Dahlqvist oraz Klaebo najlepsi w sprintach. Podsumowanie piątkowego Pucharu Świata w biegach narciarskich.

Biegowy Puchar Świata przeniósł się do norweskiego Lillehammer. Na początek weekendu najlepszym biegaczom globu przyszło się zmierzyć w sprintach – najbardziej widowiskowej spośród wszystkich konkurencji tej dyscypliny.

   Rano zostały rozegrane kwalifikacje. Wśród pań najlepsza okazała się późniejsza triumfatorka Maja Dahlqvist. Druga z kolei była Norweżka Tiril Udnes Weng, a najlepsza trójkę uzupełniła Nadine Faehndrich. Do rywalizacji nie stanęła żadna z reprezentantek Polski. Najmłodszą zawodniczką, której udało się uzyskać kwalifikacje była dwudziestoletnia Szwedka Moa Hansson. W późniejszych częściach zawodów wystąpiło 30 najlepszych narciarek z porannych zmagań. Najbardziej liczną nacją były oczywiście Norweżki – w popołudniowych biegach znalazło się aż osiem zawodniczek z tego kraju. Ilość nie poszła jednak w jakość, lecz nie uprzedzajmy faktów – o tym później. Już na pierwszym etapie odpadło parę wysoko rozstawionych zawodniczek. Nie były to co prawda murowane faworytki do końcowego triumfu, ale na pewno po Julii Kern i Kristinie Stavaas Skistad oczekiwaliśmy więcej. To właśnie w ćwierćfinałach doszło do największego pomoru narciarek z Norwegii – aż pięć zawodniczek z tego skandynawskiego kraju pożegnało się wtedy z zawodami. Półfinały sprzyjały większej ilości zaskoczeń. Odpadały takie nazwiska, jak trzecia w kwalifikacjach Faehndrich, czwarta Greta Laurent, czy piąta Johanna Hagstroem oraz uznana już przedstawicielka tej dyscypliny – Maiken Caspersen Falla. W finale zobaczyliśmy więc po dwie zawodniczki ze Stanów Zjednoczonych i Szwecji oraz jedną Norweżkę i Słowenkę. W ostatnim dzisiejszym biegu najlepsza okazała się, podobnie jak w kwalifikacjach, Maja Dahlqvist. Na drugim stopniu podium znalazła się Jessie Diggins. Uzupełniła je druga rano Tiril Udnes Weng. Wielkich sensacji więc nie było, wyniki dzisiejszego sprintu nie przejdą do historii biegów narciarskich, ale rywalizacja dostarczyła nam wielu informacji odnośnie dyspozycji poszczególnych zawodniczek.

   Podobnie jak w rywalizacji pań, u panów także pierwsze skrzypce grali Norwegowie. Jest jednak pewna różnica – w kobiecej rywalizacji duża ilość zawodniczek z tego kraju nie przerodziła się na wyniki. U mężczyzn była to natomiast dominacja. Inaczej nie da się nazwać bowiem trzech przedstawicieli tej narodowości w czwórce, a sześciu w najlepszej dziesiątce kwalifikacji. Już wtedy mogliśmy się spodziewać, pod czyje dyktando będzie toczyć się popołudniowa rywalizacja. Warto odnotować, że do głównej części zawodów dostał się Maciej Staręga – uzyskał 29. czas. Z Polakiem pożegnaliśmy się natomiast w ćwierćfinale. Niemniej jednak obecność reprezentanta naszego kraju w najlepszej trzydziestce bardzo cieszy. Pierwszy etap obfitował w niespodzianki, odpadli wtedy choćby drugi w kwalifikacjach Lucas Chanavat, Alexander Terentev, Sergey Ustiugov, czy doświadczony Włoch Federico Pellegrino. Półfinał był z kolei ostatnim biegiem dla startującego z trzecim numerem Erika Valnesa. Skład finału tworzyło trzech Norwegów oraz po jednym reprezentancie Francji, Finlandii i Szwecji. Największą niespodzianką w tym gronie był Thomas Helland Larsen. Zawodnik z kraju ze stolicą w Oslo mimo startu z ostatnim, trzydziestym numerem startowym, zdołał wejść do najlepszej szóstki i ostatecznie zająć drugie miejsce. Przegrał tylko ze swoim rodakiem Johannesem Hoesflotem Klaebo,, a za jego plecami znalazł się Francuz Richard Jouve.

   Trudno doszukiwać się niespodzianek wśród zwycięzców, były to spodziewane wyniki. Zarówno w pań, jak i u panów triumf należał do zawodnika (lub zawodniczki) startującego z pierwszym numerem, czyli najlepszego w kwalifikacjach. Jutro na trasach Lillehammer zobaczyć będziemy mogli rywalizacje w stylu dowolnym – mężczyźni pobiegną na 15 kilometrów, natomiast na kobiety czekać będzie trasa o pięć kilometrów krótsza.

Jarosław Truchan  

czytaj dalej...

udostępnij na:

REKLAMA

najnowsze