Jezu, jakie to szczęście, że żadna polska drużyna nie gra w tym sezonie w Lidze Mistrzów, naprawdę. Zanim zaczniecie bluzgać w moją stronę i oskarżać o brak patriotyzmu, dajcie mi to wyjaśnić. Otóż gdyby jakaś grała, dajmy na to Legia (bo to jak na razie najbliższy przykład), to dzisiaj może mówiłoby się o naszych – a nie greckich – kibicach.
Co do europejskich rozgrywek, to nie wiem czy powodem jest mój zaawansowany wiek – za młodu wszakże nie miałem z tym problemu – ale Liga Mistrzów, od kilku lat, coraz bardziej przypomina mi NBA. Z dwóch powodów. Primo: staje się produktem – czymś zaprogramowanym właściwie wyłącznie na zapychanie sakiewki, większej każdego roku. Secundo: pierwsza faza rozgrywek nikogo nie obchodzi. I tak wszyscy swoje zarobią i wszyscy awansują – no, prawie. Poważne granie zaczyna się w play-offach. I tyle o wczorajszych meczach, wystarczy (dzisiejszych też, chociaż tekst powstaje jeszcze przed nimi). Z poczucia obowiązku to piszę.
Wobec wszechogarniającej nudy fazy grupowej, z perwersyjną przyjemnością słucham doniesień z hipodromów… nie, żartowałem, z greckich stadionów. W czasach nowożytnych (nawet bardzo nowożytnych) zawieszano tam już ligę – z przyczyn kibicowskich, oględnie rzecz ujmując – u nas do tego chyba jeszcze nie doszło? Niedawno zupełnie, jeden z tamtejszych (uwaga, teraz moje ulubione słowo) działaczy biegał po murawie z pistoletem przy boku – a jeśli kibic nie może wejść na stadion z bronią palną, to czemu ktoś inny może?! No i kibice poszli krok dalej, bo wczoraj nie dość, że broń „palną” wnieśli, to jeszcze jej użyli.
W całej tej sytuacji zabawna jest tylko jedna rzecz – przypominam, że mówimy o kraju uważanym za jedno z głównych źródeł europejskiej kultury. Tam urodzili się Platon i Arystoteles – pewnie nie wiecie kto to, ale sami przyznajcie, że brzmi mądrze. Tam powstała filozofia, głównie chodzi mi o tą stoicką, bo pięknie kontrastuje z wczorajszymi wyczynami wesolutkich Greków. Właściwie to oni nawet sport wymyślili, całą ideę olimpizmu, tak wzniosłą, że na czas Igrzysk zawieszano wojny, podobno. Tym razem jednak , przedstawiciel tej niewątpliwie zasłużonej cywilizacji, postanowił pokazać się z drugiej strony. Użył do tego wynalazku nie greckiego, a rosyjskiego (przynajmniej z nazwy, koktajl Mołotowa), bo w niektórych kwestiach nasi przyjaciele Moskale wyprzedzają nawet Greków.
Hejże, dzięki temu możemy ich wszystkich uczyć stadionowej kultury! Wizja słodka jako te tureckie bakalie. Tyle, że możemy to powiedzieć wyłącznie z powodu nie-grania w Lidze Mistrzów (i nie-mistrzów nota bene), jak już pisałem na wstępie. Nasze chłopaki nie jeżdżą zatem po Europie ku własnej chwale. Pół żartem to mówię, oczywiście.
Co do objawów kultury, to ostatnio widać je w narodzie nie tylko u szarych obywateli. Przykładem świecą także przedstawiciele zawodów misyjnych, czyli z misją – tak to sobie nazywam. Mianowicie mówię o dziennikarzu i selekcjonerze, bez nazwisk. Wszyscy wiecie o kogo chodzi. Panowie się godzą i nawet ładne wspólne zdjęcie ląduje w Internecie. Godzą się, czyli była kłótnia. Nie jedyna zresztą, bo jeszcze z prezesem PZPN jakaś ostrzejsza wymiana zdań się przydarzyła. Wobec tego proponuję, ażeby selekcjoner zaczął tworzyć sobie dziesięć przykazań medialnych. Dwa już ma. Pierwsze: nigdy nie spieraj się publicznie ze swoim przełożonym. Drugie: życzliwie miej w dupie co mówią dziennikarze, żaden z nich nie zostałby selekcjonerem. I ja też, jak przypuszczam, na ogół nie mam racji.
Na koniec jeszcze tylko jedna myśl, która mi się z Grecją kojarzy – ze względu na rodzaj trunku – choć to nie po grecku: in vino veritas. Jest jeszcze dalsza część, ale mniej istotna.
Michał Koziana
Fot. ARIS MESSINIS/AFP/East News