Wiemy już prawie wszystko. Podsumowanie dwunastego dnia Australian Open

W piątek na Rod laver Arena królowali panowie. Rywalizowali oni w półfinałach o występ w niedzielnym meczu finałowym pierwszego turnieju wielkoszlemowego w 2022 roku. W pierwszej konfrontacji Rafael Nadal pokonał Matteo Berrettiniego 6:2,6:2,3:6,6:3, a następnie Danił Miedwiedwiew okazał się lepszy od Stefanosa Tsitsipasa 7:6,4:6,6:4,6:1.

Jako pierwsi na kort wyszli Nadal i Berrettini. Spotkanie rozpoczęło się po myśli Hiszpana. Wygrał on dwa pierwsze sety, w których łącznie trzykrotnie przełamał rywala. Gdy w trzeciej partii wydawało się, że tenisista z Majorki dokończy dzieła, do gry wrócił Włoch, który przełamał na 5:3 i dowiózł tę przewagę do końca. Konfrontacja zaczynała nabierać rumieńców. Kibice z pewnością mieli w pamięci wcześniejsze spotkanie Rafy, w którym stoczył pięciosetowy bój z Denisem Shapovalovem- tam Hiszpan prowadził w setach 2-0, a później młody Kanadyjczyk zdołał wygrać dwie następne partie. Tym razem Nadal nie dopuścił do takich obrotów spraw. Przełamał Berrettiniego w niemalże momencie i pierwszy piątkowy mecz zakończył się wynikiem 6:3,6:2,3:6,6:3 dla zwycięzcy Australian Open z 2009 roku. Król ceglanej mączki wygrał tym samym swój 500. mecz na kortach twardych i awansował do 29. wielkoszlemowego finału, w którym zagra o 21. tytuł w najbardziej prestiżowych turniejach tenisowych- już same liczby przyprawiają o zawrót głowy. Rafa zagrał na nosie wszystkim swoim krytykom, którzy uważali, że po problemach z nogą, które wykluczyły go z gry w drugiej części ubiegłego sezonu, Hiszpan już nic nie osiągnie. Teraz jest o jeden mecz od zostania najbardziej utytułowanym męskim tenisistą w historii.

Zadanie przed Nadalem w finale będzie bardzo trudne. Wiedzieliśmy o tym jeszcze przed rozpoczęciem drugiego półfinału, bowiem wiadomo było, że w finale przyjdzie mu się zmierzyć albo z zawodnikiem, który pokonał go w Melbourne przed rokiem, albo z człowiekiem, który zmienił tenisową wartę, wygrywając w zeszłym roku US Open i pokonując w decydującym meczu przedstawiciela „wielkiej trójki”. Pojedynek Tsitsipas-Miedwiediew zapowiadał się więc pasjonująco. Panowie w pierwszym secie nie bawili się w otwartą grę- twardo pilnowali swoich serwisów. rywalizowali gem za gem i ostatecznie doprowadzili do tie-breaka. W nim minimalnie lepszy (7-5) okazał się Rosjanin. W drugiej partii mecz nam się otworzył. Już na początku doszło do sporego zaskoczenia- Grekowi udało się przełamać wicelidera rankingu. Danił powrócił jednak na 3:3 i można powiedzieć, że drugi set rozpoczął się wtedy od nowa. Radość wicelidera światowego rankingu nie trwała jednak długo- został mu ponownie odebrany serwis, a Stefanos dokończył dzieła w kolejnym gemie. W przerwie Danił dał nam przypomnieć o swojej osobowości- o tym, że jest tenisistą, który lubi wdawać się w dyskusje. Zwrócił on uwagę sędziemu, że trener przeciwnika udziela rad swojemu podopiecznemu, co jest zabronione w turniejach wielkoszlemowych. Zdenerwowany i podirytowany Miedwiediew zagrażał nawet wezwaniem supervisora, jeśli sprawa nie będzie rozwiązana. Po tej kłótni tenisiści znowu wyszli na kort. Po wiceliderze rankingu ATP nie było widać, że jeszcze nie tak dawno kłócił się z sędzią. Wręcz przeciwnie- ta sytuacja odbiła się pozytywnie na jego grze. Z kronikarskiego obowiązku należy jeszcze wspomnieć, że finałem całej sprawy było ostrzeżenie w związku z coachingiem, wystosowane w stronę Apostolosa Tsitsipasa w trakcie trzeciego seta. Przebieg gry przypominał pierwszą partię- nie dochodziło do przełamań, tenisiści utrzymywali się przy swoim serwisie. Gra była jednak bardziej otwarta. Wszystko wskazywało na drugiego w tym meczu tie-breaka, aż nagle Miedwiediewowi udało się przełamać oponenta. Greka zabolało to na pewno tym bardziej, że break pointy były również piłkami setowymi. W taki sposób po wyrównanej grze to zwycięzca ubiegłorocznego US Open okazał się lepszy stosunkiem 6:4. Czwarty set to partia bez historii. Zakończył się szybkim 6:1 po dwóch przekłamaniach dla Miedwiediewa. Tym samym Rosjanin postawił ostatni krok w drodze do swojego czwartego wielkoszlemowego finału.

Niedzielny mecz zapowiada się pasjonująco. Po dwóch stronach siatki staną gladiator, którego niejeden skreślił przed turniejem oraz pretendent do zastąpienia tenisistów „wielkiej trójki” na wielkoszlemowym tronie. Rod Laver Arena z pewnością zostanie w niedziele obiektem fascynującego widowiska. Warto przypomnieć, że panowie grali już ze sobą w finale wielkiego turnieju, jakim było US Open 2019. Wtedy po pięciosetowym widowisku lepszy okazał się Hiszpan. Nie obrazilibyśmy się na taką samą długość niedzielnego spotkania. W sobotę z kolei swój finał rozegrają panie. Rozpędzona Ashleigh Barty zmierzy się w nim z Danielle Collins. Czeka nas świetny weekend w Australii.

Jarosław Truchan     

czytaj dalej...

udostępnij na:

REKLAMA

najnowsze