Kołem po sporcie: Przechadzki po parku, czyli kulisy sportu żużlowego (cz.1)

Mam dziwny zwyczaj, bo lubię przechadzać się po parku. Ktoś zapyta: Ale co w tym jest nietypowego? Przecież miliony ludzi mają podobne przyzwyczajenia. Tyle, że mojego parku nie porastają drzewa, delikatnie szumiące na wietrze. Nie znajdziecie tam ławeczek, na których można przysiąść i fontanny, pozwalającej na chwilę relaksu. Nie ma ciszy i spokoju. Zamiast tego słychać ryk silników i widać nerwową bieganinę. Dwukołowe rumaki ze stali porozstawiane są po boksach, a zewsząd zalega pełno sprzętu i akcesoriów, od kasków zaczynając, na goglach i rękawiczkach kończąc. Przez cały sezon spacerowałem po toruńskim parku maszyn, a przy okazji rozmawiałem z kim się dało i obserwowałem wszystko dookoła. To zrodziło wiele wspomnień, a najlepszymi z nich zamierzam się podzielić. Zapraszam za dziennikarskie kulisy sportu żużlowego.

Rozmowa widmo

Przed sezonem 2018 zainwestowałem w trochę dziennikarskiego sprzętu. Chciałem mieć na własność coś dobrego i pomocnego w pracy. Wiecie, mikrofon, żeby to jakoś wyglądało, porządny dyktafon i inne drobne akcesoria. Najpierw warto jednak przetestować zestaw i najzwyczajniej się z nim obyć. O tym drugim najwidoczniej zapomniałem. Wszystko działało perfekcyjnie, ale nie włączyłem mikrofonu. Pierwszą rozmowę na tym sprzętowym defekcie przeprowadziłem z Andrzejem Lebiediewem. Na pamiątkę mam piękne nagranie, na którym nie słychać absolutnie nic. Coś jednak zapamiętałem. Byłem zaskoczony, gdy na pytanie o wielkanocne smakołyki, Andrzej odpowiedział, że jada ryby. To było tylko nieporozumienie, bo oczywiście chodziło o jajka. Myślał o jednych świętach, a opowiedział o drugich. Zapytałem też jak się czuje jako ówczesny Indywidualny Mistrz Europy. Usłyszałem, że zapomniał już o tym osiągnięciu. Niby dobrze, bo uwolnił głowę i jechał przed siebie, ale w rzeczywistości nie wyszło to najlepiej. Rok temu doświadczył tyle radości, a teraz przyszła masa smutku. To był dla niego trudny sezon, ale najważniejsze, że nie składa broni i chce się odbudować. Ostatnio przebąkiwał coś o chęci powrotu do Betardu Sparty Wrocław. Powodzenia chłopie.

fot. Własne

Ojj „niedobsze”

Podczas Speedway Best Pairs w Toruniu podjechałem do Martina Smolińskiego. Podejrzewałem, że nie odmówi krótkiego wywiadu i miałem rację. Niestety popełniłem ten sam błąd, co przy rozmowie z Andrzejem Lebiediewem. Mikrofon nadal był wyłączony. Progres polegał na tym, że zorientowałem się po zadaniu trzeciego pytania i wszystko dało się odratować. Powiedziałem sympatycznemu Niemcowi jak się sprawy mają i zasygnalizowałem konieczność powtórzenia pierwszych pytań. W odpowiedzi usłyszałem tylko łamaną polszczyznę „Ojj niedobsze”, ale daliśmy radę. Swoją drogą, Martin to bardzo pocieszny facet, który stara się dbać o swój wizerunek. W klasycznym speedway’u nie zrobił wielkiej kariery, ale da się z nim pogadać. Aż trudno uwierzyć, że w przeszłości był krytykowany, ze względu na swój charakter. Podejrzewam jednak, że jak przychodzi co do czego, to potrafi być nieustępliwy i podąża własnymi ścieżkami. Tak jak w kontaktach z federacją, tak pewnie w relacjach z innymi zawodnikami, o skrupułach nie może być mowy.

fot. Własne

Wywiad, przez który ogłuchłem

Są takie rozmowy, które zapamięta się do końca życia. W moim przypadku to wywiad z Jackiem Frątczakiem, managerem Get Well Toruń. Przed sezonem umyśliłem sobie, że zrobimy fajny materiał, utrzymany w mafijnym klimacie, zgodnym z przedsezonową kampanią marketingową klubu. Pytania w stylu „Co chcecie ustrzelić?”, „Czy starczy Wam amunicji?”, „Kto będzie kilerem?” miały budować ten charakter. Pan Jacek był zakręcony w sparingowym wirze, więc na wywiad umówiliśmy się w parku maszyn. Usiedliśmy w boksie Daniela Kaczmarka i… BUM! Nagle rozpoczęło się grzanie motocykli Nielsa Kristiana Iversena i Rune Holty. Praca w takich okolicznościach? Uroki czarnego sportu, ale myślałem, że mój słuch odejdzie w zapomnienie. Na szczęście przetrwał, ale po raz pierwszy nie słyszałem własnego głosu. Zadając pytanie, nie miałem pewności czy do uszu mojego rozmówcy docierają jakiekolwiek fale dźwiękowe. Pan Jacek kilkukrotnie prosił o powtórzenie wątku, dlatego niektóre pytania krzyczałem niemalże do samego ucha. Nie słyszałem odpowiedzi i bałem się, że mikrofon też niewiele wychwyci. Coś jednak z tego wyszło, choć sympatycy miejscowego klubu pewnie woleliby, żeby ich drużyna wjechała do play-off. Patrząc na końcówkę rundy zasadniczej, mogłaby tam nieźle namieszać.

fot. Własne

Zaraz znajdę dla ciebie czas

Przed meczem z Falubazem Zielona Góra wparowałem do boksu Grzegorza Zengoty. Jeszcze nie zdążyłem powiedzieć „Cześć Grzesiu”, a na wstępie usłyszałem, że napisałem o nim fajny artykuł. W pierwszej chwili oniemiałem i nie wiedziałem o co chodzi, ale rzeczywiście, w programie zawodów pojawił się mój tekst z wypowiedziami Grzegorza, zebranymi podczas Speedway Best Pairs. Parę dni wcześniej opublikowałem go na swoim blogu i podałem dalej w mediach społecznościowych. Zengota polubił nawet mojego tweeta z linkiem do artykułu, ale nie spodziewałem się, że dostanę osobistą pochwałę. Postanowiłem pójść za ciosem i poprosiłem o kolejną rozmowę. Widziałem, że był zarobiony, ale zaryzykowałem. „Zengi” akurat dłubał coś przy swoim motocyklu, ale spojrzał na mnie, zastanowił się i stwierdził z uśmiechem na twarzy: Poczekaj chwilę, tylko skończę i zaraz znajdę dla ciebie czas. Niesamowita sprawa. Pogadaliśmy między innymi o Falubazie i jego położeniu w PGE Ekstralidze. Nie muszę dodawać, że to pozytywnie zakręcony facet. Szkoda było mi go po meczu w Grudziądzu, gdy kibice wylali na niego potężne wiadro pomyj. Spotkanie mu nie wyszło, ale na coś takiego nie zasłużył. Ambicją i zaangażowaniem potrafi nadrabiać z nawiązką i o tym należy pamiętać.

fot. Własne

Ciąg dalszy nastąpi…

Karol Śliwiński

czytaj dalej...

udostępnij na:

REKLAMA

najnowsze