Absolutnie kultowy, obok Indianapolis czy Brooklands jeden z najstarszych torów wyścigowych na świecie – Monza! W ten weekend Formuła 1 powraca do Italii, by sprawdzić, kto tym razem wypadnie jako pierwszy ze słynnej Parabolici (czy raczej zakrętu imienia Michele Alboreto) i zgarnie trofeum w niedzielne popołudnie.
Świątynia szybkości
The Temple of Speed – tak określane jest właśnie Autodromo Nazionale di Monza. Przydomek nadany nie bez powodu, bo to właśnie szybkość jest tym, co tor taki jak Monza premiuje najbardziej. Składa się głównie z długich prostych oraz szybkich zakrętów. Zespoły, przyjeżdżając do położonego nieopodal Mediolanu miasteczka, zabierają ze sobą bolidy wyposażone w raczej najmniejsze z możliwych tylnych skrzydeł. To wszystko, by jak najbardziej zmniejszyć opór aerodynamiczny i wyłuskać maksimum prędkości. Nie inaczej jest i w tym roku. 7 z 10 ekip na tegoroczne GP Włoch pokusiło się na takie pakiety, kiedy AlphaTauri, Alfa Romeo oraz Haas pozostały przy swoich dotychczasowych konfiguracjach.
Świątynia cierpienia
Monza to także miejsce ściśle związane z ogromnym bólem. Od 1922 roku na tym torze życie straciło aż 52 kierowców. Formule 1 najbliższe będą chyba 4 nazwiska: Ascari, Von Trips, Rindt oraz Petersen. Alberto Ascari jako jedyny z całej czwórki śmierć poniósł nie tyle w wyścigu F1, a podczas testu Ferrari 750 Monza w 1955 roku, którym wraz z Eugenio Castelottim mieli pokierować w wyścigu długodystansowym na tym samym torze. Na cześć dwukrotnego mistrza świata w miejscu wypadku, znajduje się teraz szykana nazwana jego imieniem (Variante Ascari). Historia Wolfganga Von Tripsa splata się z częścią toru, która choć już dawno nie używana pozostaje ciekawym miejscem do odwiedzenia. Chodzi tutaj o fragment owalu, który kiedyś obejmowała konfiguracja toru. Tam niestety życie stracił właśnie Von Trips. GP Włoch 1961 było ostatnim jakie użyło nieszczęsnego owalu. Obecnie najczęściej zobaczymy go we wszelkich materiałach promocyjnych, jakie kierowcy i zespoły umieszczają na swoich mediach społecznościowych.
Kolejne tragiczne lata w historii Monzy to rok 1970 oraz 1978, czyli lata śmiertelnych wypadków Jochena Rindta oraz Ronniego Petersena. Pierwszą historię zalecamy tylko ludziom o mocnych nerwach, bo ciąg zdarzeń, jaki doprowadził do zgonu późniejszego mistrza świata sezonu 1970 jest dość drastyczny. Petersena z kolei wyratowano z płonącego bolidu i przewieziono do szpitala. Jego skutki były jednak na tyle opłakane, że doprowadziły do śmierci kolejnego poranka.
Świątynia emocji
Do tej pory kierowcy mają dość duży respekt do tego toru i niejednokrotnie powtarzają, że bywa piekielnie niebezpieczny, nawet po wielu przebudowach. Gdyby nie system HANS na własnej skórze przekonałby się o tym Carlos Sainz, który w zeszłym roku po wypadnięciu z toru, dość mocno uderzył w barierę obok szykany Ascariego. To jedynie czubek góry lodowej jeśli chodzi o wydarzenia z zeszłego roku. Wszyscy na pewno pamiętamy dublet Mclarenów okraszony dość poważnym wypadkiem dwóch największych rywali w walce o tytuł mistrzowski. Po raz kolejny system HALO uratował kierowcy zdrowie, kiedy koło bolidu Verstappena przejechało po górnej konstrukcji zderzeniowej bolidu Lewisa Hamiltona.
Red Bull znowu górą?
Jakie emocje czekają nas zatem już w ten weekend? Ciężko powiedzieć, bo Monza pokazała kilkukrotnie, że ma dziwne szczęście do fundowania nam chaotycznych wyścigów. Odkładając zdarzenia losowe na bok, największą szansę na wygraną ma oczywiście Max Verstappen. Red Bull to bolid piekielnie szybki na prostych, a w mistrzowskich rękach trudno będzie go zatrzymać, jeśli w grę nie wejdą usterki mechaniczne lub rzeczona losowość. Nie zapomnijmy też o Ferrari, które tak samo jak Monza obchodzi w tym roku dość spory jubileusz. Tor liczy sobie sędziwe 100 lat, a marka Enzo Ferrariego będzie miała już ich 75. Z tej okazji stajnia z Maranello przygotowała unikatowe malowanie z żółtymi wstawkami oraz kompletnie żółte kombinezony dla ich kierowców. Czy żółty poniesie w końcu Włochów i zaliczą bezbłędny weekend przy własnej publiczności? Oby, bo gdzie jeśli nie tutaj. Od jakiegoś czasu pod uwagę brać trzeba także Mercedesa, który znacząco zbliżył się do czołowej dwójki. Podium może być w ich zasięgu, ale nie będzie to raczej tor, na którym Lewis Hamilton zaliczy swoje obligatoryjne jedno zwycięstwo w sezonie.
Rozkład jazdy:
piątek
I seria treningowa – 14:00
II seria treningowa – 17:00
sobota
I seria treningowa – 13:00
kwalifikacje – 16:00
niedziela
wyścig – 15:00
Marta Szajkowska