Sergio Perez przekuwa pole position w zwycięstwo w Grand Prix Arabii Saudyjskiej! Meksykanin nie dał szansy startującemu obok Alonso i wygrał zacięty korespondencyjny pojedynek z zespołowym kolegą – Maxem Verstappenem. Po kilku zwrotach akcji ostatecznie trzecie miejsce przypada Fernando Alonso, który świętuje swoje setne podium w karierze.
O samym wyścigu słów kilka…
Zgodnie z oczekiwaniami Fernando Alonso pokusił się o objęcie prowadzenia już w pierwszym zakręcie. Perez spróbował odważnie zamknąć Hiszpanowi wewnętrzną, ale ostatecznie, pomimo lepszej od rywala reakcji na polach startowych, kierowca Red Bulla został zepchnięty na drugą pozycję. Poza pierwszą dwójką walkę stoczyli również Stroll z Sainzem, a Oscar Piastri zaliczył delikatny, ale dość dotkliwy dla bolidu kontakt z Gaslym. Już podczas kolejnego okrążenia zostaliśmy poinformowani o możliwym błędzie w ustawieniu na polu startowym w wykonaniu Alonso. Sędziowie nie potrzebowali dużo czasu, by przyznać dwukrotnemu mistrzowi świata karę 5 sekund. Dość abstrakcyjny jest fakt, że jest to już drugi tego typu błąd w obecnym sezonie. O sytuacji z Estebanem Oconem podczas wyścigu w Bahrajnie mało kto zdołał jeszcze zapomnieć. Szczególnie bawi kolejne deja vu, które dało o sobie znać w dalszej części dystansu.
W środku stawki w górę przebijali się Charles Leclerc i Max Verstappen. Pierwszy przesunięty tam w wyniku kary 10 miejsc za ponadwymiarową wymianę elementu elektroniki sterującej, drugi po awarii, która wykluczyła go z walki jeszcze na początku Q2. Po starcie Monakijczyk zdołał nadrobić 3 pozycje, Holender o jedną mniej. Po 10 okrążeniach byli już w pierwszej dziesiątce (7. i 9. miejsce). O tym, że widać było wyraźną przewagę prędkości Red Bulla nad resztą bolidów raczej nie trzeba mówić. Kolejne pięć kółek później byli już bezpośrednio za piątym w tamtym momencie Sainzem. W międzyczasie krótko potrwała przygoda Fernando Alonso z prowadzeniem całej stawki, bo Perezowi wystarczyły cztery okrążenia od startu, by swoją pozycję z kwalifikacji odzyskać.
Tutaj następuje najważniejsze przełamanie, które w ostatecznym rozrachunku nieco popsuło nam obiecujące widowisko. Na osiemnastym kółku w zakręcie trzynastym na polecenie swojego inżyniera zatrzymał się Lance Stroll. Po kamerze z kokpitu, która uchwyciła wydobywający się spod pokrywy silnika dym, można było domyślać się, że awaria dotyczyła jednostki napędowej. Żółtą flagę sędziowie zamienili na samochód bezpieczeństwa, choć jego konieczność może być poddawana pod wątpliwość. Kanadyjczyk nakierował swój bolid praktycznie idealnie na przerwę w barierze, która pomaga służbom bezpieczeństwa w szybkim usunięciu wszelkiego zagrożenia z toru. Sam punkt znajduje się w naprawdę sporej odległości od faktycznej nitki stąd tak wiele pytań. Kontrola wyścigu tłumaczyła się później, że zdecydowała się na ten krok, bo nie mogła w porę ustalić dokładnej lokalizacji, w której zatrzymał się uszkodzony bolid.
SC części stawki pomógł (patrz Red Bull), a innymi, jak chociażby kierowcy Ferrari, pokrzyżował naprawdę dobrą strategię, którą mogli zyskać nad rywalami. Samochód bezpieczeństwa zjeżdża do boxu dwa okrążenia później, a restart nie przynosi żadnych rewelacji, których zwykle spodziewamy się po torze w Dżuddzie. Do 25. okrążenia Max Verstappen jest już drugi, co przed wyścigiem przewidział żartobliwie Alonso. Ma do swojego zespołowego partnera nieco ponad 5 sekund straty. W tym samym czasie w bolidzie Alexa Albona szwankują hamulce, co zmusza Taja do wycofania się z wyścigu. Na szczęście udało mu się bezpiecznie dotrzeć do swoich mechaników, a więc jego awaria nie miała większego wpływu na wydarzenia na torze.
Pomyśleć można byłoby, że Maxowi Verstappenowi łatwo będzie zniwelować te pięć sekund w przeciągu kolejnych 25 okrążeń. Tak się jednak nie stało, a to za sprawą równego tempa, które utrzymywał Sergio Perez. Czasy na jednym okrążeniu tych dwóch dżentelmenów dzieliło nie więcej niż kilka setnych sekundy, co uniemożliwiło szybką redukcję dystansu.
Kiedy w czołówce wypracował się pewien constans, więcej emocji przeniosło się na okolice ostatniej punktowanej pozycji. Na dwunastego Nico Hulkenberga czaił się Logan Sargeant. Ambitne były zamiary Amerykanina wraz ze swoim zespołem, ale Hulkenberg utrzymał swoją pozycję, a kierowca Williamsa musiał zacząć się martwić tym, co za jego plecami. Tegorocznego debiutanta pod koniec wyścigu zaczęły naciskać Mclareny, z czego nawiązało się kilka ciekawych manewrów.
Wracając jednak do czołówki, Max Verstappen ostatecznie nie dogonił prowadzącego Pereza, ale zdołał wyrwać mu na ostatnim okrążeniu najszybszy czas wyścigu. Mała rzecz, ale ważna na tym etapie w kwestii tego, kto znajduje się obecnie na pozycji lidera klasyfikacji generalnej kierowców. Meksykanin nie ukrywał niezadowolenia, że zespół nie poinformował go o tym ruchu obecnego mistrza świata. W efekcie to Verstappen ma na swoim koncie o jeden punkt więcej od swojego partnera w Red Bullu.
Jest kara czy jej nie ma?
Poruszmy jeszcze temat wisienki na torcie, mianowicie kontrowersji związanych z karą dla Fernando Alonso. Na około 10 okrążeń przed końcem wyścigu Mercedes odezwał się do George’a Russella, jadącego na czwartej pozycji, sugerując, że Fernando Alonso może być zagrożony kolejną karą, a Brytyjczyk ma podkręcić tempo, by cały czas oscylować poniżej granicy 5 sekund za Hiszpanem. Nie było jednak mowy, o jakie przewinienie może chodzić. Aston Martin, widząc co robi ekipa z Brackley, dała znać swojemu kierowcy, by również poprawił czasy swoich przejazdów i uciekł rywalowi.
Russell na mecie nie zmieścił się w 5 sekundach, a cała sprawa na chwilę ucichła. Hiszpan mógł cieszyć się swoim setnym w karierze podium i drugim trzecim miejscem w sezonie. Tuż po tym, jak cała trójka rozeszła się już do garaży, na swoich ekranach zobaczyliśmy komunikat, że Alonso faktycznie jest pod okiem sędziów, a konkretnie za możliwe nieprawidłowe wykonanie przyznanej mu wcześniej kary. Za takie przewinienie dwa tygodnie temu Esteban Ocon zebrał nie 5 a 10 sekund kary. Podobny werdykt padł w przypadku kierowcy Astona Martina, co pozbawiało go podium na rzecz Russella.
To nie był jednak koniec sagi spóźnionych decyzji. Chwilę po 23:00 polskiego czasu w mediach pojawił się jeszcze jeden komunikat od sędziów, który cofnął przyznaną Alonso karę, którą wcześniej miało spowodować trzymanie tylnego podnośnika pod samochodem, zanim upłynął czas przewidziany na karę. W teorii jakiekolwiek przedwczesne dotknięcie bolidu przed upłynięciem przyznanego czasu uznane jest za nieprawidłowe wykonanie kary. Co wpłynęło na zmianę decyzji? Aston Martin nie zgadzając się z werdyktem sędziów, argumentował, że jeśli jedynym wyjątkiem od braku możliwości dotykania bolidu jest przedni podnośnik, to w taki sam sposób powinno się traktować również i tylny podnośnik, który pozostaje w stałej pozycji. Grono stewardów przyznało przedstawicielom ekipy rację, stąd zmiana zdania. W taki oto sposób nasze podium w końcu zostało oficjalnie dopełnione.
Wyniki:
- Sergio Perez (Red Bull Racing RBPT)
- Max Verstappen (Red Bull Racing RBPT)
- Fernando Alonso (Aston Martin Aramco Mercedes)
- George Russell (Mercedes)
- Lewis Hamilton (Mercedes)
- Carlos Sainz (Ferrari)
- Charles Leclerc (Ferrari)
- Esteban Ocon (Alpine Renault)
- Pierre Gasly (Alpine Renault)
- Kevin Magnussen (Haas Ferrari)
- Yuki Tsunoda (Alpha Tauri RBPT)
- Nico Hulkenberg (Haas Ferrari)
- Zhou Guanyu (Alfa Romeo Ferrari)
- Nyck de Vries (Alpha Tauri RBPT)
- Oscar Piastri (Mclaren Mercedes)
- Logan Sargeant (Williams Mercedes)
- Lando Norris (Mclaren Mercedes)
- Valtteri Bottas (Alfa Romeo Ferrari)
DNF
Lance Stroll (Aston Martin Aramco Mercedes)
Alexander Albon (Williams Mercedes)