El. LM: Legia minimalnie lepsza od Flory

W pierwszym meczu II rundy kwalifikacji do Ligi Mistrzów, Legia Warszawa pokonała po bramce w doliczonym czasie gry estońską Florę Tallin 2:1. Bramkę na wagę zwycięstwa zdobył w 91 minucie Portugalczyk Rafael Lopes.


Ciężary mistrza

Legia przystępowała do spotkania z Florą po odprawieniu norweskiego Bodo/Glimt w dwumeczu I rundy kwalifikacji. Ekipa zza koła podbiegunowego wydawała się na papierze drużyną z większym potencjałem kadrowym, a pierwsze starcie z Estończykami miało być łatwe i przyjemne. Nic bardziej mylnego.

Co prawda po bramce z 3. minuty na prowadzenie pierwsza wyszła Legia, jednak kilka minut później musiała poradzić sobie ze stratą kluczowego gracza z powodu kontuzji. Strzelec bramki na 1:0, Bartosz Kapustka, niefortunnie upadł podczas celebracji gola i zaledwie po 7 minutach gry musiał opuścić plac gry. Byłego skrzydłowego Leicester zastąpił środkowy pomocnik, Bartosz Slisz.

Trener Legii, Czesław Michniewicz

Pierwsza połowa nie przyniosła więcej emocji, a w międzyczasie żółtą kartkę ujrzał jedynie lewy obrońca gości, Marco Lukka. Druga odsłona tego spotkania zaczęła się korzystnie dla przyjezdnych z Tallina. Rauno Sappinen, napastnik Flory, wykorzystał świetne dogranie skrzydłowego Henrika Ojaamy i skierował piłkę obok interweniującego Artura Boruca. Ojamaa był w przeszłości graczem „Wojskowych”, dlatego tak efektowna akcja przeciwko swojemu byłemu klubowi na pewno musiała smakować wyjątkowo.

Czesław Michniewicz od razu zareagował na niesprzyjające wydarzenia boiskowe. Emreliego zastąpił debiutujący w Legii Portugalczyk Josue, a za najsłabszego na boisku Hołownię wszedł Rafa Lopes. Legia napierała aż do samego końca, jednak czyniła to momentami bardzo niezgrabnie. Próbował przede wszystkim Luquinhas, który swoim balansem ciała i dryblingiem mijał kolejnych rywali, jednak finalnie na nic się to zdawało, a Brazylijczyk najczęściej był zatrzymywany faulem.

Henrik Ojamaa w barwach Flory Tallin


Wiara czyni cuda

Podopieczni Michniewicza w ostatnim kwadransie gry skupili się na dośrodkowaniach skierowanych ku Tomasowi Pekhartowi, jednak król strzelców Ekstraklasy nie był w stanie oddać nawet celnego strzału na bramkę. Zarówno Juranović, jak i Mladenović, obaj wahadłowi Legii, pocili się aż zanadto, a eksperymentalna formacja z „4” z tyłu i brakiem prawego pomocnika wydawała się wielu bardzo nietrafiona.

Finalnie doszło jednak do happy-endu. Po faulu na żółtą kartkę Sergieia Zenjova, byłego zawodnika Cracovii, „Wojskowi” dostali rzut wolny na ok. 30 metrów od bramki Matveia Igronena. Po dośrodkowaniu Mladenovica zrobił się chaos, w którym najlepiej odnalazł się Rafael Lopes. Portugalczyk mocnym strzałem skierował piłkę prosto w okienko, a kilka minut później Legia mogła cieszyć się z wymęczonego, jednak zasłużonego zwycięstwa.


Rewanż Legii z Florą już za 6 dni. Mecz odbędzie się tym razem w Estonii, na stadionie Le Coq Arena w Tallinie. Warto pamiętać, że od sezonu 21/22 bramki strzelone na wyjeździe nie liczą się już podwójnie, dlatego gol Flory w meczu na Łazienkowskiej nie musi być traktowany bardzo poważnie przez mistrzów Polski.

Autor: Robert Saganowski

czytaj dalej...

udostępnij na:

REKLAMA

najnowsze