Rzadko kiedy możemy oglądać mecze polskich tenisistów w ćwierćfinałach wielkoszlemowych. Co więcej, w środę w Melbourne dojdzie to takiej sytuacji po raz pierwszy w 112-letniej historii turnieju Australian Open. Hubert Hurkacz zmierzy się w pojedynku 1/4 finału z Daniiłem Miedwiediewem. Choć to jego rywal uchodzi za bardziej utytułowanego, Wrocławianin wcale nie będzie w tym starciu bez szans.
Po odpadnięciu z imprezy Taylora Fritza to Hubert jest najniżej notowanym w rankingu ATP zawodnikiem, który pozostał w turnieju. Już teraz wiemy, że poniedziałkowa aktualizacja listy będzie dla niego historyczna. Hurkacz od nowego tygodnia będzie klasyfikowany co najmniej na 8. miejscu. Rosjanin obecnie zajmuje ostatnie miejsce na podium notowania. Lecz to nie roczny ranking, a dyspozycja w Australii odegra podczas ćwierćfinału decydującą rolę. Zestawienie dotychczasowych meczów podczas australijskiego turnieju wypada na korzyść Huberta. To jego rywal był tym, który podczas drogi do 1/4 finału męczył się o wiele bardziej. Miedwiediewowi w pamięci długo pozostanie spotkanie z Emilem Ruusuvuorim, zakończone o nieludzkiej godzinie. Wtedy panowie rozegrali pięć setów. O jedną partię mniej Daniił zagrał z Nuno Borgesem i Terence Atmanem. Jedynym pojedynkiem „na sucho” okazała się konfrontacja z Felixem Auger-Aliassime. Hurkacz na przestrzeni czterech rund sprawiał wrażenie równiejszego tenisisty. Co prawda stoczył pięciosetówkę z czeskim kwalifikantem Jakubem Mensilkiem, ale poza tym w każdym meczu zachowywał kontrolę nad przebiegiem gry i nie pozwalał na zbyt wiele oponentom. Szczególną emanacją spokoju i pewności siebie była czwarta runda, gdy nie dał szans Arthurowi Cazaux.
Kontrargumentem ze strony zwolenników mistrza US Open z 2021 roku może być jednak klasa rywali. Miedwiediew miał bowiem z kim sety gubić. Droga Hurkacza do tej fazy imprezy nie była może autostradą, ale solidną, nowo otwartą drogą ekspresową. Aż trzy razy po drugiej stronie siatki stawali kwalifikanci, co i tak nie uchroniło naszego rodaka od problemów, szczególnie w początkowych fazach meczów. Daniił wyjdzie jednak na kort imienia Roda Lavera bardziej zmęczony, czego nie da się nadrobić ograniem. Oglądając jego mecze często można było dostrzec irytację ze strony tenisisty, która niejednokrotnie przechodziła w desperacje. Szczególnie symbolicznym momentem było rzucenie przez niego rakietą w stronę ławki – zabrakło góra kilkunastu centymetrów, a mogło się to zakończyć karą.
W tym momencie płynnie przechodzimy do kolejnego ważnego aspektu – siły mentalnej obu panów. Miedwiediew to typ gracza, który potrafi wyjść na kort bardzo nabuzowany i od razu prezentować niezwykle jakościowy tenis. Często jednak wszystko idzie dobrze do czasu… do czasu pierwszej irytacji, zgrzytu, czy nieporozumienia. Ile to już razy byliśmy świadkami, gdy jedno niepozorne wydarzenie odmieniało grającego Rosjanina. Gdy do głowy Daniiła trafią myśli o wydarzeniach na korcie, potrafią mu one przeszkadzać w utrzymaniu dobrego poziomu. Zawodnik skupia się wtedy na zupełnie niepotrzebnych rzeczach. Pod tym względem lepiej wypada Hubert, który jest o wiele mniej ekspresyjny. Trudno jest wydobyć mu na wierzch emocje. To może okazać się nie bez znaczenia w starciu z trzecią rakietą świata. Niejednokrotnie widzieliśmy już, że Hurkacz potrafi wykazywać opanowanie niezależnie od długości trwania meczu, nawet i czterogodzinnego. Siła spokoju prędzej zawiedzie Miedwiediewa, zwłaszcza, gdy spotkanie nie będzie układało się po jego myśli. A na to przecież gorąco liczymy.
No właśnie – przecież Hubert bardzo lubi grać z Daniiłem. W bezpośrednich meczach Polak prowadzi 3-2. Ostatnia ich konfrontacja, która miała miejsce podczas finału turnieju w Halle, również zakończyła się wygraną reprezentanta naszego kraju. Wygrane Miedwiediewowi wcale nie przychodziły łatwo – Rosjanin pokonywał Hurkacza w formule best-of-tree, lecz za każdym razem tracił seta. Ich jedyne wielkoszlemowe stracie, pamiętny mecz czwartej rundy Wimbledonu 2021, rozstrzygnęło się na pełnym dystansie z wiadomym skutkiem. Gdyby Wrocławianin mógł wskazać wymarzonego rywala z pośród półfinalistów tegorocznego AO, z pewnością wybrałby właśnie Daniiła. Oczywiście wciąż pozostaje on bardzo trudnym do przejścia rywalem. Hubert przez cały turniej imponował formą serwisową, miejmy nadzieję, że pokaże ją również w ćwierćfinale. To właśnie podanie będzie największym atutem Polaka. Ale nie jedynym. Hurkacz zdecydowanie lepiej porusza się po korcie, co będzie stwarzało problemy biegającemu pod końcową bandą Miedwiediewowi. Oby sprzymierzeńcem Polaka został w tym dniu również return, z którym bywało różnie we wcześniejszych fazach.
Przed środowym meczem bądźmy przynajmniej realistami i nie wyrzucajmy z naszych głów oczekiwań wyrównanego pojedynku, bo na taki absolutnie możemy liczyć. Hurkacza na pewno stać na postawienie się przeciwnikowi i ugranie co najmniej seta. Jeśli tak nie będzie, z pewnością możemy mówić o niedosycie. Wiele będzie zależało również od dyspozycji dnia, w końcu to drugi tydzień wielkoszlemowego turnieju. Nikt nie może nam zabrać prawa do marzeń, więc marzmy o drugim półfinale Huberta. Na pewno nie jest to marzenie tych z gatunku ściętej głowy.
Pojedynek Hurkacza z Miedwiediewem rozpocznie się o barbarzyńskiej dla nas godzinie – nie przed 3:30 w nocy. Lecz zróbmy wszystko, aby cisza nocna tej jednej nocy nie obowiązywała. Rozświetlmy blokowiska i obudźmy sąsiadów – w środę może napisać się kolejne piękna karta w historii polskiego tenisa. Nawet jeżeli się nie napisze, to ćwierćfinał w wykonaniu Polaka i tak bierzemy w ciemno!