Dobre zarządzanie klubem, sukcesy na krajowym podwórku oraz skład, który kształtował się i docierał w trakcie trwania sezonu. Tak pokrótce wyglądała kampania 2017/18 w wykonaniu brązowego medalisty Energa Basket Ligi i zdobywcy Pucharu Polski koszykarzy – Polskiego Cukru Toruń.
Zespół, który w poprzedniej edycji PLK zdobył pierwszy męski medal w koszykówce dla Torunia, miał jasny cel przed kolejnym rokiem grania. Było to znalezienie zastępstwa dla trzech niezwykle ważnych elementów medalowej układanki: Kyle’a Wevera, Obiego Trottera i trenera Jacka Winnickiego. Odpowiednia podmianka graczy i menedżera miała zaowocować kolejnym dobrym wynikiem w ekstraklasie.
Jeśli chodzi o trenerskie bezkrólewie, to trwało ono stosunkowo krótko. Jak wiemy, natura nie lubi próżni i po trenerze Winnickim przyszedł czas na słoweńskiego 40-latka, niejakiego Dejana Mihevca. Za jego największy sukces do momentu objęcia fuchy w Polsce, uważano zdobycie w 2015 roku sensacyjnego mistrzostwa kraju z KK Tajfun Sentjur, miało być rekomendacją jego jakości oraz pewnym symbolem, że w Toruniu też jest w stanie stworzyć coś sensownego i dobrze działającego. Co do zawodników, to prezes Maciej Wiśniewski wraz ze sztabem szkoleniowym, sięgnęli po mocny reprezentacyjny zaciąg w postaci Aarona Cela i Karola Gruszeckiego oraz Amerykanina Glenna Coseya.
Wprowadzenie w życie ambitnego planu zawojowania ligi nie było niczym łatwym, lecz bilans 13-3 po pierwszej części rundy zasadniczej mógł napawać lekkim optymizmem toruńskich sympatyków. Spłacające się transfery w połączeniu z walecznymi podkoszowymi i mrówczą pracą pozostałych graczy przynosiły wymierne efekty i korzyści.
Dodatkowo w lutym koszykarze z Torunia po raz pierwszy w swojej historii poczuli, jak smakuje złoto ogólnopolskich rozgrywek. W trakcie warszawskiego Final Eight Pucharu Polski zawodnicy Dejana Mihevca kroczyli od zwycięstwa do zwycięstwa, by finale zrewanżować się za zeszłoroczną walkę o mistrzostwo teamowi Stelmetu Enei BC Zielona Góra. To zwycięstwo, którego ojcami niewątpliwie byli Cosey i Gruszecki, miało być kopem do dalszego efektywnego funkcjonowania drużyny.
W ramach zimowego okienka transferowego do zespołu Twardych Pierników dołączyła dwójka nowych graczy. Byli nimi DJ Newbill i Damian Jeszke. Pierwszy do Grodu Kopernika przyjechał z Nowej Zelandii, drugi ze zdecydowanie bliższego Koszalina.
Kolejny fragment sezon, a więc finisz walki o play-offy stał pod znakiem lekkiej zadyszki złapanej przez drużynę toruńską. Słabsza postawa „Gruchy”, która niewątpliwie mocno wpłynęła na zespół i duże kłopoty ze schematyczną grą na obcych halach, przyniosły wprawdzie podopiecznym Mihevca 10 zwycięstw, ale też 6 porażek. Dobra dyspozycja we własnej hali (tylko 2 porażki) pozwoliła jednak na zajęcie wysokiego 3. miejsca na koniec sezonu zasadniczego.
Jak się okazało później, trójka była liczbą magiczną dla Twardych Pierników. Trzy zwycięstwa nad MKS-em Dąbrową Górniczą, której trenerem został po odejściu z Torunia Jacek Winnicki, dały awans do 1/2 finału. Celnych „trójek” zabrakło w półfinałowej rywalizacji z BM Slam Stalą Ostrów Wielkopolski i w końcu na 3. miejscu udało się zakończyć sezon po pokonaniu w dwumeczu o brąz Stelmetu, który drużynę Polskiego Cukru spokojnie mógłby nazwać „El bestia negra”, czy w sumie „blanca”, bo takie są w końcu barwy tego klubu.
Niewątpliwie sezon 2017/18 w toruńskim baskecie był rokiem na swój sposób przełomowym i z pewnością udanym, zarówno pod względem sportowym, jak i marketingowym. Nie jest to jednak koniec wyzwań, które stoją przed zespołem i zarządem Twardych Pierników. Przedłużona kilka dni temu umowa z pierwszym trenerem i rozpoczęcie rozmów z zawodnikami na temat nowych kontraktów, jest dobrym wstępem do dalszych sukcesów w kraju, lecz nadszedł też czas na radykalniejszy krok w przód. Krok w stronę Europy. Krok w stronę europejskich pucharów!
Mateusz Orłowski