Zespoły F1 mają to do siebie, że trafiają im się sezony perfekcyjne, a także sezony fatalne. Następuje to zazwyczaj po okresie ich dominacji. Tak było z Scuderią Ferrari i erą Michaela Schumachera. Podobnie stało się z Sebastianem Vettelem i jego Red Bull Racing. Z zespołem z Woking było inaczej. Nie dominowali, a przynajmniej nie robili tego w XXI wieku.
Mercedes
Jak dobrze wiemy był i nadal jest popularnym dostawcą silników w F1. Wielkie sukcesy odnosili we współpracy z zespołem McLarena. Team z Woking miał bardzo dobry, konkurencyjny bolid, fantastycznych kierowców i przede wszystkim silnik, który dorównywał jednostkom napędowym Scuderii Ferrari. To było idealne małżeństwo, do czasu. W grudniu 2009 roku koncern z Stuttgartu zdecydował się wykupić mistrzowskią ekipę BRAWN GP. Niemcy na czele z Rossem Brawnem oraz Nico Rosbergiem i Michealem Schumacherem za kierownicą wrócili z przytupem. Sukcesów wielkich nie było, ale zespół był sensownie budowany od podstaw. Tym sposobem cały zapał w Mercedesie był kierowany na rozwój własnego bolidu i wszystkich innych czynników z tym związanych. Mniejszą wagę przywiązywano do silnika, który był dostarczany do konkurencji. Tak oto niemiecki zespół stawał się coraz lepszy i pozyskał asa McLarena – Lewisa Hamiltona. Brytyjczyk od 2013 roku jest zawodnikiem stajni ze Stuttgartu. Dobrze wiedział że będzie miał większą szansę na walkę o tytuły w Niemieckiej ekipie. W Woking wiedzieli, że trzeba jakoś zastąpić brytyjczyka. Sergio Perez i Jenson Button to był duet na pierwszy sezon od dawna bez Lewsia Hamiltona w ich samochodzie. Przy budowie nowego bolidu (MP4-28) zdecydowano się na dokonanie dużych zmian w budowie tylnego skrzydła, wlotów powietrza, a także na większe wyprofilowanie i podniesienie przedniego nosa. Zmiany te miały pozwolić ekipie na walkę o tytuł mistrzowski w obu klasyfikacjach. Efekt był jednak zupełnie odwrotny. Sezon 2013 okazał się najgorszym od 1980 roku. Po raz pierwszy od 33 lat żaden z kierowców nie stanął na podium w żadnym z wyścigów. Sukcesem wartym odnotowania była niezawodność bolidu – obaj kierowcy dojeżdżali dziewiętnastokrotnie do mety. Choć Button i Pérez w większości wyścigów zdobywali punkty, to były to zazwyczaj niewielkie zdobycze. Tylko w dwóch wyścigach suma oczek zdobyta przez obu kierowców przekroczyła 10 punktów. Wcześniej, 14 marca 2013 roku ogłoszono, że sezon 2013 będzie ostatnim sezonem współpracy McLarena z koncernem Vodafone, który był sponsorem tytularnym od 2007 roku, a w kolejnym sezonie partnerem zespołowym Buttona miał być sympatyczny Duńczyk, Kevin Magnussen, ówczesny mistrz Formuły Renault 3.5.
Ostatnie chwile wielkości
Po nieudanym sezonie 2013, przed rozpoczęciem kolejnego doszło do wielu zmian personalnych w ekipie. Niespodziewanie w styczniu 2014 roku Ron Dennis został mianowany przez udziałowców nowym dyrektorem wykonawczym McLarena. Szef grupy McLaren zastąpił na tym stanowisku Martina Whitmarsha. Dennis przeprowadził restrukturyzację zespołu, w ramach której dyrektorem wyścigowym został były szef Lotusa Éric Boullier. Sezon ten oznaczał również znaczące zmiany w budowie silnika, ale i także w budowie bolidu i aerodynamice. Ponadto w związku z zakończenie współpracy z firmą Vodafone, która pełniła rolę sponsora tytularnego ekipy, zmianie uległy także barwy bolidu, który podczas prezentacji był całkiem szary. W przeciągu całego sezonu nie znaleziono sponsora tytularnego, w związku z tym w wyglądzie bolidu MP4-29 szachowano tylko logotypami sponsorów. Pierwszy wyścig sezonu – Grand Prix Australii zapowiadał powrót McLarena do walki o tytuły mistrzowskie. Debiutant, Kevin Magnussen, stanął na drugim stopniu podium, a Button był trzeci. Po dobrym początku im dalej w las tym było gorzej. Poza wyścigiem w Australli ani razu nie udało się zawodnikom McLarena przyjechać w pierwszej trójce. Mimo to sezon 2014 był lepszy w wykonaniu zespołu z Woking w porównaniu do poprzedniego. Razem z końcem sezonu jednostkę napędową brytyjczykom przestał dostarczać Mercedes. To był gwóźdź do trumny, jak się później okazało.
Powrót do przeszłości
Od sezonu 2015 Mclaren był napędzany przez silniki Hondy która wróciła do Formuły 1. Japoński producent już w przeszłości był związany ze stajnią z Woking, kiedy to dostarczał jej swoje silniki w latach 1988-1992. Duet McLaren-Honda zdobył wówczas po cztery tytuły wśród konstruktorów oraz kierowców. Wszyscy wiedzieli, że początki będą trudne i takowe były. Zakontraktowali Fernando Alonso który został zespołowym kolegą Jensona Buttona. Doświadczenie miało pomóc w rozwijaniu bolidu a przede wszystkim silnika, którego jakość i bezawaryjność miała kolosalne znaczenie. 27 punktów i dużo awarii to wynik pierwszego sezonu z japończykami po ich powrocie. Ale były prognozy na kolejne lepsze sezony i rzeczywiście w 2016 roku było lepiej. 76 punktów i mocne 6 miejsce w klasyfikacji konstruktorów powodowało coraz większą wiarę w ten zespół, fanów i osób postronnych. Wszystko posypało się w sezonie 2017. Kolosalna ilość awarii w bolidzie przelała czarę goryczy i zespół z Woking rozstał się z Hondą, płacąc im bardzo duże odszkodowanie za zerwanie umowy. 30 punktów to nie wynik który napawał optymizmem dlatego podjęto ostrą decyzję. Zarządzono by przenieść się na silniki Renault, a więc te same jednostki które posiada Red Bull Racing czy fabryczna ekipa Renault.
Może batonika?
Atmosfera w McLarenie gęstniała z tygodnia na tydzień po rozpoczęciu nowego sezonu, gdy okazało się, że przesiadka z silników Hondy na jednostki Renault nie dała zespołowi miejsca z powrotem w czołówce MŚ. Choć kierowcy osiągali dużo lepsze rezultaty niż przed rokiem i zespół punktował regularnie, to pojawiły się problemy z awaryjnością MCL33. Jeden z Brytyjskich dzienników podał, że to doprowadziło do buntu wśród pracowników fabryki zespołu. Niektórzy nalegali by na stanowisko szefa wrócił Martin Whitmarsh, który oznajmił, że jest mu smutno gdy widzi to co się dzieje z jego byłym zespołem. Największa wina leży po stronie Hondy, tak mówił każdy. Nic bardziej mylnego. McLaren w tym sezonie radzi sobie trochę lepiej, ale nadal nie jest w stanie gonić liderów. Mając taki sam silnik jak Red Bull Racing sprawą wiadomą jest, że coś zostało popsute w projekcie bolidu. Zbyt duży docisk generowany przez konstrukcję w kolorze „Papaya Orange” sprawia problemy w osiąganiu prędkości zbliżonych do austriackiego zespołu. Problemy miewają i na prostych i w zakrętach. Ewidentnie w McLarenie ktoś przedobrzył. Do rozmowy na temat atmosfery z brytyjskim zespole namówiono paru pracowników, którzy chcieli pozostać anonimowi. Okazało się, iż kierownictwo zespołu z Woking za wylewanie ostatnich potów przez całą dobę podczas poprawiania nie udanej konstrukcji zaoferowało pracownikom batonika! Tak batonika! I to nie byle jakiego! Wartego 25 centów! Taki rodzaj nagrody pokazuje śmieszność całego zespołu McLarena! Potrzebna jest rewolucja i to dość spora. W całym pionie sportowym, nie tylko w kwestii F1. Sami zarządcy zespołu przebąkują o udziale w Le Mans lub Indy to pokazuje, brak wizji w jednym sporcie. Jeśli rozdrabniamy się na kilka sportów a nie działamy w konkretnie jednym nie mamy szans na osiągnięcie sukcesu. Przykładem pracy u podstaw może być Mercedes. Zespół który będąc tylko znaną marką stał się dominatorem!
Wszyscy w McLarenie tuszują czekoladową aferę. Tak jak przez parę dobrych lat mieliśmy wrażenie indolencji Hondy. W sezonie 2017 McLaren osiągnął sportowe dno, tak się wtedy wydawało. Finansowo ich wyniki na torze też nie pomagają. Sezon 2018 to przebicie się przez to dno. Okazało się, że można upaść jeszcze niżej. Wielka szkoda. Fatalna forma utytułowanych zespołów F1 boli najbardziej. Oby wrócili jak najszybciej.
Mateusz Lamch