Pierwszy wielkoszlemowy turniej w roku nieuchronnie zmierza do końca- na placu boju pozostali już tylko najlepsi. W czwartek na Rod Laver Arena zostały rozegrane półfinały pań. Naszą szczególną uwagę przykuwał drugi z nich, w którym Iga Świątek mierzyła się z Danielle Collins.
Przed nimi na kort wyszły Ashleigh Barty oraz Madison Keys. Reprezentantka gospodarzy przez turniej idzie jak burza, deklasując wszystkie rywalki i nie pozostawiając im cienia nadziei na triumf. Patrząc na jej amerykańską oponentkę w półfinale, mieliśmy nadzieje, że Keys podejmie walkę i napsuje krwi Australijce. Szybko zostaliśmy jednak ściągnięci na ziemię- już pierwszy gem zakończył się przełamaniem na korzyść Barty. Faworytka tej konfrontacji w sumie aż trzykrotnie odbierała serwis rywalce, co poskutkowało deklasującym wynikiem 6:1. Madison nie istniała. Patrząc na grę zawodniczki zza oceanu, nie można było znaleźć żadnych pozytywów. Była niczym sparaliżowana, nie funkcjonował ani serwis, ani forhend, które uznawane są za największe atuty Keys. Zaledwie 26 minut pierwszej partii zmartwiło nas, że druga nie potrwa o wiele dłużej. Na szczęście set numer dwa nie rozstrzygnął się tak szybko. Barty wydawała się spuszczać z tonu, jej przeciwniczka zaczęła natomiast grać lepiej. Zawodniczki wygrywały swoje serwisy do stanu 3:2 dla reprezentantki gospodarzy. Później nastąpiło przełamanie na korzyść Australijki i wiedzieliśmy, że powrót Keys będzie szalenie trudny. Drugi set zakończył się rezultatem 6:3. Po nieco ponad godzinie spędzonej na korcie liderka światowego rankingu mogła udać się na regeneracje, myśląc już o finale, w którym będzie zdecydowaną faworytką.
O tym, z kim tenisistka z Antypodów zmierzy się w finałowym spotkaniu, rozstrzygnął mecz Świątek-Collins. Polka rozgrywa wspaniały turniej. Półfinał Australian Open 2022 jest jej najlepszym wynikiem w karierze na kortach Mlbourne Park. Naturalne jest to, że apetyty rosną w miarę jedzenia- widząc naszą rodaczkę wśród najlepszej czwórki marzyliśmy, aby Iga wystąpiła w finale. Danielle Collins to bardzo wymagająca rywalka- zadanie było więc bardzo trudne. na tym etapie nie ma słabych zawodniczek, zapowiadał się trudny mecz. Z pewnością jeszcze przez spotkaniem pojawiały się obawy o dyspozycję fizyczną obu tenisistek, a szczególnie Polki. Panie swoje mecze ćwierćfinałowe rozegrały poprzedniego dnia, czyli w środę. Collins ze swoją rywalką uporała się w półtorej godziny, Świątek z kolei stoczyła trzygodzinny maraton w prażącym słońcu australijskiego lata. Niestety konfrontacja nie rozpoczęła się po naszej myśli- Iga straciła dwa swoje serwisy i przegrywała 0:4. Później złapała jednak wiatr w żagle- zdołała przełamać i wygrać dwa gemy z rzędu. Ostatecznie to jednak Amerykanka postawiła na swoim i po gradzie przełamań (w pierwszym secie było ich łącznie pięć- trzy na korzyść Collins i dwa dla Świątek) wygrała pierwszą partię 6:4. Problematyczne było to, że do gry Polki nie można było się przyczepić- grała poprawnie. Jednak tenisistka stojąca po drugiej stronie siatki rozgrywała wspaniałe spotkanie, posyłając prawdziwe petardy. W drugiego seta wchodziliśmy z nadzieją na to, że po dobrej końcówce pierwszej partii Iga wreszcie dojdzie do głosu. Szybko jednak została ona brutalnie porzucona- wydarzył się identyczny scenariusz, jak wcześniej. Collins dwa razy przełamała i utorowała sobie autostradę do triumfu. Naszą rodaczkę było stać na zaledwie jednego gema. Mecz zakończył się wynikiem 6:4,6:1 dla Collins. Jeśli trzeba by było wskazać jedną rzecz, która zawiodła w grze Świątek, z pewnością byłby to serwis. Słaba dyspozycja przy podaniu sprawiała, że oponentka Raszynianki swoim returnem ustawiała sobie całą wymianę, uzyskiwała przewagę w akcji. Zabrakło także prób rozbiegania Amerykanki, gra toczyła się pod dyktando tenisistki zza oceanu. Inna sprawa, że prawie niemożliwym było dyktowanie swoich warunków w meczu z tak dysponowaną Collins. Iga rozegrała słabszy mecz, który w tak długim turnieju nie jest oczywiście czymś niespotykanym. Jednak zbiegł się on ze wspaniałym spotkaniem w wykonaniu rywalki, dlatego różnica była tak ogromna. Niemniej jednak nasza najlepsza tenisistka nie ma absolutnie powodu do spuszczenia głowy. Z Australii wraca z tarczą- zaliczyła swój najlepszy występ na Antypodach, wyrównując rezultat Agnieszki Radwańskiej z 2014 i 2016. Ponadto w najnowszym notowaniu będzie zajmowała czwarte miejsce w rankingu WTA. Polscy kibice mają powód do dumy. Cieszmy się, że przyszło nam żyć w czasach takiej zawodniczki.
Finał pań zostanie rozegrany w sobotę. Miejmy nadzieję, że pogromczyni Igi Świątek zdoła się postawić Barty. Będzie to zadanie szalenie trudne, zatrzymać Ashleigh wydaje się być niemożliwe. Obyśmy zobaczyli jednak wyrównane spotkanie godne finałowej konfrontacji na turnieju wielkoszlemowym. W piątek na kort główny wyjdą panowie, aby stoczyć swoje półfinały. W pierwszym z nich, który zostanie rozegrany o 4:30 w nocy czasu polskiego, Rafael Nadal zmierzy się z Matteo Berrettinim. Później z kolei będziemy mogli rozkoszować się meczem Tsitsipas-Miedwiediew. Szykują się wspaniałe widowiska.
Jarosław Truchan