Zapowiedź Grand Prix Włoch. Ponadczasowa Włoszka!

Formuła 1 po przerwie wakacyjnej ma to do siebie, że wraca na klasyczne tory. W poprzedni weekend mieliśmy Grand Prix Belgii na torze Spa-Francorchamps. Teraz pora na Grand Prix Włoch na legendarnym torze Monza. Piękna historia, fantastyczna atmosfera, bliskość przyrody – to wszystko czyni tę rundę wyjątkową. Oto najpiękniejsza świątynia na świecie – świątynia prędkości!

Monza to Włoska kochanka, która jest niebywale atrakcyjna, ma się na nią ochotę zawsze i wszędzie. Jest szybka, piekielnie szybka i tak samo mocno pobudza ludzkie zmysły. Przejeżdżanie każdego kolejnego okrążenia daje niebywałe wrażenia. Nie ma tutaj wielu zakrętów, ponieważ jest ich tylko 11. Kierowcy zaczynają oczywiście na prostej, jadąc około 360 km/h. Potem muszą wyczuć idealnie miejsce hamowania i zmniejszyć prędkość do 90 km/hVariante Rettifilo, czyli szykana, która nie zawsze była na tym torze, ale została stworzona ze względów bezpieczeństwa. Można ją przejechać nawet gdy nie trafimy w punkt hamowania, wystarczy pojechać slalomem obok, między ustawionymi znacznikami. To rzadkość na Monzy, ponieważ ten tor nie wybacza błędów. Pora na szybki łuk w prawo, prędkość tam wynosi około 300 km/h . Jadąc w tym miejscu za rywalem można bardzo mocno skorzystać. Poprzez utworzony tunel aerodynamiczny można łatwiej wyprzedzić do następnej szykany lub zrobić to przed nią. Jak pokazują Sebastian Vettel i Fernando Alonso można tego próbować, ale trzeba mieć tak zwane cojones. 

Fot. Mateusz Lamch/radiogol

Na tym torze są trzy szykany. Przyszła pora na drugą, a więc Variante della Roggia i znów redukcja z dużej prędkości do prawie 100 km/h. Wjeżdżając w nią, mamy szansę się wyratować, ponieważ pobocze jest wyasfaltowane, jednak na wyjściu nie można popełnić najmniejszego błędu. Czekają tam bowiem specyficzne krawężniki, a obok pułapka żwirowa, która może zniszczyć okrążenie lub nawet wyścig. Im lepiej przejedzie się tę szykanę, tym mocniej zaprocentuje to w dalszej części toru.

Lesmo 1. Fot. Mateusz Lamch/radiogol

Curva di Lesmos to składanka dwóch zakrętów, przez które zawodnicy przejeżdżają na trzecim i czwartym biegu. Po raz kolejny na tym torze ważne jest, by dobrze wejść w pierwszy z nich, a potem jak najlepiej wykorzystać tarki, wychodząc z drugiego. Oczywiście kierowcy muszą uważać na pułapki żwirowe, których jest tutaj pełno. Aktualny mistrz świata Lewis Hamilton nie wspomina tej sekcji dobrze. W 2009 roku rozbił się na ostatnim okrążeniu wyścigu. Uciekł mu tył bolidu, przez co złapał odrobinę żwiru i wylądował na przeciwległej bandzie. W tym roku także będzie musiał uważać, ponieważ bolidy są najszybsze w historii, a przejechanie tej sekcji ma wpływ na następnej prostej, na której można używać systemu DRS.

Fot. Mateusz Lamch/radiogol

Lekki łuk w lewo, czyli Curva del Serraglio, prowadzi rozpędzone bolidy Formuły 1 do małego tunelu, a potem do szykany, tej trzeciej, najszybszej. Jazda po tej prostej w przepięknych okolicznościach przyrody jest niebywałym doznaniem. Takich torów zostało w kalendarzu bardzo mało. Nie ma specjalnie wybetonowanego pobocza, nitka nie powstała na pustyni lub w mieście, które ma dopiero powstać (jak w Korei Południowej). Monza idealnie łączy historię ścigania z teraźniejszością. Wszystko co w Królowej Motorsportu najlepsze można utożsamiać bez problemu z tym toremZ tego powodu mówi się czasem o torach F1 jak o pięknym ogródku Królowej, a to jest właśnie jeden z nich. Ludzie nie muszą się wciskać na trybuny, a mogą spróbować się schować w lesie, przy bandach, by mieć dużo lepsze pole widzenia. Wtedy nie zobaczą całego wyścigu na telebimach, a zażyją tego co w tym sporcie jest najlepsze. Odczucie prędkości z pierwszej ręki to najlepsze co może być, niewielu ludziom jest dane jeździć bolidami F1, ale stojąc blisko można dostać niebywałego zastrzyku adrenaliny.

Fot. Mateusz Lamch/radiogol

Taki zastrzyk powoduje także Variante Ascari. Szykana nazwana na cześć Alberto Ascariego, włoskiego kierowcy wyścigowego, jest piekielnie szybka. Dohamowanie do niej z dużej prędkości, jadąc z włączonym systemem DRS, jest trudne, ale do wykonania. Zawodnicy na wejściu jadą na czwartym biegu z prędkością około 150 km/h. To jedyny moment wolnej jazdy w tym miejscu toru, ponieważ po szybkim lewym zakręcie kierowcy od razu przyspieszają. Potem trzeba odbić w prawo, złapać mocno tarki, ciągle przyspieszając. Ta trzypunktowa szykana kończy się wyjściem na długą prostą. Kończąc Variante Ascari mamy na liczniku prędkość ponad 220 km/h. W tym miejscu nie można nawet minimalnie odpuścić gazu, ale trzeba być pewnym jednego, że umiemy przejechać to miejsce. Łapiąc minimalnie kawałek trawy można bardzo łatwo skończyć wyścig w żwirze. Ciężko się z niego wykopać, zwłaszcza nisko zawieszonym bolidom F1.

Na długiej prostej zawodnicy znów zbliżają się do magicznej bariery ich bolidów. Czyli prędkości maksymalnej, na tym torze najważniejsza jest porządna moc silnika i mały docisk aerodynamiczny. Prosta prowadzi do jednego z najbardziej rozpoznawalnych zakrętów w historii motorsportu.

Fot. Mateusz Lamch/radiogol

Parabolica! Nawrót, który nie jest klasycznym tego typu zakrętem. Zazwyczaj trzeba wtedy znacząco zwolnić, ale nie w przypadku tej włoskiej piękności. Zawodnicy w środku zakrętu mogą spokojnie jechać około 180 km/h. Wcześniej pobocza w tym miejscu były pełne żwiru, a zawodnicy minimalnie łapiąc pobocze mogli nieźle nabałaganić. Od kilku lat część pobocza jest wyasfaltowana, by dać jakieś pole manewru zawodnikom. Było w tym miejscu parę wypadków śmiertelnych w XX wieku, ale warto dmuchać na zimne. Pomimo lekkiego wyasfaltowania nadal jest to wymagający zakręt, który prowadzi na prostą start-meta.

Będzie gorąco!

Pomijając prognozy pogody, które przewidują tylko suchy wyścig, a reszta sesji ma być mokra, to i tak będzie gorąco. Włoscy Tifosi są znani z tego, że uwielbiają dwie rzeczy. Jest to Monza i Ferrari. Scuderia nie miała możliwości zwyciężać w swojej ojczyźnie od 2010 roku. Jest to szmat czasu. Najdobitniej pokazuje to fakt, że ówczesny zwycięzca kończy w tym roku karierę w F1. Mowa tutaj oczywiście o Fernando Alonso. Teraz przyszła kolej na Sebastiana Vettela lub Kimiego Raikkonena. Ekipa z Maranello jest w tym sezonie niebywale mocna, a przede wszystkim lepsza od zespołu Mercedesa. Będzie na nich ciążyła presja zwycięstwa u siebie, ale będą chcieli pokazać, że są najlepsi i w tym sezonie należy im się mistrzostwo. Zazwyczaj Ferrari nawet po pierwszej dobrej połowie sezonu traciło sporo w drugiej. Przykładem może być rok 2017. Na takich torach jak Spa, Monza i Singapur włosi zaprzepaścili swoją szansę. W tym roku ma być inaczej. Jeśli tylko nie popełnią błędów, może się skończyć dubletem. Taka sytuacja na bank wprawiłaby włoskich Tifosi w ekstazę. Takie odczucia są możliwe tylko w tym miejscu. Właśnie takie tory najbardziej ukazują piękno Królowej Motorsportu. Pewne jest, że będzie piekielnie szybko. Wszystko będzie napędzać walka Lewisa z Sebastianem, ale w środku stawki też będzie ostro. W takich miejscach nie ma innej opcji. Idziemy na całość lub nie mamy odwagi. Odwagę pokazał Red Bull, wymieniając silnik Danielowi Ricciardo. Australijczyk będzie musiał startować z końca stawki, ale z najlepszą specyfikację silnika może namieszać. Jego nurkowania pod łokieć, tzw. dive bomby, podczas tego wyścigu będą normą. Jeśli wszystko pójdzie sprawnie, ma szanse na miejsce na podium. Będzie się działo!

Mateusz Lamch

czytaj dalej...

udostępnij na:

REKLAMA

najnowsze