Holender Fabio Jakobsen z ekipy Deceuninck-Quick Step został zwycięzcą pierwszego etapu 77. Tour de Pologne. Na mecie w Katowicach uległ jednak groźnemu wypadkowi i przewieziono go do szpitala. Trwa walka o jego życie.
Pierwszy linię mety minął inny Holender Dylan Greonewegen (Jumbo-Visma), ale tuż przed „kreską” zepchnął na barierki swojego rodaka. Jakobsen z ogromnym impetem wpadł na płotki i wyłamał je, zderzając się z sędzią obsługującym fotokomórkę.
Płotki i rowery fruwały w powietrzu. Już za metą przewrócił się sam Groenewegen i kilku innych zawodników.
Po chwili odezwały się sygnały karetek pogotowia. Na miejscu rozpoczęto akcję reanimacyjną Jakobsena. Przyleciał też helikopter ratunkowy. Sędzia Andrzej Lewandowski został mocno poobijany, ale jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Jak poinformano PAP z biura prasowego wyścigu, Jakobsen znajduje się w stanie śpiączki farmakologicznej, a jego stan jest określany jako poważny.
Groenewegen został wykluczony z wyścigu.
Według obserwatorów wina Groenewegena nie podlega dyskusji. Zanim sędziowie ogłosili jego dyskwalifikację, dyrektor wyścigu Czesław Lang nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Szef polskiej reprezentacji Marek Leśniewski, srebrny medalista olimpijski z Seulu (1988), przyznał, że jeszcze nigdy nie widział tak strasznego wypadku i że całkowitą odpowiedzialność ponosi Groenewegen, który swojemu rodakowi nie tylko zablokował drogę, ale jeszcze „włożył łokieć”.
Postawą Groenewegena byli oburzeni koledzy Jakobsena z ekipy Deceuninck-Quick Step. „Muszą go zawiesić dożywotnio. Do cholery, wstydź się” – skomentował na Twitterze Remco Evenepoel, wschodząca gwiazda kolarstwa belgijskiego, a słynny dyrektor sportowy Patrick Lefevere ocenił, że to, co zobaczył, to „kryminał”.
Organizatorzy włożyli wiele wysiłku, aby rywalizacja przebiegała bezpiecznie. Wdrożono ścisły reżim sanitarny. Na Stadionie Śląskim, skąd kolumna wyjechała na trasę pierwszego etapu, praktycznie nie było widać kibiców. Kolarze podjeżdżali na start honorowy w maseczkach, które zdejmowali w trakcie rundy po bieżni. Podczas wyścigu będą ich obowiązywać różne rygory, np. nie wolno im wyrzucać na pobocze bidonów ani opakowań po jedzeniu.
Już na pierwszych kilometrach odskoczyli od peletonu Maciej Paterski z reprezentacji Polski, Kamil Małecki z grupy CCC, Brytyjczyk Sam Brand (Novo Nordisk) oraz Holender Julius van den Berg (EF).
Pierwszą lotną premię w Piekarach Śląskich (13 km) wygrał Paterski, pokonując w pojedynku sprinterskim Małeckiego, a sytuacja powtórzyła się na drugiej premii przy zamku Ogrodzeniec (80 km) i na trzeciej w Siemianowicach Śląskich (140 km). W ten sposób doświadczony reprezentant Polski wywalczył ciemnoniebieską koszulkę najaktywniejszego.
Małeckiemu przypadła na pocieszenie wywalczona na rundach w Katowicach najlepszego „górala”, a bonifikaty z lotnych premii wywindowały go na czwarte miejsce w klasyfikacji generalnej. Mógł być w niej wyżej Paterski, ale przyjechał do mety ponad dwie minuty za peletonem.
Między pierwszą a drugą lotną premią zanotowano największą przewagę uciekającej czwórki – cztery i pół minuty. Peleton jechał spokojnie, zachowując przez długi dystans dwie minuty straty do czołówki, a przyspieszył dopiero w Katowicach, likwidując akcję 16 km przed metą.
Na ostatnich kilometrach doszło do kilku kraks, które wyeliminowały z walki sprinterskiej m.in. Niemca Johna Degenkolba (Lotto-Soudal) i Alana Banaszka z reprezentacji Polski, ale do najgroźniejszej doszło tuż przed metą. Przy katowickim „Spodku” osiągane są największe prędkości w Tour de Pologne, nawet do 80 km/h, czemu sprzyja prowadząca lekko w dół aleja Wojciecha Korfantego. Stąd jeszcze większy niepokój o zdrowie i życie Jakobsena.
Najlepszy z Polaków, Szymon Sajnok z ekipy CCC zajął w Katowicach szóste miejsce.
W czwartek odbędzie się kolejny sprinterski etap z Opola do Zabrza (151,5 km).