Po udanym sezonie 2019/2020 w barwach Zagłębia Lubin Bartosz Białek przeniósł się do Wolfsburga za 5 milionów euro. W Niemczech liczono, że młody napastnik szybko odnajdzie się w Bundeslidze, jednak jego rozwój brutalnie zahamowały kontuzje. Dziś, po kilku trudnych latach, Białek stoi przed decyzją o kolejnym kroku w karierze i rozważa zmianę klubu.
W Zagłębiu Lubin Bartosz Białek zadebiutował między rundą jesienną a wiosenną sezonu 2019/2020 i od razu zrobił wrażenie. Dziewięć bramek w debiutanckim sezonie to wynik, którego nie dało się przeoczyć. Dziennikarze szybko okrzyknęli go jednym z najciekawszych młodych napastników w lidze, ale nikt raczej nie przypuszczał, że już za kilka miesięcy zagra w Bundeslidze. A jednak – Wolfsburg wyciągnął portfel, wyłożył 5 milionów euro i przywitał go w Niemczech.
W pierwszym sezonie w Bundeslidze wiadomo było, że Białek nie będzie pierwszym wyborem trenera. Mimo to rozegrał 19 meczów i zdobył dwie bramki. Nie było źle – pojawiła się nadzieja, że kolejny sezon przyniesie przełom. Niestety, przyniósł co najwyżej ból głowy – dla kibiców, trenera i samego zawodnika. Zero bramek, zero błysku, za to coraz więcej czasu w gabinetach lekarskich.
Potem przyszło wypożyczenie do Vitesse. Tam udało się strzelić pięć bramek – nie były to statystyki, które rozgrzewały telefony menedżerów do czerwoności, ale przynajmniej można było powiedzieć, że coś się dzieje. Wolfsburg uznał, że czas na kolejne wypożyczenie – tym razem do Eupen w Belgii. Efekt? Sześć meczów i znowu kontuzja. Można powiedzieć, że jeśli Białek zna dobrze jakiś klubowy pokój, to raczej nie jest to szatnia, tylko gabinet rehabilitacyjny.
Gdyby Wolfsburg był typowym klubem, to już dawno by podziękował – ale najwyraźniej tam nie zagląda się zbyt często w kartoteki medyczne. Białek został, chociaż obecny sezon to właściwie tylko jeden wpis w protokole meczowym – raz usiadł na ławce rezerwowych. Resztę czasu spędził… cóż, nie na boisku.
To przykład piłkarza, który pokazuje, że szybki wyjazd z Polski do Europy nie zawsze musi być bajką. Czasem to po prostu dramat w trzech aktach z przerwami na rezonans magnetyczny. W czerwcu 2025 kończy się jego kontrakt i cała ta historia dobiegnie końca – przynajmniej w Wolfsburgu.
Szanse na to, że jeszcze zobaczymy go w tej koszulce? Bliskie zeru. Ostatni raz zagrał dla „Wilków” 14 maja 2022 roku – przeciwko Bayernowi, gdzie zaliczył 7 minut. Co ciekawe, był to też ostatni mecz Roberta Lewandowskiego w Bundeslidze – zakończony golem. Białek może więc wpisać sobie do CV, że był świadkiem tej chwili. Może nie strzelał goli, ale przynajmniej towarzyszył historii.
Co dalej? Być może wróci do Ekstraklasy, być może spróbuje jeszcze raz w Niemczech, ale jedno wiadomo na pewno – jego czas w Wolfsburgu to raczej rozdział z gatunku „czego unikać w karierze piłkarskiej”.
Źródło zdjęcia: VfL Wolfsburg