki potwierdziły swój akces do walki o najwyższe cele.

 

Hitowy pojedynek śpiących gigantów na, a jakże, remis

Niedzielne popołudnie przyniosło najciekawszy mecz kolejki, czyli starcie Chelsea z Liverpoolem. Obie drużyny po bardzo słabych poprzednich sezonach, w trakcie przebudowy i z nowymi aspiracjami. Pierwsze pół godziny to wyraźna dominacja gości, która przyniosła bramkę Diaza po fenomenalnej asyście Salaha i anulowany gol Egipcjanina po minimalnym spalonym. Z czasem to Chelsea przejęła inicjatywę, dzięki opanowaniu dziurawego i niekompletnego środka pola The Reds. The Blues wyrównali stan meczu po zamieszaniu w polu karnym i strzale Disasiego, a następnie zdobyli drugą bramkę autorstwa Chilwella, którą VAR także anulował przez spalonego. Początek drugiej połowy to znów napór The Reds, lecz bez efektów, a od około 60 minuty to gospodarze dyktowali warunki, gdy goście próbowali się odgryzać. Super zawody rozegrał Enzo Fernandez, który zdominował środek z Gallagherem, a Klopp dostał potwierdzenie, że bez defensywnego pomocnika i z 1.5 gracza w środku, który potrafi bronić, nie ma czego szukać w nadchodzącym sezonie. Liverpool fatalnie rozegrał okienko i mają teraz niewiele czasu, żeby uratować skórę po kompromitacjach z Bellinghamem, Lavią czy Caicedo. Na niekorzyść Liverpoolu działa to, że rozgrywki się już zaczęły, a kluby poprzez sagę z Ekwadorczykiem dowiedziały się, że The Reds można łatwo 'wydoić’ z pieniędzy, bo są na musiku.