Coś nie Halo?: Siergiej Dawaj!

Każda osoba, która minimalnie interesuje się Formułą 1 wie, dlaczego pojawił się w niej sympatyczny Rosjanin. Zapotrzebowanie słabszych zespołów na kierowców, którzy wnoszą budżet jest naprawdę spore. Właśnie dzięki tej sytuacji możemy poznać bliżej trochę inny rodzaj kierowców, takich bez wielkich sukcesów w poprzednich seriach. Nie jest ona najlepsza, ponieważ wszyscy wiemy czyim kosztem złapał to miejsce Siergiej Sirotkin. 

Powolny start

Testy dla kierowców w Abu Dhabi w grudniu 2017 roku. To był moment w którym spotkali się dwaj kierowcy. Jeden znany z tego, że wyczyniał świetne rzeczy na torze, ale po kilkuletnim rozbracie z Królową Motorsportu, a drugi z pieniędzy. Wtedy można było się tylko domyślać jakich sponsorów ma za sobą Sierioża oraz ile gotówki wykładają na stół. Robert Kubica też miał jakiś zapas, ale nie tak duży by rywalizować z Rosjaninem. W tamtym momencie było pewne, że Williams postawi na pieniądze od dużych sponsorów. Nie był to jedyny warunek, który zdecydował o drugim kierowcy na 2018 rok. Obaj zawodnicy kręcili w miarę porównywalne czasy i ciężko było wyłapać między nimi dużą różnicę. Więc w ekipie z Grove postanowiono o skorzystaniu z obu panów, Robert został kierowcą testowym, a Siergiej wnoszący większą kasę od SMP Racing wsiadł do drugiego bolidu Williamsa już od testów.

W tym momencie zaczęło się! Wielka krytyka zespołu Williamsa przez kibiców, a zwłaszcza tych z Polski. Jakby nasi rodacy nie byli w stanie zdzierżyć sytuacji, że to Rosjanin jest kierowcą białego bolidu, a nie Polak. Wejście w sezon jest ważne, a w przypadku zawodnika, który debiutuje w królewskiej kategorii nawet bardzo ważne. Czasem jeszcze przydaje się posiadanie konkurencyjnego samochodu, ale w tym sezonie Williams taki nie jest. Pierwsza połowa tego sezonu w wykonaniu Sierioży była średnia, lekko mówiąc oczywiście. Trzy razy nie dojechał do mety w Australii, tam na przeszkodzie stanęła torebka foliowa w wlocie powietrza, w Azerbejdżanie nie pomogli rywale, a w Niemczech przez problemy z hamulcami. Czyli nie zawsze było to z jego winy, a jego najwyższa pozycja to 13 miejsce w GP Austrii. Do przerwy wakacyjnej wielu ludzi pewnie uważało, że ten zawodnik się nie nadaje. Ktoś inny zrobiłby to lepiej. Nie sądzę! Siergiej bardzo wolno uczył się swojego strasznie niestabilnego bolidu, powodowało to różne ewolucje na torze, jak podczas GP Hiszpanii, ale w ostateczności udawało mu się to oponować. Do wszystkiego podchodził z pokorą w przeciwieństwie do swojego zespołowego kolegi.

Koniec Wakacji

Po kilkutygodniowej przerwie, Formuła 1 wróciła do rywalizacji. Rosjanin rozpoczął od mocnego uderzenia, bo od 12 miejsce na torze SPA, legendzie F1. Potem przyszła pora na tor Monza i GP Włoch, a tam Sierioża zajął 11 miejsce, ale ze względu na dyskwalifikację Grosjeana wylądował na 10 pozycji. Zdobył swój pierwszy punkt w „Królowej Motorsportu”. Trzeba przyznać, że to oczko należało mu się i to bardzo. Przez pierwszą część sezonu starał się jak mógł i uczył się całego sportu. Potrzebował czasu, ale udało się. Wydaję mi się, że jest on nawet lepszym kierowcą od jego zespołowego kolegi Lanca Strolla. Na pewno to człowiek, który mniej wyzywa na swoich inżynierów. Kilkanaście razy w tym sezonie mieliśmy przypadek, że Lance miał z czymś problem i krzyczał na swojego inżyniera by coś zrobił. Jeden raz można, drugi już mniej, ale za trzecim na miejscu tegoż inżyniera to dałbym dzieciakowi mocnego kopa, żeby wziął się porządnie do swojej roboty. Na całe szczęście nie jestem współpracownikiem Kanadyjczyka, bo po takiej akcji szybko zostałbym wywalony z zespołu, gdzie nadal pieniądze lokuje jego ojciec. Ale to się zmieni z końcem tego sezonu.

Wyścig o GP Singapuru to był kunszt Siergieja Sirotkina! Naprawdę! Po starcie, oczywiście z końca stawki jedna z części bolidu Estebana Ocona wylądowała na skrzydle zawodnika Williamsa, a ten musiał zjechać na nie planowany pit-stop. Dostał najtwardszą możliwą mieszankę i mógł jechać do mety wyścigu. Gdyby nie miał problemów mógłby pokusić się o kolejny punktowy wyścig. Niestety jego plany pokrzyżowali rywale. Ozdobą wyścigu była walka Sierioży z Sergio Perezem, który przez kilka ładnych okrążeń nie mógł dobrać się do skóry wolniejszego zawodnika. To do siebie mają uliczne tory, że na nich ciężko jest wyprzedzać. W końcu Siergiej popełnił mały błąd i Checo chciał to wykorzystać. Miał lepsze wyjście z zakrętu i był już trochę przed Rosjaninem po czym nie wiadomo, dlaczego uderzył w bolid Williamsa. W ten sposób ambitny kierowca Williamsa stracił kilka elementów podłogi, ale nadal starał się utrzymać na torze. Walczył ambitnie z innymi kierowcami, którzy byli ewidentnie szybsi od niego, ale walczył. To było najważniejsze, dzięki temu można było się dowiedzieć, że ten gość coś umie. Nie powstrzymał Grosjeana, ale potem udało mu się zablokować Hartleya, niestety nieprzepisowo, spychając go na ścianę. Na całe szczęście nic tam się nie stało, a Rosjanin dostał karę pięciu sekund. W tym momencie jego szansa na jakikolwiek wynik legła w gruzach. Doczłapał się do mety na 19 miejscu, ale trzeba otwarcie powiedzieć, że pokazał się z dużo lepszej strony podczas ostatnich trzech wyścigów, a to trzeba szanować.

Myślę, że gdyby nie problemy adaptacyjne z bolidem to miałby tyle samo punktów co Lance Stroll. Siergiej mistrzem co prawda nie będzie, ale ma potencjał na dobrego średniaka, a takich w F1 także potrzeba. Sierioża, Królowa Motorsportu cię potrzebuje!

Mateusz Lamch

czytaj dalej...

udostępnij na:

REKLAMA

najnowsze