Futbolfaza Anyszka: Mundial bramkarzami nie stoi

Bardzo często mówi się, że kluczową rolą na boisku odgrywa bramkarz. Nie jest to kłamstwo, ponieważ od niego głównie zależy to, czy piłka wpadnie do bramki. Nieważne w jakich czasach byśmy żyli, to jego postawa nadal wiele znaczy. No ale co się w takim razie z nimi stało podczas zakończonego mundialu w Rosji? Ja Wam to powiem!

Mistrzostwa świata Rosja 2018 to nie był turniej bramkarzy. Powiedzmy sobie szczerze – czy poza Pickfordem lub Courtois zapamiętamy z tego turnieju jakoś szczególnie piłkarzy na tej pozycji? Moja odpowiedź brzmi nie! Golkiperzy podczas czempionatu globu 2018 byli delikatnie mówiąc mocno elektryczni, co przy niektórych interwencjach doprowadzało kibiców do białej gorączki.

Coś o tym wiedzą Hugo Lloris, Fernando Muslera, Wojciech Szczęsny, Willy Caballero czy wreszcie David De Gea. Każdy z nich popełnił koszmarny błąd, który tylko w przypadku Llorisa nie skończył się dramatycznie w skutkach (poza golem oczywiście). Każdy z pozostałych przypadków diametralnie wpływał na rezultat spotkań i zarazem na zmniejszenie szans drużyny na awans. Niestety, również i my boleśnie się o tym przekonaliśmy.

Większość z bramkarzy jednak postanowiła pójść śladami Lorisa Kariusa. W sumie podczas tego mundialu Muslera i Lloris niemal idealnie go odwzorowali. Nie atakuję tu żadnego z nich – po prostu stwierdzam fakty, które każdy widział. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie zresztą atakować Muslery, ponieważ ten miał spory udział w tym, że Urugwaj awansował do ćwierćfinału. Zresztą sam temat jego błędu z Francją bardzo szybko przycichł – nie to co w przypadku Kariusa, którego wpadki przy okazji innych natychmiast są przypominane. Podobnie jest też w przypadku Llorisa, którego błąd w finale właściwie nie został zauważony – pewnie dlatego, że nie przyczynił się do gwałtownej zmiany wyniku.

Te dwa przykłady pokazują na szczęście, iż zaufanie do tych dwóch piłkarzy w ich krajach jest na tyle duże, że nie muszą się obawiać skutków swoich błędów. Choć tu trzeba zaznaczyć, iż Muslerze grożono po błędzie w meczu przeciwko Francji, ale szczęśliwie te groźby były bardzo krótkie. Niestety, ale niesmak jednak pozostał. Co w takim razie mogą za to powiedzieć Szczęsny i De Gea? Oni zawiedli oczekiwania na całej linii, ponieważ wszyscy spodziewali się dobrego występu tych bramkarzy. Szczególnie po Hiszpanie, który jest uważany za jednego z najlepszych golkiperów świata. Podobnie jest w przypadku Szczęsnego.

No ale jak można uważać ich za bohaterów drużyn, skoro razem obronili w zasadzie jeden strzał lecący celnie w stronę ich bramki. Szczęsny, który miał wreszcie spełnić swoje oczekiwania wobec wielkiego turnieju i bronić w nim więcej niż jeden mecz, kompletnie zawiódł. Zamiast napisać nową historię polskich bramkarzy na wielkich turniejach, po prostu dopisał akapit do rozdziału EURO 2012 i koszmarne w skutkach wyjście z bramki. Tu przynajmniej obyło się bez czerwonej kartki.

De Gea z kolei zaskoczył wszystkich obserwatorów futbolu. Mnie przyznam szczerze też, ale bardzo negatywnie. Nie ma co się temu zresztą dziwić, ponieważ nikt o zdrowych zmysłach nie pomyślałby, że bramkarz, który pobił rekord skutecznych interwencji w jednym meczu Premier League może być aż tak kiepski w kadrze narodowej. No ale jednak mundial rządzi się swoimi prawami i nawet tak wielkich bramkarzy potrafi brutalnie obnażyć.

Kto wie, co by było, gdyby nie popełnił błędu choćby w meczu z Portugalią przy stanie 1:1? Może wtedy Hiszpania wygrałaby ten mecz, ponieważ widać po niej było, że wówczas była w dobrej formie? Teraz oczywiście nie znajdziemy już na to odpowiedzi, ale jak to my Polacy mamy w zwyczaju możemy jedynie gdybać. Zdecydowanie jednak Hiszpan zawiódł i potwierdza on moją tezę, że to nie był turniej wielkich bramkarzy.

Nad Caballero z kolei nie zamierzam się pastwić, bo to wystarczająco zapewne zrobiły argentyńskie media. Nie ma co się dziwić jego słabej formie i takiej grze, jak choćby z Chorwacją, skoro we wszystkich rozgrywkach zagrał ledwie 13 razy. W takim przypadku bramkarz nie ma prawa złapać rytmu, zwłaszcza gdy musi zastąpić kontuzjowanego Romero (o zgrozo, też rezerwowego w klubie)!

Na szczęście są wyjątki od tej smutnej reguły mundialu w Rosji. Mało kto by się spodziewał, że to właśnie ci bramkarze będą takimi wyjątkami. Są nimi choćby dwaj reprezentanci Egiptu, czyli El – Shenawy i El – Hadary, którzy bronili naprawdę świetnie. Znaleźć tu można też Irańczyka Beiranvanda, wspomnianych wyżej Pickforda i Courtois’a czy Subasicia. Oni przynajmniej starali się obalić wszelkie stwierdzenia dotyczące słabości bramkarzy na tym mundialu, za co należą im się słowa uznania. Mimo wszystko niesmak po tym turnieju wśród nich pozostanie.

Wojciech Anyszek

czytaj dalej...

udostępnij na:

REKLAMA

najnowsze