Wręcz naturalnym następstwem każdego popularniejszego sportu jest wkroczenie do niego potężnych inwestorów, czy sponsoring ze strony globalnych firm. Dyscyplina zaczyna wtedy zarabiać, staje się marką samą w sobie. W przeszłości byliśmy tego świadkami wielokrotnie, teraz przyszedł czas na kolarstwo. I jak w większości przypadków mamy do czynienia z pokrzywdzonymi na skutek tej z pozoru bajecznej zmiany.
Na wstępie wypada zaznaczyć, że nie wiadomo, czy za niedługo ten tekst będzie nadawał się wyłącznie do kosza. Jego podstawą jest bowiem plotka. Bardzo mocna, potwierdzona przez wiele poczytnych branżowych mediów, ale wciąż plotka. Ci, których kontakt z kolarstwem ogranicza się do oglądania wyścigów (absolutnie nie chodzi tu o umniejszanie tej grupie), być może nie wiedzą, o co chodzi. Reszta fanów jeźdźców na dwóch kołach natomiast na pewno doskonale wie, że obecnie nie ma bardziej elektryzującego tematu, niż fuzja Jumbo-Visma z Soudal Quick – Step. Rzecz, wydawać by się mogło, wręcz absurdalna. W momencie pojawienia się tej pogłoski z pewnością wielu reagowało na nią z uśmiechem, myśląc: „Ot, kolejna pożywka dla mediów w okresie końca sezonu”. Jednak coraz więcej wskazuje na to, że faktycznie do fuzji może dojść. Doskonale bowiem wiemy, że w świecie sportu nie ma poważniejszego argumentu, niż biznes.
W teorii połączenie dwóch ogromnych ekip World Touru jest niemożliwe. Jeśli jednak zagłębimy się w szczegóły, możemy zauważyć, że byłoby to bardziej dołączenie znikomej części Quick Stepu jako wagonu do ogromnego, pędzącego z zawrotną prędkością pociągu o nazwie Jumbo-Visma. Mówi się o sześciu kolarzach, którzy mieliby dołączyć do holenderskiej ekipy. Co stałoby się z pozostałą dwudziestką trójką? Niestety żyjemy w czasach, w jakich żyjemy. Jeżeli bowiem nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo o co chodzi. A to, o co chodzi, nie puka do kolarskiego świata, a stara wyłamać się drzwi z futryną.
Nie oszukujmy się, gdzie tam naszej dyscyplinie do piłki nożnej, tenisa, czy formuły 1. Dlatego miejsca na kolarskich koszulkach były na przestrzeni lat raczej zarezerwowane dla firm, które chciały się pokazać na rynku. Niewielu było biznesowych hegemonów. A kolarstwo do wypromowania się na pewną, wciąż nie jakąś gigantyczną skalę, było wręcz idealne. Sześć godzin relacji z wyścigu na mającym globalny zasięg Eurosporcie, ponadto wyścigi takie jak Paryż-Roubaix, Giro d’Italia, czy Tour de France, na które patrzy zdecydowanie więcej ludzi. Wystarczy wysłać kolarza do ucieczki, lub trzymać się z przodu peletonu, a logotyp firmy sponsorującej tę ekipę jest widoczny przez godziny i zapada w pamięci widzów. Wszyscy są zadowoleni. Lecz obecnie kolarstwo przeżywa medialny rozkwit i staje się coraz popularniejsze. Nic więc dziwnego, że do największych ekip z ofertą sponsoringu zwracają się coraz potężniejsze marki. A kto nie chciałby w porę wsiąść na pokład samolotu lecącego ku triumfom i fortunie?
Jak wiadomo, od paru lat kontrakty z kolarzami (Choćby z Wuotem van Aertem) podpisywała firma Red Bull. Teraz austriacki potentat postanowił pójść na całość i od nowego sezonu dołączy do peletonu jako sponsor ekipy BORA-hansgrohe. To dlatego prawdopodobnie niedługo dowiemy się o hitowym transferze tam Primoza Roglicia, który opuści właśnie Jumbo-Visma. Dla Słoweńca byłby to idealny obrót spraw. W jego dawnej drużynie zrobiło się bowiem zwyczajnie za ciasno pod względem kolarzy tej klasy. Do grona ekipy, która wygrała wszystkie tegoroczne wielkie toury ma dołączyć z kolei Amazon – jak możemy się domyśleć, nie będzie to sponsoring polegający na logotypie umieszczanym na bidonach. Idealne podwaliny pod to stanowi niedawne zwycięstwo Seppa Kussa na hiszpańskiej Vuelcie. Otworzenie się kolarstwa w tak wielkim stopniu na amerykański rynek byłoby bez wątpienia rzeczą wielką, jeśli nie przełomową. Jumbo-Visma zaczyna wyglądać więc na hegemona i sportowo-finansowe perpetuum mobile. A chęć dołączenia do tego dream teamu ma Zdenek Bakali.
Kim jest ta dla niektórych tajemnicza postać? Gdy mówi się o grupie Soudal – Quick Step, na myśl momentalnie przychodzi charyzmatyczny Patrick Lefevere. Jednak to Bakali, czeski biznesmen i jeden z najbogatszych ludzi w swoim kraju, posiada aż 80% własności tej ekipy. Nie ma się co oszukiwać – popularna „wataha” nie przeżywa ostatnio najlepszych chwil. Ekipa, w DNA której są wyścigi jednodniowe, nie może znowu być podczas najważniejszych wydarzeń najlepsza. A w kolarstwie nikogo nie obchodzą drugie, czy piąte miejsca – liczy się tylko zwycięstwo. Posiadają złote dziecko w postaci Remco Evenepoela, który chyba zaczyna zdawać sobie sprawę, że ten okręt zmierza donikąd i jego przyszłość jest gdzie indziej. Z punktu widzenia czysto biznesowego jak najbardziej zrozumiałe jest, że Zdenek Bakali znudził się pikującym w dół interesem i postanawia ulokować swoje udziały gdzie indziej. Jednak z kolarskiego punktu widzenia mocno się to gryzie.
Wszyscy dokładnie pamiętają, co stało się po ogłoszeniu projektu piłkarskiej Supreligi. Środowisko od razu podzieliło się na zwolenników tej innowacji, oraz piłkarskich romantyków broniących długoletnich zasad i wartości. Za sprawą ewentualnej fuzji to samo zaczyna dziać się w kolarstwie. Z jednej strony – żyjemy w świecie pieniądza. Jeśli coś może przynieść zysk, opłaca się to zrealizować, to dlaczego oglądać się w tył i słuchać o długoletniej tradycji? „Byznes is byznes”. Jednak kolarska publika jest raczej starsza, niż młodsza, a co za tym idzie – bardziej konserwatywna. I dlatego w opinii romantyków kolarstwa dzieją się rzeczy nie do wyobrażenia. Zacznijmy od głównego absurdu. W historii tego sportu nie było dwóch bardziej rywalizujących ze sobą nacji, niż Belgia i Holandia. To wojna trwająca od niepamiętnych czasów. Naznaczona wieloma pojedynkami, a niejednokrotnie skandalami. A teraz nagle holenderska ekipa grzecznie przytuliłaby do siebie drużynę z Belgii? To oznaczałoby ponowne utworzenie Królestwa Zjednoczonych Niderlandów po rozpadzie w 1830 roku. Trudno to sobie wyobrazić.
Na pięknego romantyka w tej sytuacji wyrasta sam Patrick Lefevere. To człowiek leciwy, który najważniejsze szosy świata przejechał w samochodzie dyrektora sportowego dziesiątki razy. Po tym jak jedyny wspólnik postanawia wycofać się z interesów, on z 20% udziałów również mógłby powiedzieć dość. Emerytura byłaby oczywistym następstwem – na chleb na pewno by nie zabrakło. On jednak podjął się czegoś absolutnie szalonego – próby pozostawienia ekipy przy życiu. Fuzja z Jumbo-Visma nie oznacza jedynie utratę pracy w Quick Stepie dla ponad dwudziestu kolarzy. Do tego dochodzi niezliczona liczba ludzi odpowiadających za obsługę – od dyrektorów, przez mechaników, po masażystów i kierowców. Lefevre powziął sobie za cel utrzymania osobnego zespołu. Wciąż są w posiadaniu karty do World Touru, a więc jeśli udałoby się utrzymać, wciąż jeździliby w elitarnej dywizji. Do tego potrzeba jednak sponsorów. Wiadomo, że przy fuzji odejdą tytułowy Soudal oraz Specialized. Przy starej gwardii zostałyby natomiast Quick-Step, Latexco i Renson. Jeśli udałoby się znaleźć dodatkowych sponsorów, „wataha” Lefevrea nie zostałaby zjedzona przez brutalny rynek. Chyba każdy fan kolarstwa trzyma kciuki za powodzenie tej misji.
O tym, czy do faktycznej fuzji Jumbo-Visma z Soudal – Quick Step dojdzie, dowiemy się najpóźniej w połowie października. Wtedy upływa termin rejestracji zespołów na sezon 2024. Z pewnością czekają nas jedne z najgorętszych dni w roku, pomimo panującej za oknem jesiennej aury.