Podopiecznym Ronalda Koemana nie udało się przełamać serii Zinedine’a Zidane’a, który za sterami Realu pozostaje niepokonany na Camp Nou. Zawinił brak organizacji i błędy indywidualne.
Umówmy się, że Real nie zagrał wybitnego spotkania. Królewscy mieli swoje gorsze momenty, w których zawodnicy grali jakby brakowało im sił oraz motywacji. Jednak udało im się wykorzystać więcej wykreowanych sytuacji i pokonali Blaugranę 3:1.
Powodów porażki w szeregach Barcy trzeba szukać przede wszystkim w grze środka pola oraz obrony. Sergio Busquets to zawodnik, który nie nadaje się już do gry na najwyższym poziomie, a Frenkie de Jong wygląda jakby zamiast się rozwijać chciał pójść w ślady swojego zespołowego kolegi. To ta dwójka była pośród głównych winowajców przy trafieniu Fede Valverde. Wpierw de Jong za bardzo zapuścił się przy pressingu tworząc ogromną lukę, a następnie Busquets nie nadążył za wbiegającym w utworzony korytarz Valverde. Nie popisał się również blok defensywny, który pozwolił na stworzenie ogromnej wyrwy pomiędzy Destem, a resztą formacji. Kolejne gole to zwyczajnie głupota Lenglet, bo tylko tak można nazwać trzymianie za koszulkę w ten sposób w dobie VARu. Bramka numer trzy to klasyczne wykorzystanie słabości defensywy. Modrić znalazł dobrą lukę i wypuścił Viniciusa, który nie myśląc wiele chciał pójść w drybling z Neto. Nie udało mu się to, lecz piłka wróciła do Modricia, a ten ze stoickim spokojem ograł golkipera.
Kolejnym mankamentem w Barcelonie była zwyczajna niechęć Koemana do przeprowadzania zmian. Holenderski szkoleniowiec zamiast spróbować wprowadzić trochę świeżości, aby rozruszać ofensywę po utracie bramki na 2:1 wolał zostawić na boisku nieproduktywnego Pedriego. Z drugiej strony, kiedy na boisko wprowadzeni zostali Trincao, Griezmann i Dembele lepiej nie było. Trincao zaliczał straty, Griezmann miał JEDEN kontakt z piłką, a Ousmane Dembele był po prostu słaby. Wszystkie te czynniki przyczyniły się do kolejnej porażki FC Barcelony w El Clasico. Trzeba jednak wyróżnić dwa pozytywne czynniki. Pierwszym jest Ansu Fati, który stał się najmłodszym strzelcem bramki w historii El Clasico, a druga pochwała wędruje do Sergino Desta. Amerykanin nie bał się dryblować oraz był pewny w defensywie. Przyszłość Barcelony na prawej obronie maluje się w jaskrawych barwach.
Trzeba jednak oddać Realowi co królewskie. Środek pola Los Blancos zdominował kompletnie zawodników Blaugrany, a Sergio Ramos udowodnił, że wciąż jest najlepszym zawodnikiem w klubie. Pewnie zagrał również Courtois, który kilkukrotnie uratował przed utratą gola. Szczególnie ważna interwencja belgijskiego golkipera miała miejsce w pierwszej połowie, gdy Lionel Messi ograł bez problemów obronę i znalazł się tuż przed bramką. Real zwyczajnie był bardziej skuteczną i lepiej zorganizowaną drużyną, która mimo kiepskiej formy Varane’a była zdecydowanie lepiej poukładana. Królewscy posiadali także jedną ogromną przewagę. Jest nim postać kapitana, Sergio Ramosa. Hiszpan w przeciwieństwie do Leo Messiego jest prawdziwym liderem i nie boi się wziąć sprawy w swoje ręce. Wciąż niewiadomą jest Vinicius. Ciężko jednoznacznie ocenić Brazylijczyka, jako że wciąż pomimo świetnych umiejętności brakuje mu czasem absolutnych podstaw.
Autor: Hubert Grabowski