Liga Borciucha: Pięć powodów, dlaczego Carlitos w Legii wypali

Wyobrażenia części sympatyków „polskiej klubowej kopanej” sprzed paru miesięcy, domniemania innych sprzed kilku tygodniu i medialne przecieki z ostatnich dni stały się w końcu rzeczywistością. Legia zrobiła transfer, który śmiało można w tej chwili, patrząc na realia naszej ligi, uznać za ten z górnej półki. Posiadanie w swoich szeregach króla strzelców może tylko wzmocnić zespół – nie tylko pod względem liczby zdobywanych bramek, czy samego podniesienia jakości linii napadu, ale też jeśli chodzi o ulepszenie całej drużyny. Bajka pt. „Carlitos w Legii” będzie jedną z lepszych w lidze w ostatnich latach i nie boję się tego powiedzieć jeszcze przed podaniem powodów czy też rozpoczęciem sezonu.

Zresztą i tak wiemy na co go stać – 24 gole w ciągu całego sezonu ligowego, w tym dwa hat-tricki, najlepszy strzelec, napastnik i piłkarz. Czego chcieć więcej? Takie osiągnięcia nie mają prawa być dziełem przypadku, nieracjonalnym jest mówienie tutaj o „one season wonder”. Tym bardziej, jeśli ten transfer ma tyle argumentów, żeby okazać się idealny dla obu stron.

Konkurencja

Wbrew pozorom konkurencja w ataku może sprawić, że Hiszpan stać się jeszcze lepszy w swoich występach. Owszem, może nie zagrać tylu minut w lidze ile dostawał w Wiśle, ale jeszcze dochodzą Puchar Polski i (opcjonalnie) europejskie puchary (eliminacje na pewno, kwestia awansu do samych rozgrywek Ligi Mistrzów lub Ligi Europy), a to zwiększa głód gry. Dean Klafurić ma możliwość rotacji w ataku na naprawdę niezłym poziomie.

Na tę chwilę Jarosław Niezgoda może być pierwszym wyborem na ten sezon. Pamiętajmy, że Carlitosa trzeba będzie jeszcze wprowadzić do drużyny, dopasować taktykę tak by się mógł odnaleźć, itp. Niezgoda jest tak samo elastyczny w poruszaniu się po boisku jak Hiszpan – zbiegnie do skrzydła po piłkę i zrobienie przestrzeni na wbiegnięcie partnerów z drugiej linii, sam może nakręcić akcję z flanki, pograć koronkowo. Nie jest piłkarzem czekającym na piłkę, żeby tylko ją dostać i strzelić, a faktycznie pracuje na akcje zespołu (w zeszłym sezonie zaliczył 32 kluczowe podania). Ale snajpera rozlicza się przede wszystkim z goli. Ich bilans ma całkiem przyzwoity (13, ale nie grał od początku sezonu). Niektórzy mogą mówić, że jak na napastnika mistrza Polski to stosunkowo mało, ale jeśli weźmiemy pod uwagę to jak często strzela i jaka część z tego to uderzenia celne, to spojrzymy na wynik pozytywnie (49 strzałów, z czego 24 celne).

Jarosław Niezgoda – największy konkurent w ataku dla Carlitosa. Fot.: legia.net

Jest małe „ale” – problemy kardiologiczne Niezgody mogą sprawić, że może nie być na początku w optymalnej dyspozycji i będzie musiał oddawać pole Hiszpanowi oraz José Kanté, nowemu nabytkowi CWKS-u z Wisły Płock. Na 30 meczów w poprzedniej kampanii strzelił tylko dziewięć goli, niewiele. Może się wydawać, że przy stosunkowo minimalistycznej grze „Nafciarzy” taki wynik Gwinejczyka tez nie musi być taki zły (wszak najskuteczniejszy w Płocku), ale patrząc na liczbę strzałów (70, 30 celnych) oczekuje się jednak więcej. Zresztą Kanté to bardziej typ wykończeniowca niżeli napastnika chętnego pobiec po piłkę i wesprzeć flankę czy rozegranie, dlatego zdecydowanie przegra rywalizację z Carlitosem, ale będzie na pewno urozmaicał rywalizację i będzie też naprawdę dobrym graczem do rotacji dla Klafuricia.

Nie wspominam o Eduardo, bo, umówmy się, na dzień dzisiejszy nic nie przemawia za tym, żeby mógł wkręcić się na nowo do pierwszego składu, skoro cała pozostała trójka jest w stanie dać więcej. Nawet jeśli były reprezentant Chorwacji się odblokuje, to nie będzie mu łatwo. Też nie mam zamiaru dopisywać do napastników Kaspera Hamalainena, Michała Kucharczyka czy Sebastiana Szymańskiego. Mimo że są w stanie występować na „dziewiątce”, to nominalnie snajperami nie są. A skoro o pomocnikach mowa…

Jakość drugiej linii

Jak na Ekstraklasę to Legia drugą linię ma naprawdę na poziomie, zarówno w ofensywie jak i defensywie. Wspomniana wcześniej trójka umie wykończyć akcję, pociągnąć skrzydłem czy środkiem, ale też zagrać całkiem niekonwencjonalną piłkę, co Carlitosowi będzie na rękę – on sam chętnie będzie grał kombinacyjnie. Niewiadomą pozostaje kwestia chemii z tą trójką. Szymański świetnie dogadywał się na boisku z Niezgodą, niemalże bez słów. Z Hiszpanem może przeszkadzać bariera językowa, ale jeśli trener nauczy ich odpowiedniego poruszania się po boisku, to z biegiem czasu powinno to coraz lepiej działać.

Carlitos chętnie przytuli do siebie długie zagrania. Wisła tak grała z Legią – „laga” na Carlosa, ten rozciąga na skrzydło, dochodzi druga linia i szybko tworzy się przewaga liczebna. Gdyby Krzysztof Mączyński, Domagoj Antolić czy Chris Phillips, ewentualnie William Remy (niezależnie czy jako stoper czy defensywny pomocnik) podawali prostopadle na kilkadziesiąt metrów (a na pewno są w stanie), to hiszpański snajper będzie kąpał się ponownie w blasku polskich fleszy.

Łatwość aklimatyzacji

Kraków. Warszawa. Polska. Niby ten sam kraj, ale miasta o dwóch zupełnie innych klimatach i poczuciu życia. Carlitosowi nie będzie wcale tak trudno się przestawić – jest kilka miejsc w stolicy, gdzie język hiszpański jest czymś zupełnie normalnym, a też będzie miał nowego kolegę-rodaka w zespole. Iñaki Astiz zna obecną Legię jak mało kto. Lata spędzone w klubie i w mieście zdecydowanie zaprocentują i na rozwoju chemii „Wojskowych” z Carlosem, i na przyspieszeniu aklimatyzacji nowego gracza w drużynie i w Warszawie. López nie mógł sobie zażyczyć lepszego kompana do zintegrowania się z innymi. Tym bardziej, że sam Carlitos w Wiśle sam z siebie szybko odnalazł wspólny język z niehiszpańską częścią kadry „Białej Gwiazdy”. Człowiek rodzinny, życzliwy, towarzyski – dlaczego nie miałoby się to udać na Mazowszu?

Osoba trenera

Dean Klafurić był asystentem w sztabie Romeo Jozaka. Po zwolnieniu Chorwata w kwietniu nie doszło do gwałtownych zmian, ale gra Legii pod wodzą nowego szkoleniowa zdecydowanie się polepszyła. Jak Jozak uchodził jedynie za świetnego motywatora, tak Klafurić był i jest lepszym taktykiem i łatwiej znajduje nić porozumienia z piłkarzami. To nawet podkreślał po meczach Miroslav Radović, że Klafurić sprawił, iż znowu cieszą się grą w piłkę i rozumieją taktykę. Efektem podwójna korona, która według i dla warszawskich kibiców mogłaby i powinna nawet stać się codziennością.

Trener mistrza Polski musiał sam chcieć mocno Carlitosa. Zapewne analizował jego poczynania w zeszłym sezonie, wynotował wszystkie jego atuty, zachowania, sposoby komunikacji. Jeśli notatki są odpowiednio sporządzone, to kwestią maksymalnie kilku tygodni będzie oczekiwana postawa Hiszpana – bramka za bramką. Patrząc na potencjał ofensywny drugiej linii i to, jak Klafurić go wykorzystywał, dodanie Hiszpana do kwartetu będzie jednym z lepszych ruchów i jego i zarządu Legii w ostatnich latach.

Sam wpływ Carlitosa na zespół

To może i zahaczy o powtórzenie, ale gdybym miał robić krótką listę tych argumentów, to punkt piąty by brzmiał tak:
„5. Podsumuj poprzednie cztery i wszystko wiesz.”

Prawda jest taka, że te wszystkie czynniki personalno – techniczno – taktyczne będą miały wpływ na postawę boiskową Carlitosa, ale i jego praca podczas treningów i meczów również na nie wpłynie. Tu wszystko od siebie zależy, ale z tego mogą i muszą być same plusy. López jest boiskowym pracusiem na wynik i jakość, walczy o każdą piłkę. Jego ambicja i zaangażowanie powinny pozytywnie wpływać na grę pozostałych. W Krakowie szli za Carlitosem z akcją, przewodził czemu się tylko dało. W Legii mentalnym liderem nie będzie, od tego są inni, ale na pewno da impulsy, które sprawią, że innym będzie chciało się tyle biegać i walczyć. A to sobie fani Legii bardzo cenią.

Hannah Baker miała 13 powodów, żeby się zabić. Bedoes miał osiem powodów, żeby ciągle chcieć dziewiąty. Carlitos dał (przynajmniej) 24 powody, żeby Legia go chciała. Mistrz Polski dał (przynajmniej) pięć powodów (naprawdę konkretnych), żeby Hiszpan był zadowolony i transfer był więcej niż udany.

Marcin Borciuch

czytaj dalej...

udostępnij na:

REKLAMA

najnowsze