Świątynia kolarstwa ponownie zaprasza swoich wyznawców. Zaprasza nieco inna, z jednej strony w pandemicznym chaosie, z drugiej natomiast odkurzona, z nową wizją na ściganie. Jedno jest pewne, to będzie inny Tour de France niż wszystkie jego wcześniejsze edycje. Czy zatem też bardziej emocjonujący?
Jak będzie wyglądać tegoroczne ściganie?
Po pierwsze wspomnijmy o oczywistościach, z którymi sportowcy muszą nauczyć się żyć, czyli kilka słów o reżimie sanitarnym. Francja pogrążona jest w niemal rekordowych ilościach dziennych zakażeń. I choć nikt nie chce tego na głos powiedzieć, to wszyscy z tyłu głowy mają obawę, czy tegoroczny tour dojedzie do finału, czyli etapu przyjaźni na polach elizejskich. Częścią karawany wyścigowej stanie się w tegorocznej edycji mobilne laboratorium, które ma wychwytywać przypadki zarażenia. Co oczywiste możliwe są wykluczenia, które są w stanie mocno zmienić obraz wyścigu.
Po drugie trasa, a ta w tym roku przeszła absolutną rewolucję. Tegoroczna zabawa rusza z południa Francji, co zdarza się dopiero po raz siódmy w historii. Interesy sprinterów zostały mocno zlekceważone. Dwanaście górskich etapów bowiem będzie musiało mocno sprzyjać kolarzom lubującym się we wspinaczkach. Należy również wspomnieć fakt, że organizatorzy przewidzieli zaledwie jedną „czasówkę”. Tegoroczna edycja to także tylko jeden etap przekraczający dwieście kilometrów. Cała trasa będzie natomiast liczyć nieco ponad 3300 km, co czyni ją wyjątkowo krótką.
Nie wiemy także, jak będą zachowywały się poszczególne zespoły. Groźba przerwania wyścigu w jego trakcie może prowokować nerwowe zachowania już od początku. Być może kolarze czyhający na zwycięstwo w klasyfikacji generalnej nie będą czekać na rozstrzygnięcia w kolejnych dniach ścigania, tylko od pierwszego etapu będą szukali swojego miejsca na szczycie „generalki”.
Czas na indywidualności
Skoro jesteśmy przy zespołach to czas na personalia. Jedynym reprezentantem Polski będzie Michał Kwiatkowski, jeżdżący dla drużyny Ineos. Będzie on pomocnikiem Egana Bernala w drodze po triumf w całej edycji. I to właśnie w Bernalu upatruje się głównego kandydata do zwycięstwa. Jego największym rywalem powinien okazać się natomiast Primoż Roglić. Warto także zwrócić uwagę na kilka innych nazwisk, jak chociażby: Nairo Quintana, Mikel Landa, Tadej Pogača, Thibaut Pinot, Richard Carapaz, Miguel Angel Lopez, Guillaume Martin, Emanuel Buchmann.
We Francji pojawi się także zespół CCC. Warto mu się przypatrywać, bo przygoda polskiego sponsora z wielkimi tourami definitywnie dobiega końca i za rok nie zobaczymy już pomarańczowych koszulek na starcie. Liderami zapewne będą Greg Van Avermaet oraz Matteo Trentin. Dla polskiego zespołu celem będzie przywiezienie choćby jednego etapowego zwycięstwa.
Wielka Pętlo, bądź naszą ostoją normalności
Pogmatwana trasa, różniąca się w wielu aspektach od tej z poprzednich lat. Do tego wobec dopiero co wznowionego sezonu, absolutną niewiadomą jest forma poszczególnych kolarzy. Kiedy złożymy te dwa czynniki, dojdziemy nieuchronnie do wniosku, że tegoroczna edycja ma wszelkie zadatki na to, by okazać się otwartym wyścigiem i sprzyja wykreowaniu instytucji czarnego konia.
Kolarstwo poza kryzysem pandemicznym zostało w ostatnim czasie naznaczone także kryzysem wizerunkowym. W świecie sportu szerokim echem odbiły się kraksy Fabio Jakobsena z rodzimego Tour de Pologne oraz Remco Evenepoela w Lombardii. Zawodnicy coraz głośniej dają znać, że nie życzą sobie, żeby stawali się zakładnikami telewizyjnej oglądalności. Na szali bowiem kładzione jest nie tylko ich zdrowie, ale co pokazały ostatnie lata, także życie.
Na tegorocznym tourze nie zobaczymy także tak dobrze znanych nam hostess podczas ceremonii wręczania nagród. Przyczyną zmian nie jest tu koronawirus, ale gorący protest części środowisk sugerujących seksizm organizatorów. I na nic zdały się protesty samych zainteresowanych Pań, które były dalekie od poczucia, że w swojej pracy są uprzedmiotawiane. Wygląda, że z rytuałem całowania kolarzy w policzek w świecie poprawności politycznej również musimy się na razie pożegnać.
Świat stanął na głowie i mimo że pod reżimem sanitarnym, ale jednak wracamy do względnej normalności. Wyciśnijmy sobie tej normalności, ile się da. Warto zatem podarować sobie tegoroczną edycję i zasiąść przed telewizorem. Emocje są pewne, miejmy jednak nadzieję, że tylko te czysto sportowe. Niech wygra najlepszy! To najkorzystniejsze z punktu widzenia kibica, co może przydarzyć się w tegorocznym Tour de France. Kto by się spodziewał, że te zupełnie niewysokie oczekiwania, mogą okazać się tak wątpliwe w realizacji?
Szymon Rogalski