Król Spa-Francorchamps jest tylko jeden [PODSUMOWANIE GP BELGII]

Max Verstappen przechodzi samego siebie i do mety GP Belgii przyjeżdża jako pierwszy z 17-sekundową przewagą, chociaż startował dziś spoza pierwszej dziesiątki. Red Bull na tym nie poprzestaje i z dzisiejszego weekendu wywiezie nie jedno, a dwa trofea swoich kierowców. Ferrari było bezradne.

Niedzielna pogoda nad Spa-Francorchamps dużo różniła się od tego, co oglądaliśmy w piątek czy sobotę. Z tego wynikały też późniejsze problemy z degradacją opon, której nie było okazji przewidzieć w podczas wilgotnych treningów i bardzo chłodnych kwalifikacji.

Kolizyjny początek wyścigu

Bardzo nieudany start zaliczył Sergio Perez, którego z garażu wypuszczono na pośrednich oponach. Odmienną strategię wybrało dla Carlosa Sainza Ferrari, bo na bolid Hiszpana założono gumy z czerwonym paskiem. Dogrzane miękkie opony poniosły więc Sainza i zapewniły bezpieczne prowadzenie. Równie dobrze poszło duetowi Alonso – Hamilton. Niestety pomiędzy starymi znajomymi ponownie zawrzało. W trakcie manewru wyprzedzania, jaki wykonywał na kierowcy Alpine Lewis Hamilton, między panami doszło do kontaktu. Jadącego po zewnętrznej Mercedesa w wyniku uderzenia porządnie podbiło, a w konsekwencji Brytyjczyk musiał pożegnać się z tegorocznym GP Belgii jeszcze przed końcem pierwszego okrążenia. Po rozpatrzeniu sprawy, sędziowie uznali, że nie podejmą dalszych kroków.

Podobnie orzekli wobec kolizji, jaka miała miejsce pomiędzy Nicholasem Latifim, Estebanem Oconem oraz Valtterim Bottasem, niedługo po tej poprzedniej. Domino poruszyła rywalizacja kierowcy Williamsa z Oconem, w wyniku której Kanadyjczyk został częściowo zepchnięty w pułapkę żwirową. Ten wprawił bolid w obrót i nakierował na Alfy Romeo Fina. Chociaż Bottas dołożył wszelkich starań, by uniknąć kolizji, nie mógł wiele zrobić, kiedy bolid Williamsa zepchnął go w kierunku bariery. Tam na jego nieszczęście musiał zakończyć swój wyścig. Latifiemu udało wygrzebać się ze żwiru i kontynuować.

Leclerc nie zazna spokoju

Na tor w wyniku wszystkich kolizji wyjechał samochód bezpieczeństwa. Mogliśmy chwilę ochłonąć i popatrzeć jak w środku stawki poradzili sobie wszyscy, którzy wymieniali w ten weekend części. Max Verstappen oraz Charles Leclerc przebili się na kolejno 8, oraz 9. miejsce. Czwórka Ocon – Norris – Zhou – Schumacher podskoczyła o 4 miejsce każdy. Spokój w Ferrari jednak nie mógł trwać zbyt długo. Krótko po wyjechaniu SC na tor Charles Leclerc zaczął skarżyć się na dym wydobywający się z jego prawej przedniej opony. Jak się później okazało, to zrywka innego kierowcy zmusiła Monakijczyka do przedwczesnego zjazdu do alei serwisowej i wymiany miękkiej mieszanki na pośrednią. Kierowca Ferrari spadł po wyjeździe na przedostatnią pozycję.

Mistrz się zbliża

Restart nie przyniósł żadnych kolosalnych zmian. Zarówno Perez jak i Russell podjęli próby wyprzedzania, ale ostatecznie oboje pozostali na drugim oraz trzecim miejscu. Carlos Sainz ponownie ze spokojem obronił prowadzenie. Mógł jednak czuć oddech Verstappena na swoim karku. Holender nie czekał długo i kiedy wróciliśmy już do normalnego ścigania zabrał się za Alexa Albona, Daniela Ricciardo, Sebastiana Vettela, Fernando Alonso oraz George’a Russella. Wszystko z dziecinną łatwość w przeciągu 8 okrążeń od startu GP Belgii.

Wysoki poziom degradacji opon dawał się we znaki wszystkim, a szczególnie kierowcom, którzy zadecydowali o starcie na miękkiej mieszance. Problemy zgłaszali Sainz z Verstappenem w bardzo małym odstępie czasowym. Nie dziwił nikogo pit stop Hiszpana na 12. okrążeniu po opony pośrednie. Sama wizyta w alei serwisowej przebiegła bardzo gładko, niestety na jego nieszczęście kierowca Ferrari po wyjeździe utknął na moment za Mclarenem Daniela Ricciardo, na czym stracił kilka cennych sekund. W tym samym czasie Max Verstappen poradził sobie z zespołowym partnerem, nie omieszkując rzucić poprzez radio uwagi, że według niego zajęło to zdecydowanie dłużej, niż mogło (aluzja do możliwości posłużenia się tzw. team orders wobec Pereza).

Holenderska dominacja

Sainz zapoczątkował masowe zjazdy do boksów kierowców takich jak Alonso, Albon, Russell, Norris czy Perez. Na Verstappena w alei serwisowej musieliśmy poczekać do 16. okrążenia. W niespełna dwa okrążenia obecny mistrz świata powrócił na prowadzenie, przypieczętowując swoją absolutną dominację w ten weekend. Do czołowej piątki dotarł też Charles Leclerc, jednak jak już wiemy, Monakijczyk jechał na kompletnie innej strategii on zespołowego kolegi i innych liderów wyścigu. Sergio Perez niedługo potem dołączył do partnera z ekipy Red Bull Racing, spychając Hiszpana na trzecią pozycję. Tempo ekipy z Milton Keynes było zatrważające. Na 22. kółku wytworzyli sobie już ośmio- i dwusekundowe bufory nad kierowcą Ferrari.

Swoje ponad dwudziestookrążeniowe mediumy zmienił Leclerc, a tuż przed nim w alei serwisowej pojawił się Carlos Sainz. Co ciekawe Monakijczyk odjechał z postoju na pośredniej mieszance, Sainz – na hardach. Do 34. okrążenia już każdy kierowca na torze zdążył dwa razy zameldować się u swoich mechaników.

Środek stawki ratuje show

Kiedy walki w czołówce zabrakło, emocji postanowił dostarczyć nam środek stawki. Najpierw zobaczyliśmy fantastyczne podwójne wyprzedzanie na prostej Kemmel w wykonaniu Estebana Ocona, a później nasze oczy zwróciły się ku piątce kierowców, która miała zawalczyć o ostatnie punktowane miejsce. Alex Albon już wcześniej zaczął dość mocno odstawać od wyżej wspomnianego Ocona, a za nim utworzyła się pokaźna kolejka kandydatów do 10. miejsca w składzie Stroll – Norris – Zhou – Tsunoda. Mimo wszystko to Albon zdobył już kolejny punkt do swojej kolekcji, a jedyną zmianą w kolejności było udane wyprzedzanie Yukiego Tsunody na debiutującym Chińczyku.

Przypływ kreatywności w Ferrari

Na dwa okrążenia przed końcem wyścigu ostatnią dawkę adrenaliny zapewnił nam Charles Leclerc, który zjechał do boxu po raz trzeci, aby na miękkiej mieszance powalczyć o odebranie Verstappenowi najszybszego okrążenia. Decyzję Ferrari praktycznie od razu zweryfikował Fernando Alonso, który dostał doskonałą okazję do wyprzedzenia młodszego kolegi. Starania o najszybsze okrążenie spełzły zatem na niczym, bo chociaż Leclerc odzyskał swoją pozycję na ostatnim kółku, to nie miał już szans pokonać Holendra. Na dokładkę Monakijczyk przekroczył limit prędkości w trakcie ostatniego zjazdu do pitlane, za co po wyścigu otrzymał 5 sekund kary i znalazł się jednak za kierowcą Alpine. Ryzyko Ferrari, jak to już bywało w tym sezonie, nie opłaciło się ani trochę.

Trofeum za wygraną GP Belgii drugi raz z rzędu wędruje zatem do Maxa Verstappena po pogoni z 13. miejsca w absolutnie zatrważającym tempie. Red Bull zalicza dublet. Drugi stopień podium zgarnia Sergio Pereza, a aż 9 sekund później do mety dojeżdża trzeci Carlos Sainz. Pech oraz dość brawurowe decyzje strategiczne sprawiają, że Charles Leclerc, który już dawno pogodził się z wypadnięcia z walki o tytuł, ląduje na szóstej pozycji za George’em Russellem oraz Fernando Alonso. Za świetną postawę w dzisiejszym wyścigu pochwalić warto Estebana Ocona oraz Sebastiana Vettela. Pierwszy zaliczył genialne recovery na siódme miejsce, po przesunięciu na 15. pole startowe. Drugi znalazł się we właściwym miejscu i wykorzystał to w stu procentach, dojeżdżając do mety za Francuzem.

WYNIKI GP BELGII:
  1. Max Verstappen (Red Bull Racing RBPT)
  2. Sergio Perez (Red Bull Racing RBPT)
  3. Carlos Sainz (Ferrari)
  4. George Russell (Mercedes)
  5. Fernando Alonso (Alpine Renault)
  6. Charles Leclerc (Ferrari)
  7. Esteban Ocon (Alpine Renault)
  8. Sebastian Vettel (Aston Martin Aramco Mercedes)
  9. Pierre Gasly (AlphaTauri RBPT)
  10. Alexander Albon (Williams Mercedes)
  11. Lance Stroll (Aston Martin Aramco Mercedes)
  12. Lando Norris (Mclaren Mercedes)
  13. Yuki Tsunoda (AlphaTauri RBPT)
  14. Zhou Guanyu (Alfa Romeo Ferrari)
  15. Daniel Ricciardo (Mclaren Mercedes)
  16. Kevin Magnussen (Haas Ferrari)
  17. Mick Schumacher (Haas Ferrari)
  18. Nicholas Latifi (Williams Mercedes)

   DNF Valtteri Bottas (Alfa Romeo Ferrari)
   DNF Lewis Hamilton (Mercedes)

 

Marta Szajkowska