21 maja około godziny 20:00 nikt w Poznaniu nie przypuszczał, że za około dwa i pół miesiąca po dwóch rozegranych kolejkach nowego sezonu Ekstraklasy Lech będzie okupował ostatnie miejsce w tabeli z dwoma porażkami na swoim stadionie. Na stadionie, który przez cały mistrzowski sezon zdołał zdobyć tylko Raków Częstochowa. Swoją drogą to samo udało się „Medalikom” w Superpucharze Polski 9 lipca.
Wróćmy jednak do wspomnianego 21 maja. Kolejorz pokonuje Zagłębie Lubin, które walnie przyczyniło się do zapewnienia Lechowi mistrzostwa (tydzień wcześniej lubinianie pokonali Raków). Poznań świętuje. Mistrzostwo na stulecie klubu było głównym celem na tamten sezon – udało się go zrealizować. Jedyna rysa na wizerunku zeszłego sezonu to przegrany finał Pucharu Polski na PGE Narodowym, a jakże, z Rakowem.
Zimą do klubu dołącza trójka zawodników. Na zasadzie wypożyczenia do końca sezonu do Poznania wracają wychowankowie: Tomasz Kędziora i Dawid Kownacki. Natomiast z norweskiego Haugesund za ponad milion euro Lech ściąga skrzydłowego Kristoffera Velde. Wiadome było bowiem , że latem z Kolejorza do Wolfsburga za 10 milionów euro(!) przeniesie się Jakub Kamiński. Velde kazał czekać na swoją formę dość długo, w zasadzie nadal wszyscy na nią czekamy, choć cierpliwość się kończy. O ile wiadome było, że dla Tomasza Kędziory ten półroczny pobyt w Poznaniu to tylko przystanek w powrocie do Dynama Kijów, o tyle Dawid Kownacki przychodził do Lecha w celu odbudowania się po długim okresie bez gry w piłkę w Duesseldorfie i, kto wie, być może pozostania w Polsce na dłużej. 5 goli i 2 asysty w 16 rozegranych na wypożyczeniu meczach to bilans całkiem niezły jak na zawodnika, który równie często występował w pierwszym składzie, co wchodził na boisko z ławki rezerwowych. Śmiało można pokusić się o stwierdzenie, że „Kownaś” był jednym z architektów mistrzostwa Polski, będąc ważną postacią zarówno na boisku, jak i poza nim.
I co? Latem z Lecha odchodzi Kamiński, wygasają umowy Pedro Tiby i Mickeya van der Harta. Kędziora wraca do Dynama. Kilka dni temu rozwiązano umowę z Danim Ramirezem, który prawdopodobnie został poświęcony, aby zmieścić się w limicie obcokrajowców. Lech z 10 milionami euro zdaje się, że może pozwolić sobie na duże wzmocnienia. Do Fortuny wraca Dawid Kownacki, zawodnik, który z powodzeniem może występować na wszystkich pozycjach w ataku. Mówiło się, że kwota wykupu wynosi 1,5 miliona euro. Wydawało się, że władze Kolejorza zrobią wszystko, żeby zatrzymać wychowanka u siebie. Ale wróciły stare demony. Wróciło skąpstwo i liczenie każdej złotówki. – Ja dałem zielone światło, ale klub nie chciał wydać tyle pieniędzy, ile musiał. Sprawiło to, że w Poznaniu nie wylądowałem i nie wyląduje – mówił w „Kanale Sportowym” Kownacki.
Ważnym czynnikiem, który wpływa na taką postawę władz klubu może być zmiana szkoleniowca. Macieja Skorżę zastąpił Holender John van den Brom. Poprzedni szkoleniowiec niejednokrotnie podkreślał na konferencjach prasowych, jak ważne są wzmocnienia. Zarząd liczył się z jego zdaniem. Prawdopodobnie podobnie jest w relacjach z nowym trenerem, ale van den Brom nie wywiera żadnej presji na transfery. Ba, głosi wręcz, że obecna kadra go zadowala. To raz. Dwa, wracając do sytuacji Kownackiego, bardzo cenił go Maciej Skorża. Można sobie wyobrazić, że gdyby Skorża był nadal szkoleniowcem Lecha, mocniej naciskałby na zarząd w sprawie transferu zawodnika.
Skorży jednak w Kolejorzu już nie ma, zatem powrócił temat transferu Damiana Kądziora, któremu rok temu sprzeciwił się właśnie pochodzący z Radomia trener. Mówi się, że Piast chce dostać za skrzydłowego milion euro. Lech zaczął negocjacje od pół miliona, co Piast odrzucił. Nie ma się co dziwić. W poprzednich rozgrywkach Kądzior był ich gwiazdą i nie chcą się go łatwo pozbywać. Za jakość trzeba płacić. Ale po co? Zamiast zapłacić więcej za jakość tu i teraz, Lech wypożycza Citaiszwilego, który co prawda dobrze prezentował się w Wiśle Kraków, ale w Poznaniu będzie jedynie rok.
Za ponad milion euro kupiono portugalskiego pomocnika Afonso Sousę. Środek pola wydaje się najlepiej obsadzoną obecnie pozycją. Głównym celem na letnie okienko był bramkarz. Lech chciał ściągnąć zawodnika, który z miejsca wejdzie do bramki i da jakość. I nie wydał na to ani złotówki. Do Poznania na zasadzie rocznego wypożyczenia przybył trzydziestoletni Ukrainiec Artur Rudko – formalnie zawodnik Metalista Charków, który jednak ostatni sezon spędził w cypryjskim Pafos i nie zachwycał. I co? I zawiódł w najważniejszym meczu eliminacji Ligi Mistrzów, popełniając rażące błędy w kluczowych momentach.
Od marca kontuzjowany jest Bartosz Salamon. Z doświadczonych stoperów grających w tamtym sezonie pozostali Lubomir Satka i Antonio Milić. Ich urazy spowodowały jednak, że van den Brom musi szyć w obronie. W meczu z Wisłą Płock zagrali tam Maksymilian Pingot i sprowadzony na zasadzie wypożyczenia (co za zaskoczenie) Szwed Filip Dagerstal. Z konieczności w kilku meczach na pozycji stopera zagrał również Barry Douglas, a w Superpucharze Nika Kvekveskiri. Z apatycznej postawy zarządu na rynku zaczęli śmieszkować kibice, którzy na jednej ze stron z ofertami pracy zamieścili ogłoszenie, jakoby Lech szukał środkowego obrońcy, choć jest to raczej śmiech przez łzy. Umowa Satki wygasa wraz z końcem trwającego sezonu i Lech z chęcią zaakceptuje oferty za słowackiego obrońcę. Co prawda mówi się, że za 1,5 miliona euro plus 500 tysięcy w bonusach do Poznania może powędrować Michał Helik. Byłby to rekord transferowy i Lecha, i Ekstraklasy. Decyzja należy teraz do zawodnika, który ma jednak jeszcze inne oferty i powrót do Polski nie musi być opcją numer 1.
Po mistrzostwie Polski pojawiały się deklaracje, że zawodnicy pierwszego składu nie zostaną wyprzedani. Jest to niezbędne do co najmniej utrzymania odpowiedniego poziomu w drużynie, nie mówiąc już o jego podniesieniu. Tymczasem w ostatnich dniach pojawiają się kolejne informacje o zainteresowaniu piłkarzami Lecha i prowadzonymi negocjacjami. Zainteresowanie Mikaelem Ishakiem przejawia włoska Monza, a Pedro Rebocho znalazł się na celowniku francuskiego Brestu. Pozostaje mieć nadzieję, że to jedynie plotki. Inaczej, będzie to kolejny pokaz Karola Klimczaka, Piotra Rutkowskiego i Tomasza Rząsy pt. „Jak zniszczyć drużynę z potencjałem na coś wielkiego…”. Wówczas na trybunach zamiast „Kto mistrzem jest?” znów usłyszymy „Gdzie te transfery?”, „Rząsa, wypie***” itp., tak jak miało to miejsce podczas ostatniego meczu z Wisłą Płock.
Braian Wilma