„Źle się dzieje w państwie duńskim” powiedział Marcellus, widzący goniącego za zjawą Hamleta w akcie pierwszym szekspirowskiego dramatu. I gdyby dziś ten bohater ożył na kartach kolejnej teatralnej historii, mógłby z czystym sumieniem powtórzyć swoje słowa. Po kilku stuleciach powszechnego szczęścia i dobrobytu, po nazwaniu duńskiej recepty na szczęście „hygge”, w Danii znowu źle się dzieje. Tym razem nie tyle w samych strukturach państwa, co konkretnie w duńskiej piłce nożnej.
Wydawało się, że Skandynawowie doczekali się kolejnego złotego pokolenia piłkarskiego. Po latach przeciętności, które przypadły na okres po sensacyjnych mistrzostwach Europy w 1992 roku i które zazębiły się z długim, 15-letnim stażem pracy na stanowisku selekcjonera Mortena Olsena, w końcu przyszedł czas, w którym Duńczycy doczekali się utalentowanego pokolenia piłkarzy, na miarę Francuzów, czy Belgów.
- Światowej klasy bramkarz, syn legendy, który sam legendą się staje – Kasper Schmeichel
- Dwaj doskonali środkowi obrońcy, którzy uchodzą za jednych z najlepiej rokujących, bo wciąż są w młodym wieku – Jannik Vestergaard i Andreas Christensen
- Charyzmatyczny filar defensywy, anioł stróż młodszych, mniej doświadczonych kolegów – Simon Kjaer
- Duński N’Golo Kante, może mniej elegancki, bardziej brutalny, ale za to lepiej grający głową, człowiek środka pola – Thomas Delaney
- Wirtuoz, czarodziej, magik, taki Harrik Pottersen tylko bez nimbusa, a w stroju piłkarskim – Christian Eriksen
- Błyskotliwy, nieprzewidywalny, wyróżniający się nie tylko mało skandynawskim wyglądem – Pione Sisto
- Dwaj równorzędni, silni, świetni tyłem do bramki potomkowie rodów wikingów – Andreas Cornelius i Nicolai Joergensen
- Okrzyknięty następcą Roberta Lewandowskiego na europejskiej scenie piłkarskiej, supertalent duńskiego futbolu – Kasper Dolberg
Wokół takich trzonów budować duńską drużynę narodową miał doświadczony sąsiad – Norweg Age Hareide. Początki były trudne, bo tak zwykle z początkami bywa. Niemrawo rozpoczęte eliminacje MŚ, bolesna porażka 2:3 w Warszawie. W końcu nastąpił jednak moment odbicia. Duński dynamit długo nie potrafił odnaleźć iskry, ale kiedy już ją napotkał, lont zajął się dokumentnie. Przekonała się o tym reprezentacja Polski, którą duńscy piłkarze sprowadzili na ziemię. Do Kopenhagi biało-czerwoni pojechali z przekonaniem, że w grupie nie mają sobie równych. Duńczycy zaserwowali naszym zimny prysznic i srogą lekcję futbolu. Kolejność dowolna.
Duży pech spotkał reprezentację Danii w grudniu 2017 roku, kiedy w losowaniu grup MŚ Skandynawowie trafili do zestawienia C. Nie towarzystwo Francji, Peru i Australii było jednak najgorsze. Największym kłopotem okazała się turniejowa drabinka, która zmuszała Duńczyków do starcia w 1/8 finału z jedną z drużyn grupy D. Zaraz po awanse do najlepszej 16 turnieju, reprezentacja Hareide trafiła na Chorwację, która w Rosji wykupiła abonament na zwyciężanie w serii jedenastek. W dramatycznych okolicznościach Dania pożegnała się z mundialem, choć jako jedyna nie przegrała z późniejszym triumfatorem, czyli zespołem francuskim (0:0 w grupie).
Niedosyt w kraju był spory, ale porażkę przyjęto ze zrozumieniem. Zmuszały do tego okoliczności. W głowach duńskich kibiców kołatała myśl, że ich reprezentacja jest ciągle budowana. Że jej czas jeszcze nadejdzie. Tymczasem krótko po mistrzostwach pojawiły się turbulencje. W październiku, kiedy wystartować miała pierwsza edycja Ligi Narodów, Duńczycy mieli zaplanowany mecz z reprezentacją Walii w dywizji 2, a poprzedzić go miała potyczka towarzyska ze Słowakami. Wtedy właśnie okazało się, że reprezentanci Danii nie chcą grać w drużynie narodowej, gdyż obrazili się na federację piłkarską. Zawodnikom nie podobają się chęci wykorzystania ich wizerunku przez Dansk Boldspil-Union, dlatego odmówili podpisania nowej umowy z piłkarskimi władzami. Szczegóły nie są znane, a powszechnie wiadomo, że gdy nie ma pewności o co chodzi, chodzi o pieniądze.
Sprowadzenie całej afery do kwestii finansowych jest pewnym uproszczeniem, bo niewykluczone, że duńskim piłkarzom rozchodzi się także o inne mechanizmy, kwestie organizacyjne, czy sposoby podejmowanych decyzji, dotyczących w końcu ich wizerunku. Jakikolwiek powód nie byłby kluczowy, faktem jest, że duńska piłka znalazła się na rozdrożu. W sparingu ze Słowakami na plac gry wybiegli amatorzy, a gwiazdy pokroju Eriksena, Kjaera, czy Delaneya nawet nie obejrzały tego spotkania w telewizji. Mecz był farsą. Prowadzeni przez tymczasowego selekcjonera „reprezentanci Danii” w składzie przypominającym nieco kadrę San Marino: youtuber, strażnik więzienny, budowlaniec, kilku futsalowców i inni, posiadali piłkę przez ok. 20 procent czasu gry. Tylko brak chęci do wysiłku Słowaków sprawił, że mecz zakończył się wynikiem 3:0 dla naszych południowych sąsiadów, którzy nie kryli oburzenia i rozgoryczenia. Duńczykom powinno towarzyszyć uczucie wstydu.
Przed niedzielnym spotkaniem Ligi Narodów z Walią udało się osiągnąć porozumienie związku z piłkarzami. TYMCZASOWE. Prawdziwa reprezentacja piłkarska zapomniała na chwilę o braku nowej umowy dotyczącej wykorzystania ich wizerunku przez związek. Zwyciężyło poczucie odpowiedzialności, strach przed grożącymi konsekwencjami, a może i hygge – duńska filozofia życia. Marie Tourell Soederberg w swojej książce „Duńska sztuka szczęścia” pisze, że hygge to jedyne, co liczy się w życiu. To chwile, które dają szczęście, radość, poczucie spełnienia. Odnajduje się je w najzwyklejszych sytuacjach: podczas spotkań z rodziną, przyjaciółmi, a nawet w samotności. Hygge pojawia się, gdy robisz coś, co sprawia ci przyjemność, satysfakcję. Według Soederberg to właśnie umiejętność znajdowania hygge w życiu codziennym czyni Duńczyków najszczęśliwszym narodem świata. Hygge nie ma swojego odpowiednika w języku polskim. Najwierniejszym naśladowcą tego wyrazu w mowie angielskiej jest chyba słowo coziness. Hygge nie jest marketingowym bullshitem, stworzonym w celach czysto zarobkowych. Hygge jest w sercach i umysłów Duńczyków, którzy swoją filozofią zarażają siebie i przyjezdnych. Od zaprzyjaźnionego polskiego emigranta wiem, że według mieszkańców Danii zrozumienie hygge to pierwszy krok do asymilacji w ich kraju.
Kolejne miesiące pokażą, ile hygge jest w piłkarskiej reprezentacji Danii? Ich protest bowiem nie został odwołany, a jedynie zawieszony. Wróci jak bumerang i z pewnością jeszcze o nim usłyszymy. Wkrótce przekonamy się, czy boiskowe hygge wystarczy reprezentantom Danii, by grać dla drużyny narodowej i podczas zgrupowań odnajdować radość, satysfakcję, szczęście. Bo może samo hygge nie wystarcza? Może hygge działa tylko wtedy, gdy poparte jest odpowiednią sytuacją materialną i uporządkowanymi kwestiami formalnymi?
P.S. Kto wie, może Fortynbras miał rację i Hamlet chadzał w miękkich pantoflach, będąc nie do życia? Niech jednak nikt nie pomyśli, że tylko duńscy piłkarze miewają hamletowskie dylematy. Proszę zapytać polskich hokeistów, z iloma wypłatami zalega im związek hokeja na lodzie, by przekonać się, że takie konflikty istnieją bliżej, niż nam się wydaje. Proszę zapytać, kto ubezpiecza reprezentantów Polski podczas hokejowych zgrupowań? Proszę zapytać, kto płacił za reprezentowanie Polski podczas mistrzostw Europy w curlingu, nomen omen w Danii?
Dominik Kania