Finał marzeń i snów – tak najkrócej moglibyśmy określić niedzielne starcie Novaka Djokovicia i Carlosa Alcaraza. To konfrontacja, której chcieliśmy, pragnęliśmy, oczekiwaliśmy. Nie ma obecnie lepszych tenisistów na świecie i obaj panowie w pełni zasłużyli, aby stoczyć bój na najbardziej legendarnej arenie, którego zwycięzca dotknie tenisowego nieba – wygra Wimbledon.
Dokładniej mówiąc, na finał zasłużył Alcaraz. To, że w meczu o tytuł wystąpi Djoković było niemal stuprocentowo pewne. Żaden z obecnie grających tenisistów nie może równać się Serbowi na trawie. To jest jego nawierzchnia, a londyńskie korty – jego królestwem. Można powiedzieć, że Novak w owym tenisowym niebie zadomowił się na dobre. W niedzielę Serb zagra o ósmy wimbledoński triumf i wyrównanie rekordu Rogera Federera. Stwierdzenie, że przy Church Road Nole czuje się jak u siebie w domu nie jest w najmniejszym stopniu przesądzone. Kort centralny jest dla mistrza z Belgradu prawdziwą twierdzą, gdzie od dziesięciu lat nikt go nie pokonał. Ta statystyka przyprawia o zawroty głowy. Oszczędzę wyliczania ile dni, godzin, czy minut minęło od jego ostatniej porażki na tej 101-letniej arenie – z pewnością na początku meczu zrobią to realizatorzy telewizyjni. Serb nauczył się trawy. Oczywiście jest on również genialnym tenisistą na mączce, czy betonie, ale na zielonych kortach jego gra sięga często czegoś więcej, niż geniuszu – prawdziwego absolutu. Odkąd z grą pożegnał się Roger Federer, różnica pomiędzy Novakiem a resztą stawki jest jeszcze bardziej widoczna. Przecież to Szwajcar jest ostatnim jak dotąd tenisistą, który wygrał Wimbledon przed serią Djokovicia (w 2017 roku). W pamięci wielu miłośnikom tego sportu pozostaje znakomicie ich finał z 2019 roku, jeden z najlepszych finałów imprez wielkoszlemowych w historii. Mimo, że Federer pozostawał jeszcze przez dwa lata aktywnym tenisistą, to spotkanie było swoistym przekazaniem pałeczki na Wimbledonie. Od tamtego momentu pozycja Djokovicia w Londynie jest tym, czym ta Rafaela Nadala na kortach Rolanda Garrosa. Można zwyczajnie nie sympatyzować z Novakiem – to nie jest (jeszcze) karalne. Lecz trzeba mu oddać, że dzięki swemu geniuszowi uczynił Wimbledon jego własnym turniejem, na którym rokrocznie dyspozycja Serba budzi niewyobrażalny respekt przeciwników.
Co takiego wyjątkowego jest w Novaku na Wimbledonie? Trudno wskazać na jedną rzecz. Jednakże coś musi być na rzeczy, skoro przez tyle lat pozostaje tam niepokonany. Na pewno jego ogromną siłą, jest przystosowanie się do przeciwnika. Rzućmy okiem na rywali, którzy najbardziej postawili się po drodze do finału Djokoviciowi, czyli Huberta Hurkacza i Andrieja Rublowa. Mecz z perfekcyjnie serwującym Polakiem – Novak wspaniale return uje oraz wznosi własne podanie na nieosiągalny poziom, Hubert nie może nawiązać z nim gry podczas gemów serwisowych Serba. Pojedynek z próbującym go zabiegać Rosjaninem – Djoković nie gra „na raz”, podporządkuje się warunkom rywala i wygrywa większość długich akcji. Obie konfrontacje łączy jedno – reprezentant Serbii Hurkaczowi i Rublowowi oddał po jednym secie. Półfinał z Sinnerem, który prawdę mówiąc wszedł do tej fazy nieco kuchennymi drzwiami, będzie jednym z najszybciej zapomnianych w dziejach – nie ma więc co się nad nim pochylać. Drabinka turniejowa Djokovicia nie była absolutnie usłana różami. Serb pokazał kawał wyśmienitego tenisa i na pewno jest faworytem niedzielnego meczu.
Dlaczego więc cały świat tak ekscytuje się finałem? Różnica pomiędzy tegoroczną edycją, a tymi poprzednimi jest bardzo znacząca – rywal Djokovicia. Novak wygrywa Wimbledon od 2018 roku, a mocną granicą był pandemiczny sezon 2020, w którym londyński turniej nie odbył się. Od tamtego czasu, w dwóch ostatnich edycjach, przeciwnikami Serba w meczach o tytuł byli Matteo Berettini oraz Nick Kyrgios. To tenisiści świetnie grający na trawie i ich miejsce w finałach było w pełni zasłużone. Lecz równocześnie byli to zawodnicy zbyt jednowymiarowi, aby postawić się reprezentantowi Serbii. Teraz jest inaczej i naprzeciw Novaka tym razem stanie ktoś z zupełnie innej planety, Carlos Alcaraz.
Niesamowite jest to, że jeszcze miesiąc temu mało kto dawałby tak wielkie szanse Hiszpanowi w starciu z Djokoviciem na trawie. Alcaraz to urodzony „ziemniak”, w którego DNA jest gra na mączce. Na tej nawierzchni jest fenomenalny, a przecież przeskok z kortów ziemnych na trawiaste to dla większości tenisistów najtrudniejszy moment w sezonie. I w przypadku Carlosa faktycznie tak było. 20-latek przed Wimbledonem postanowił wystąpić w londyńskim Queen’s Clubie i jego pierwszy w tym roku mecz na trawie to była istna droga przez mękę. W tym momencie uwidocznił się jednak niesłychany potencjał Alcaraza – po wymęczonym zwycięstwie w pierwszej rundzie Carlos notował olbrzymi progres z meczu na mecz i w efekcie wygrał całą imprezę. Na turnieju wimbledońskim reprezentant Hiszpanii również nie grał jak z nut od samego początku. Choćby po trudnym meczu z Chilijczykiem Jarrym kwestia Alcaraza w finale poddawana była sporym, słusznym wątpliwościom. Jednakże Alcaraz pokazał, że już w tak młodym wieku posiada cechy starego mistrza, a jedną z nich jest wznoszenie gry na najwyższy poziom dopiero w zaawansowanej fazie turnieju. Ile można było naczytać się o meczu turnieju, hitowym starciu z Holgerem Rune w ćwierćfinale – Carlos załatwił sprawę w trzech setach. Spotkanie z Daniiłem Miedwiediewem również miało być trudne dla Alcaraza, to miał być długi półfinał. I co? Hiszpan ponownie zakończył go po trzech partiach. Widząc grę Alcaraza można łapać się za głowę – jego sprawność, zwinność, wyciąganie piłek z gatunku nie do wyciągnięcia, to coś fantastycznego. Tylko tak można pokonać Dżokovicia na Wimbledonie – uniwersalnością, którą ma Alcaraz.
Wszyscy w pamięci znakomicie mają mecz obu panów sprzed miesiąca. Półfinał Roland Garros był świetnym, trzymającym w napięciu meczem. Aż do problemów fizycznych Alcaraza. Sam Hiszpan wspominał, że za bardzo „podpalił się” na ten mecz. Teraz na pewno wyciągnie wnioski. To będzie z pewnością najciekawszy finał Wimbledonu w ostatnich latach. Delikatnym faworytem jest Djoković, ze względu na jego pozycję i grę na wimbledońskich kortach. Alcaraz nie jest jednak bez szans. Jeżeli ktoś ma pokonać Novaka w jego królestwie, to jest nim właśnie Hiszpan. Oby była to długa tenisowa niedziela, która dostarczy nam prawdziwej tenisowej uczty. Obecność obowiązkowa!