Weekend wielkich szans – zapowiedź Grand Prix Sakhiru

Przed nami przedostatnia odsłona rywalizacji w sezonie 2020 Formuły 1. Runda numer 16 tegorocznych mistrzostw będzie chyba najdziwniejszym weekendem wyścigowym w tym i tak nienormalnym już roku. Po szalonym tygodniu w królowej sportów motorowych, czeka nas równie wariackie Grand Prix. Niecodzienny tor, George Russell w Mercedesie, dwa debiuty, a do tego walka zespołów środka stawki – przed nami fascynujące zawody!

Drugi weekend z rzędu kierowcy zawitają na tor Bahrain International Circuit. Tym razem jednak zmienimy konfigurację na tak zwaną zewnętrzną pętlę. Składa się ona z trzech długich prostych i jedynie 11 zakrętów, z czego sześć zawodnicy przejadą z gazem w podłodze. Szacowany czas okrążenia bolidem Formuły 1 na tym obiekcie jest krótszy niż minuta, a to zwiastuje wielki chaos w kwalifikacjach. Zespoły będą próbowały wykorzystać efekt strugi aerodynamicznej, żeby zmniejszyć opór powietrza. Dodatkowo, prawdopodobnie trudno będzie znaleźć sobie wolną przestrzeń na drodze, aby spokojnie przejechać okrążenie pomiarowe bez napotykania wolniejszych samochodów.

Konfiguracja toru podczas najbliższego weekendu może mieć duże znaczenie w kontekście toczącej się nadal walki w klasyfikacjach generalnych. Najciekawsza jest oczywiście rywalizacja o trzecią pozycję wśród konstruktorów. Na ten moment zajmuje ją McLaren z dorobkiem 171 punktów, 17 „oczek” mniej ma na koncie Racing Point, a 144 zdobyło jak dotąd Renault. Oprócz tego, otwartą kwestią pozostaje nadal czwarte miejsce wśród kierowców. Po awarii Sergio Pereza w Grand Prix Bahrajnu na lokatę tuż za podium awansował Daniel Ricciardo. Australijczyk zebrał do tej pory 102 punkty, a równe 100 ma na swoim koncie „Checo”. Tuż za nimi plasują się Charles Leclerc z 98 „oczkami”. To ta trójka powalczy podczas ostatnich dwóch weekendów o tytuł „best of the rest”, czyli najlepszego zawodnika spoza ścisłej czołówki. Jak na razie, w tym sezonie najlepiej przystosowanym autem do obiektów tego typu zdawała się być maszyna Renault – dobre tempo na torze Monza i rekordowy wynik drużyny podczas Grand Prix Belgii stawia ich w roli faworyta przed nadchodzącym weekendem. Gdyby Francuzom udało się zmniejszyć lub całkowicie zniwelować stratę do dwójki rywali z Wielkiej Brytanii, różnice punktowe przed Grand Prix Abu Zabi byłyby naprawdę minimalne. To oczywiście zapowiadałoby niezwykle pasjonujący wyścig.

Dużym powodem do radości jest z pewnością powrót Romaina Grosjeana do padoku. Pojawienie się 34-latka na ostatnim wyścigu sezonu nadal stoi jednak pod znakiem zapytania. Kierowca Haasa jest jednak zdeterminowany, aby pożegnać się z kibicami Formuły 1. Wyszedł ze szpitala w środę rano i już dziś odwiedził swoją ekipę w garażu. Jego partner, Kevin Magnussen, był pod wrażeniem podejścia swojego kolegi z teamu. – Odwiedziłem go w niedzielę, zaraz po wyścigu, kilka godzin po tym jak wyszedł cało z tych strasznych wydarzeń na torze. On od razu mówił o powrocie do bolidu. Wielki szacunek za to. Jego samopoczucie jest niewiarygodne po tym, przez co dopiero przeszedł. Jest w bardzo pozytywnym nastroju i podchodzi do tego z refleksją. Wydaje mi się, że naprawdę dobrze to przechodzi – powiedział Duńczyk.

Duetowi Haasa bardzo dziękował Pietro Fittipaldiemu, który zastąpi Grosjeana podczas Grand Prix Sakhiru. Dla Brazylijczyka będzie to pierwszy start w Formule 1. Ma on wspaniałą okazję do pokazania się i zaprezentowania swoich umiejętności. Nie ciąży na nim praktycznie żadna presja. Wchodzi do samochodu „z biegu”, w dodatku nie jest to – lekko mówiąc – najlepsza maszyna w stawce – nikt nie będzie oczekiwał od niego wybitnych rezultatów. 24- latek mówił o swojej radości w związku z szansą, jaką otrzymał. – To wspaniałe uczucie, marzyłem o starcie w Formule 1 odkąd zacząłem się ścigać. Miałem cztery lata, kiedy pierwszy raz wystartowałem w gokartach, więc to kompletnie surrealistyczne. Oczywiście to nie są idealne okoliczności do debiutu w związku z wypadkiem Romaina, ale szczęśliwie skończyło się to tak, jak się skończyło. – stwierdził Fittipaldi. Podkreślał również, że koledzy z zespołu wyciągnęli do niego pomocną dłoń. – Może nie pojadę dla najlepszej drużyny, ale dla mnie to wspaniała grupa ludzi. Ludzie których mamy tu, w Haasie, pomagali mi już wielokrotnie – inżynierowie, mechanicy, których znam od dwóch lat. Kevin i Romain także, bardzo mnie wspierają i są bardzo otwarci. Wiedzą, że to mój pierwszy wyścig w F1 i będzie mi trudno ze względu na wszystkie procedury, ale cała ekipa jest niezwykła, to ogromna zaleta i bardzo mi to pomaga – rzekł Brazylijczyk.

Drugim debiutantem, który przyciągnie uwagę podczas tego weekendu, jest Jack Aitken. Brytyjczyk nie mógł się doczekać swojej szansy i bardzo liczył na okazję wystąpienia w aucie Formuły 1. Był tak podekscytowany, że sam skontaktował się z teamem. – Byłem tak niecierpliwy, że sam zadzwoniłem do zespołu i zapytałem: „Co się dzieje?”. To było wtorkowe popołudnie. Drużyna odpowiedziała: „Monitorujemy sytuację, damy ci znać. Po prostu czekaj spokojnie.” Czekałem więc przez kilka godzin. Rano, kiedy dostałem informację, ogłoszono ją po godzinie, wszystko poszło naprawdę szybko – zdradził 25-latek. Wyznał również, że nie przeraża go to wyzwanie. – Oczywiście, to dla mnie wielka szansa, ale od dawna na nią czekałem i czuję się gotowy. Podejdę do weekendu jak zwykle, nie myślę zbytnio o przyszłości. Myślę, że mam wszystko czego potrzebuję, żeby sobie poradzić i na tym się skupiam – ocenił Aitken.

Największą szansę, a za razem największe wyzwanie, ma przed sobą w ten weekend George Russell. Brytyjczyk staje przed perspektywą prowadzenia najlepszego bolidu w stawce, a to oznacza konieczność zapewnienia pewnego rezultatu. Dla 22-latka może być to moment przełomowy w karierze. Jeśli uda mu się zdobyć podium lub być blisko niego, udowodni, że jest gotowy na poważne wyzwanie w ekipie z czołówki. Gdyby w dodatku pokonał Valtteriego Bottasa, co jest wątpliwe, ale możliwe, opinia publiczna wręcz domagałaby się Russella w Mercedesie w sezonie 2022. Jeśli jednak skończy wyścig w okolicach końca pierwszej dziesiątki, albo co gorsza – nie zdobędzie punktów, wtedy jego przygoda w Formule 1 może być w bardzo poważnych tarapatach. Oczywiście, George wchodzi do samochodu bez większych przygotowań, ale jest to jednak auto szybsze o co najmniej 0,5 sekundy na okrążeniu od każdego innego w stawce. Brytyjczyk znalazł się pod wielką presją już po swoim wypadku na Imoli, a jeśli nie wykorzysta kolejnej – i to jak doskonałej – okazji do zdobycia punktów, całe środowisko zacznie stawiać pod znakiem zapytania jego umiejętności.

Kierowca Williamsa docenia szansę daną mu przez aktualnych mistrzów. – To znaczy dla mnie ogromnie wiele, że Mercedes daje mi tę okazję. Wiem, że nie było to dla nich łatwe i włożyli wiele w finalizację tej umowy… Naprawdę doceniam wszystko, co dla mnie zrobili – kask przygotowany w 24 godziny i kombinezon wyścigowy, który przeleciał z Włoch do Wielkiej Brytanii i dopiero do Bahrajnu. – mówił Russell. Sam zawodnik nie czuje nacisku ze strony ekipy. – Z mojej perspektywy nie wydaję mi się, żeby była jakaś presja. Zostałem wybrany z zaskoczenia, nie byłem w symulatorze Mercedesa przez ostatnie dwa lata. Mój fotel nie był używany od trzech lat i mam tyle informacji do przyswojenia. Dodatkowo rywalizowanie z Valtterim nie będzie proste. Wydaję mi się, że jestem w dobrym położeniu i nie nakładam na siebie dodatkowej presji – rzekł Brytyjczyk.

 

Autor: Adam Wojtowicz

Źródło: f1.com