Jacek Nawrocki: „Moment naszej weryfikacji nadchodzi”

(fot. PZPS)

Reprezentacja Polski po dwóch zwycięstwach w fazie grupowej mistrzostw Europy siatkarek spokojnie rusza ku kolejnym turniejowym wyzwaniom. Po dzisiejszej potyczce z Ukrainą w środę i czwartek przyjdzie czas na Belgię oraz Włochy. Trener Jacek Nawrocki w dniu wolnym dla biało-czerwonych opowiadał nam o mentalności naszych zawodniczek, możliwości, a raczej braku, odpoczynku, z jakim musi się zmagać w całym sezonie oraz planach na najważniejsze momenty obecnej fazy czempionatu.

Jakub Balcerski: Trenerze, jesteśmy po pierwszych meczach mistrzostw Europy – dużo zmieniło się w drużynie mentalnie i w nastawieniu, bo przed startem turnieju chyba nie zakładaliśmy innych wyników?

Jacek Nawrocki: Zawsze jest obawa. Mecze otwarcia danej imprezy zawsze rządzą się swoimi prawami. To dodatkowa presja i nerwy, ale myślę, że mamy to już za sobą. Co do nastawienia, to zgodzę się, że jest cały czas podobne. Wszystko, co najtrudniejsze pozostaje jeszcze przed nami, a ja się cieszę, że to wejście w mistrzostwa było po prostu dobre.

JB: Mieliście chwilę spokoju, choć w dzień wolny zarządziliście dwa treningi. Zapytam Pana jako trenera – jest czas, żeby mentalnie na chwilę zapomnieć o turnieju?

JN: Mieszkam niedaleko, więc spędziłem trochę czasu z rodziną, spotkałem się na kawie z najukochańszymi osobami. Tak naprawdę jednak ten odpoczynek wyrzuciłem już sobie trzy miesiące temu z głowy i dopóki będziemy grać w tych mistrzostwach będzie ciężko odetchnąć. Nawet gdy przychodzi późny wieczór i biorę do ręki książkę, to te myśli o spotkaniach się kołatają, więc dałem sobie spokój z szukaniem resetu, tylko brnę dalej z tym, co cały czas mnie zajmuje.

– Przechodzimy od reprezentacji, która pozwoliła się utrzymać na wodzie, czyli poziomie europejskim do zespołu, który będzie pukał do zwycięstw z najlepszymi. Czy to już ten moment? Obawiam się, że jeszcze nie – mówi trener polskich siatkarek, Jacek Nawrocki.

JB: Przed turniejem w Montreux i Ligą Narodów w maju pytaliśmy zawodniczki w kontekście tej kadry – czy to jest ich rok, arcyważny dla polskiej siatkówki kobiecej. Kiedy spojrzy się na Pana prowadzenie kadry to trwa już parę lat, teraz przyszły kolejne ważne cele – ten rok jest weryfikacją?

JN: Stawiamy te kolejne kroki, co nie jest pracą jedynie reprezentacji, ale także każdej z dziewczyn czy sztabu. Jeżeli mówimy o takiej weryfikacji docelowej, to powtórzę: polska żeńska siatkówka znalazła się w miejscu, w którym musiała przejść transformację. Na pewno ona biegnie i będzie biegła sinusoidalnie, a wszyscy będą nas porównywać do mężczyzn i ich zdobywania medali, ale to jest w tej chwili niemożliwe – osiągnąć sukces o takiej skali. My przechodzimy od reprezentacji, która pozwoliła się utrzymać na wodzie, czyli poziomie europejskim do zespołu, który będzie pukał do zwycięstw z najlepszymi. Czy to już ten moment? Obawiam się, że jeszcze nie, bo musimy ustabilizować i wprowadzić niektóre zawodniczki, a pozostałych – nie mówiąc tu o tych, które mają ponad 100 występów w kadrze, ale wiodących prym – nie możemy porównywać z kadrą turecką, holenderską, czy rosyjską, albo włoską pod kątem doświadczenia. Tego nadal nam brakuje i jeszcze potrzeba, ale moment tej weryfikacji, która będzie się dla wielu kadr powtarzać, już nadchodzi.

JB: Zaskoczył Pan nieco Słowenki, wychodząc nominalnymi przyjmującymi zamiast choćby Magdy Stysiak na lewym skrzydle. Ile jeszcze takich manewrów możemy wyciągnąć z rękawa?

JN: To faktycznie było zaskoczenie i odbiło się Słowenkom w tym meczu, z czego jestem zadowolony. Chciałem pewnie wejść w ten turniej, co dzięki temu zabiegowi, mam wrażenie, się powiodło. Te pomysły na konkretne zawodniczki przychodzą z głowy, dysponujemy tym, co mamy pod ręką w różny sposób. Chcemy to robić spokojnie, choć oczywiście wszystko jest przygotowane. Plan jest, ale na pewno nie na wariackich papierach.

Całej rozmowy można podsłuchać w podcaście 4. wydania audycji #EuroVolleyTime na Soundcloudzie.

czytaj dalej...

udostępnij na:

REKLAMA

najnowsze