Ruszt Kiełbasy: Pianista, który okiełznał niesforny fortepian

Choć nazwa mojego cyklu sugeruje, że będzie tu gorąco, to jednak zaczniemy nieco nostalgicznie. Na pierwszy ruszt wrzucam odejście Zinedine’a Zidane’a. Choć od decyzji Francuza minęło już kilka dni, to dopiero teraz mam okazję na kilka słów.

Real Madryt nie jest drużyną łatwą do prowadzenia. Skład nieustannie naszpikowany gwiazdami futbolu, z dużym ego, wprowadziłby niejednego trenera do piekła. Lecz, gdy wszystko jest na swoim miejscu, gdy każda struna jest odpowiednio napięta, a za klawiszami tego instrumentu siedzi właściwa osoba, to gra wyzbywa się fałszu. Tym właściwym człowiekiem, na przestrzeni ostatnich 2 lat i 7 miesięcy był Zinedine Zidane.

Zażegnać kryzys

Zacznijmy od początku. Zizou objął drużynę Królewskich 4 stycznia 2016 po Rafie Benitezie. Hiszpan pozostawił po sobie piłkarzy nie tylko w głębokim kryzysie fizycznym, ale również taktycznym. Zawodnicy byli fatalnie przygotowani pod względem kondycyjnym oraz motorycznym, a do tego zespół grał futbol toporny, bez pomysłu, oparty na indywidualnościach. Jednak Zidane znalazł sposób, aby szybko postawić na nogi swoich nowych podopiecznych i wyprostować struny. W trakcie zimowej przerwy zafundował swojej drużynie mini okres przygotowawczy, co poskutkowało tym, że Real na koniec sezonu cieszył się, z pierwszej pod okiem Francuza Ligi Mistrzów. Po tym sukcesie jednak wielu mówiło, że Los Blancos zdobyli te trofeum szczęśliwie i nie widzieli w tym większej zasługi nowego szkoleniowca. To go jednak nie zraziło. Pracował dalej i wiedział, że najlepsze dopiero nadejdzie. Wiedział, że melodia tego fortepianu zabrzmi wyjątkowo.

Monsieur Formateur (Pan Trener)

Sezon 2016/2017 był chyba najlepszym w historii dla ekipy z Santiago Bernabeu. Dźwięki jakie unosiły się nad stadionem przy Concha Espina, 1, rzucały białą część Madrytu na kolana. Wszystkie akordy były ze sobą zgrane perfekcyjnie, bo też za ich układ odpowiadał człowiek stworzony dla Realu Madryt. Zidane w tamtej kampanii doprowadził swoją drużynę do historycznej obrony Ligi Mistrzów, Mistrzostwa Hiszpanii, Klubowego Mistrzostwa Świata i jeśli liczyć do tego sezonu mecze o Superpuchar Hiszpanii, do zwycięstwa w tychże rozgrywkach również. Wtedy świat przekonał się, że poza wyjątkowymi umiejętnościami piłkarskimi, jakimi zachwycał nas podczas swej kariery, ma również zmysł wielkiego szkoleniowca. I choć początkowo nie wierzono w jego umiejętności, to mimo pewnych braków taktycznych, o których sam mówił, stał się szkoleniowcem pełną gębą. Okiełznał wielkich piłkarzy, przekonał ich do swojej koncepcji i wniósł ich na najwyższy poziom. Nikt nie kwestionował jego pracy, a każdy patrzył z podziwem. Wprowadził Real na piedestał piłkarskiej Europy. Jednak przyszłość pokazała, jakim wyzwaniem jest trenowanie tak wielkiego klubu.

Rozstrojenie

Początek minionego sezonu Real znów miał wyśmienity. Bezapelacyjnie zwycięstwo w Superpucharze Hiszpanii z FC Barceloną zwiastowało kolejny, kapitalny rok dla madritismo. Czas pokazał, że nie do końca tak było. Remis z Levante w 3 kolejce La Liga i przegrana z Betisem 5, były pierwszym ostrzeżeniem – coś jest nie tak. Im dalej w sezon, tym więcej rozczarowujących wyników, choć jedno trzeba podkreślić – w Europie ekipa Zizou podczas najważniejszych meczów nadal potrafiła zagrać swój najlepszy futbol, choć też nie przy każdej okazji. Zapewne każdy z Was pamięta sromotną porażkę na 3:1 na Wembley z Tottenhamem. Ten wynik, porażka 0:3 u siebie z Barcą i po drodze inne, słabe rezultaty, pomimo zwycięstwa w Klubowym Mundialu, uświadomiły kibicom, że kompozytor zgubił rytm i nie potrafi znaleźć odpowiedniego akordu. Właściwie od połowy sezonu było wiadome, że mistrzostwo w tym roku powędruje w ręce Blaugrany, w Pucharze Króla nie było lepiej. Kompromitująca wpadka z Leganes i odpadnięcie z rozgrywek. Pozostał tylko jeden cel, zrobienie czegoś być może, nie do powtórzenia – trzecia Champions League z rzędu. I udało się, sezon został uratowany. Sergio Ramos ponownie wzniósł puchar do góry, jednak wielka radość w Madrycie została zatrważająco szybko zamieniona w smutek. Zizou powiedział – odchodzę.

Gracias Zidane

Francuz na specjalnie zwołanej konferencji o 13:00 we czwartek, 5 dni po triumfie w LM poinformował, że odchodzi z klubu. Powód? Zidane czuł od jakiegoś czasu, że nie do końca praca idzie po jego myśli, że coś się wyczerpało. Trzeba naprawdę wielkiej odwagi, żeby zrobić to w takim momencie. On to zrobił. Być może miał rację, bo patrząc na wynik tego sezonu, widać sporo rozczarowań, ale szacunek należy mu się za to, że kierował się dobrem nie swoim, a klubu. W dodatku na razie nie zamierza szukać innej pracy. To odejście zamyka fantastyczny rozdział dla Realu Madryt. W 149 oficjalnych meczach, z francuskim szkoleniowcem na ławce, Królewscy zdobyli 9 tytułów na 13 możliwych: trzy Ligi Mistrzów, La Ligę, dwa Superpuchary Europy, Superpuchar Hiszpanii i dwa Klubowe Mistrzostwa Świata. Dzięki temu Zidane stał się drugim najbardziej utytułowanym szkoleniowcem w historii Los Blancos. Odejściem w takich okolicznościach i z takim wkładem w historię klubu, wtedy kiedy był niczym maestro na boisku i wtedy, gdy dowodził za linią, zagościł we wszystkich sercach Realu. Teraz czas na nowe: nowego szefa, nowego fortepianistę. Ale Zizou nie powiedział do widzenia, a do zobaczenia. Być może jeszcze spotka się on kiedyś z tym instrumentem, choć struny wtedy będą już inne.

Aleksy Kiełbasa

czytaj dalej...

udostępnij na:

REKLAMA

najnowsze