Ta noc była wyjątkowa dla polskich kibiców koszykówki, ponieważ przyniosła nam kolejnego Polaka w historii w najlepszej lidze koszykówki na świecie. Po Cezarym Trybańskim, Macieju Lampe i Marcinie Gortacie na parkietach będziemy mogli śledzić poczynania Jeremy Sochana. Gala draftu odbyła się w Barclays Center w Brooklynie.
Draft NBA to coroczna gala, podczas której wszystkie kluby NBA mogą wybrać nowego zawodnika do swojego składu. W tym roku zamiast 60 nazwisk było ich tylko 58, a to z tego względu, że Milwaukee Bucks i Miami Heat zostały ukarane przez władze ligi za naruszenie przepisów związanych z transferami, stąd też mogli wybierać tylko po jednym graczu. Oczywiście wymiana picków za zawodników sprawiła, że niektóre kluby jak Phoenix Suns nie miały żadnego wyboru, a niektóre miały nawet po 3-4 możliwości.
W przypadku draftu NBA nie do końca jest tak, że ekipa, która najbardziej tankuje w sezonie zasadniczym musi otrzymać pierwszeństwo w wyborze. Wszystko zależało od loterii draftu, którą wygrali Orlando Magic, czyli najgorsi w ubiegłym sezonie w Konferencji Wschodniej. Następnie w kolejce byli Oklahoma City Thunder, Houston Rockets, Sacramento Kings i Detroit Pistons. Idąc dalej docieramy na sam koniec aż do mistrza ligi, którym jest Golden State Warriors. Draft składa się z dwóch rund. Zawodnik, który gra w lidze NCAA i uczy się w Stanach Zjednoczonych musi mieć ukończone 19 lat. Limit wieku dla graczy spoza USA to 22 lata.
Pierwszym wyborem w drafcie był niespodziewanie Paolo Banchero z Duke. Orlando Magic zdecydowali się na silnego skrzydłowego z włoskimi korzeniami. Wszyscy mówili o tym, że faworytem do wyboru numer 1 jest Jabari Smith z Auburn, który poszedł z numerem 3 do Houston Rockets. Wcześniej Oklahoma City Thunder postanowiła wybrać podkoszowego Cheta Holmgrena z Gonzagi. W sumie żadnych niespodzianek nie było, ta trójka miała być na samym początku no i rzeczywiście była.
Kolejny numer to szansa dla Sacramento Kings, którzy wybrali skrzydłowego Keegana Murraya z Iowy. Po nich przyszedł wybór dla popularnych Tłoków, czyli Detroit Pistons, którzy wybrali obrońcę Jadena Iveya z Purdue. Indiana Pacers wybrali Bennedicta Mathurina z Arizony. Do Portland Trail Blazers poszedł Shaedon Sharpe z Kentucky. Pelikany zdecydowały się na Dysona Danielsa z G League. Numer 9 to był pick San Antonio Spurs. Greg Popovich będzie na pewno odpowiednią opcją dla Jeremy Sochana z Baylor, który powędrował właśnie do klubu z Teksasu. 10 zamknął Johny Davis z Wisconsin, którego wybrali Washington Wizards.
Do końca pierwszej rundy, czyli 30 picku było jeszcze aż 5 przypadków, gdy kluby decydowały się na wymiany. Łącznie takich przypadków było aż 11. W gronie potencjalnych zawodników w drafcie był jeszcze Aleksander Balcerowski, niestety on nie dostał swojej szansy nawet w 2 rundzie. Polak aktualnie przebywa na zgrupowaniu reprezentacji, aczkolwiek przed nim jeszcze jedna szansa na podpisanie kontraktu z klubem NBA, a jest nim Liga Letnia, gdzie będą występować zawodnicy, którzy dopiero otrzymali swój pierwszy kontrakt.
Jeśli zaś chodzi o Sochana to ten pokazywał dużą skalę talentu w NCAA stąd też nie powinno być zdziwienia, że został wybrany z tak wysokim numerem. W Baylor w ostatnim sezonie został wybrany przez ligę najlepszym debiutantem i najlepszym rezerwowym konferencji, w której występował jego klub. Sochan to zawodnik niezwykle wszechstronny, który może grać jako skrzydłowy, bliżej kosza, ale także potrafi rzucać z dystansu. Jego wielką siłą jest mobilność i to, że bardzo chce. Greg Popovich w San Antonio jest w stanie nauczyć Polaka wiele. Liczymy na to, że ciężka praca Jeremy’ego będzie skutkować sporą liczbą minut już w październiku.