Pierwszy wielkoszlemowy turniej w 2022 roku wkracza w decydującą fazę- na placu boju pozostały już tylko najlepsze ósemki. We wtorek w Melbourne rozegrano po dwa mecze ćwierćfinałowe pań i panów.
Rod Laver Arena jako pierwsza przywitała Barborę Krejcikovą i Madison Keys. Za faworytkę tej konfrontacji bez wątpienia można było uznać Czeszkę, która w rankingu WTA zajmuje 4. pozycję. Nieoczekiwanie jednak to Amerykanka przełamała swoją oponentkę w szóstym gemie pierwszego seta. Ta przewaga wystarczyła jej do wygrania go 6:3. Drugą partię koszmarnie rozpoczęła tenisistka z Czech- od razu straciła serwis. Spowodowało to, że przed zawodniczką zza oceanu rysowała się prosta droga do triumfu w meczu. W swoim kolejnym gemie serwisowym Krejcikova jeszcze bardziej pogrzebała swoje nadzieje- bez żadnej walki oddała go rywalce. Przełamała co prawda później Keys, lecz była to jedynie połowa strat do odrobienia. Amerykanka zdołała przywrócić swoją przewagę i drugi set zakończył się wynikiem 6:2.
W drugim z wtorkowych ćwierćfinałów pań było jeszcze ciężej o dramaturgię. Jessica Pegula mierzyła się w nim z liderką rankingu Ashleigh Barty, która w tegorocznym Australian Open nie bierze jeńców i niczym walec jedzie przez kolejne rundy. Poniedziałek na kortach Melbourne Park rozbudził apetyty tenisowych fanów. Każde spotkanie w wykonaniu kobiet kończyło się wynikiem 2:1, były to niezwykle długie, zacięte, a co najważniejsze piękne mecze, wokół których można było tworzyć historie. Tym razem panie spuściły jednak z tonu. Podobnie jak wcześniejszy mecz Krejcikovej z Keys, ten również zakończyli się wynikiem 2:0 w setach. Tutaj jednak niespodzianki nie było. Wyglądająca na potężną faworytkę do wygrania całego turnieju Barty wygrała 6:2:,6:0, uwijając się ze swoją rywalką w nieco ponad godzinę.
Panowie zrekompensowali nam za to szybkie i jednostronne mecze pań. Dwa ćwierćfinały rozegrane na pełnym dystansie pięciu setów- trudno żeby było lepiej. W nocy polskiego czasu na główny kort wyszli Rafael Nadal i Denis Shapovalov. Spotkanie zapowiadało się bardzo ciekawie, bowiem żywa legenda tego sportu mierzyła się z przedstawicielem młodego pokolenia. Kanadyjczyk to zawodnik, którego tenis jest miły do oglądania, niekonwencjonalny. Wychodzenie z reguł, schematów i rutyny sprawia jednak, że Denis miewa problemy w zagoszczeniu w światowej czołówce. We wtorek przekonaliśmy się jednak, że to wcale nie sfera fizyczna jest jego największym problemem. Dwa pierwsze sety wygrał Nadal. Gdy wydawało się jednak, że mecz jest już przesądzony, a kwestia zwycięzcy rozstrzygnięta, Hiszpan zaczął mieć problemy. Widocznie było coś nie tak- grał o wiele mniej dynamicznie, nadawał piłkom mniejsze rotacje. Skutkowało to przegraniem dwóch kolejnych partii w identycznym stylu, po jednym przełamaniu na set. Przed decydującą partią w lepszej sytuacji wydawał się być pogromca Alexandra Zvereva w czwartej rundzie. Nieoczekiwanie jednak to tenisista z Majorki powrócił i wygrał piątego seta oraz cały mecz 6:3,6:4,4:6,3:6,6:3. Ponad czterogodzinna batalia potwierdziła nam , że Shapovalov nie jest zawodnikiem na wspaniałe wielkoszlemowe rezultaty. Gdy stawka w ostatniej partii była ogromna, nie radził sobie z nią i nie potrafił udźwignąć ciężaru- miał wszystko na tacy, a tego nie wykorzystał. Dodatkowo po meczu miał pretensje do rzekomego przedłużania czasu gry przez Nadala (oczywiście wszystko było zgodnie z przepisami). Ma piękny styl gry dla oka, naprawdę można bardzo polubić jego tenis, ale sfera mentalna to pole do ogromnej pracy. Śmiało można stwierdzić, że to nie Nadal wygrał mecz, a Shapovalov go przegrał.
Identyczny przebieg jeśli chodzi o wynik miało drugi wtorkowy ćwierćfinał panów. Po dwóch stronach siatki stanęli w nim Matteo Berrettini i Gael Monfils. Świetnie grający w tegorocznym Australian Open Francuz mierzył się z włoską maszyną serwisowo-returnującą. Dwie pierwsze partie padły łupem Berrettiniego, obie po jednym przełamaniu rywala. I podobnie jak w meczu Nadal-Shapovalov wydawało nam się, że ten, który musiał w nich uznać wyższość rywala nie podniesie się, tak i tym razem myśleliśmy, że Matteo szybko dopnie swego. W trzecim secie do głosu doszedł jednak Monfils i to on dyktował warunki na korcie. Panowie stworzyli świetne widowisko, którego dopełnieniem miała być piąta partia. I znów możemy doszukać się analogii do hiszpańsko-kanadyjskiego pojedynku- tam również stawialiśmy na to, że piątego seta wygra zwycięzca tych numer trzy i cztery. Znowu przeczucie większości okazało się złudne. Do świetnej gry z początku meczu wrócił Berettini, a jego rywal znowu trwał w niemocy. Tym razem Włoch przełamał Francuza dwa razy i mecz zakończył się rezultatem 6:4,6:4,3:6,3:6,6:2 na korzyść tenisisty z Italii. Widowiska, jakie stworzyła cała czwórka, z nawiązką wypełniły niedosyt po meczach pań.
Środa na Australian Open będzie dniem, podczas którego zostaną rozegrane pozostałe mecze ćwierćfinałowe. Uwagę polskich kibiców z pewnością najbardziej przykuwa pojedynek Igi Świątek z Kaią Kanepi. Trzeba więc nastawić budziki w wspierać naszą rodaczkę w walce o drugi wielkoszlemowy półfinał w karierze. Początek tego meczu nie przed 3:00 w nocy czasu polskiego- warto wcześniej położyć się spać.
Jarosław Truchan