Wygrana Sainza w zaskakującym GP Wielkiej Brytanii

Cóż to było za niedzielne popołudnie! Na torze Silverstone przeszliśmy od wielkiego wypadku do nieprawdopodobnych emocji spowodowanych genialnym ściganiem. Carlos Sainz w swoim sto pięćdziesiątym starcie zgarnia pierwsze zwycięstwo. Podium dopełniają rewelacyjny Sergio Perez oraz Lewis Hamilton.

Chwile grozy

W sezonie 2022 nie mieliśmy jeszcze wypadku bezpośrednio po starcie do wyścigu. Nie spodziewaliśmy się, że pierwszy, jaki przyjdzie nam oglądać, będzie aż tak szokujący. Tuż po wyjeździe z pierwszego zakrętu zobaczyliśmy kilka bolidów wylatujących w żwir z dużym impetem. Jeszcze przed linią startu doszło do dwóch naprawdę niebezpiecznych kolizji. Pierwsza zainicjowana została w trio Zhou – Gasly – Russell. Francuz chciał skorzystać z luki, jaka wytworzyła się pomiędzy pozostałymi dwoma. Manewr zakończył się, eufemistycznie mówiąc, niefortunnie. Brytyjczyk domknął przestrzeń, sprawiając, że prawe przednie koło bolidu Alpha Tauri zahaczyło lewe tylne Mercedesa. To wrzuciło bolid Russella w obrót, który zakończył niestety na niewinnym Chińczyku. Jego samochód został podbity, przekoziołkował po torze i sunął po nim obrócony kołami do góry. Impet zaczął wytracać dopiero w pułapce żwirowej. To nie był jednak koniec. Alfa Romeo ponownie obróciła się w powietrzu i zakończyła swój ruch, wpadając w lukę pomiędzy siatką oddzielającą tor od trybun a barierę z opon. To zdarzenie stało się katalizatorem kolejnego wypadku. Alexander Albon widząc, co dzieje się przed nim, zahamował dość gwałtownie. Jadący za nim Sebastian Vettel nie miał szans zareagować na czas i uderzył w tył bolidu Williamsa, wrzucając go tym samym w prawą ścianę przy prostej startowej. Bezwładny samochód Albona, po odbiciu od bandy, wrócił na tor i spotkał się z Estebanem Oconem oraz Yukim Tsunodą. W obliczu tak potężnych wypadków na torze od razu pojawiła się czerwona flaga. Po krótkiej chwili realizator pokazał stojące bolidy Albona oraz Russella, mocno pokiereszowane, ale nadal przemierzające tor Alpine oraz Alpha Tauri, ale przez ponad 15 minut nie dostaliśmy żadnej przebitki na to, co dzieje się z Guanyu Zhou. Dopiero po tym niebywale dłużącym się czasie pełnym nerwów, usłyszeliśmy, że na szczęście kierowca jest przytomny i udał się na badania do centrum medycznego.

Trudno uwierzyć, że fizyka zadziałała tutaj w taki sposób. Wypadek młodego Chińczyka zainicjował także dyskusję w kwestii bezpieczeństwa. FiA będzie musiała przyjrzeć się temu, dlaczego bolid nie odbił się ponownie na koła, a struktura, która znajduje się tuż za głową, kierowcy nie wytrzymała uderzenia. Jednocześnie potwierdza się kolejny raz fakt, że wprowadzenie systemu HANS oraz HALO było gigantycznym krokiem naprzód w kwestii minimalizowania uszczerbku na zdrowiu kierowcy. W niedzielnym wypadku ocaliły one życie kierowcy Alfa Romeo i chyba już nikt nie wyobraża sobie bez nich ścigania. Po tak przerażającym wypadku pozostaje się tylko cieszyć, że Guanyu Zhou nie odniósł praktycznie żadnych obrażeń, chociaż jego kask szorował po nawierzchni brytyjskiego Silverstone.

Restart rywalizacji

Prawie godzina minęła od momentu wypadku do ogłoszenia, że możemy wznawiać wyścig. Podczas pierwszego startu, dzięki przewadze miękkiej mieszanki nad pośrednią, na prowadzenie bardzo łatwo wysunął się Max Verstappen. Na restart Red Bull nie zdecydował się na powtórzenie tego zagrania. Walka Carlosa Sainza startującego z pierwszego pola i Holendra była dużo bardziej zacięta i to właśnie Hiszpan wyszedł z niej zwycięsko. Dużo działo się też za plecami obu panów, bo tam kół nie odstawiali Sergio Perez oraz Charles Leclerc. Podczas jednego z wielu manewrów doszło między nimi do kontaktu, który uszkodził bolid Pereza i zmusił go do przedwczesnego zjazdu do alei serwisowej na szóstym okrążeniu. Leclerc uwikłany był także w walkę z Holendrem po tym jak Carlos Sainz zdołał uciec obecnemu mistrzowi świata. Tutaj również posypało się dość sporo włókna węglowego. Ostatecznie to Verstappen pozostał wiceliderem wyścigu, a Leclerc stracił kilka elementów swojego przedniego skrzydła w konsekwencji tych dwóch starć.

Max nie miał zamiaru odpuszczać walki o pozycję lidera. Utrzymywał się bardzo blisko Sainza, a sam zainteresowany komunikował poprzez zespołowe radio, że rywal jest od niego delikatnie szybszy. Do rywalizacji koło w koło jednak nie doszło, bo jeszcze na dziesiątym okrążeniu bolid Ferrari w dziwny sposób odbił w lewo i wyjechał poza tor, co dało Holendrowi wolną drogę do objęcia prowadzenia.

Niepotrzebny incydent

Ze słabych pozycji kwalifikacyjnych dobrze rehabilitowało się Alpha Tauri. Już na pierwszych okrążeniach po drugim starcie oba bolidy znajdowały się w pierwszej dziesiątce. Mieli oni bardzo dobrą szansę na zdobycz punktową, tak potrzebną w tym kapryśnym dla nich roku. Całość zniweczyła absurdalna kolizja na jedenastym okrążeniu. Jadący za Pierrem Gaslym, Yuki Tsunoda zdecydował się na podjęcie manewru wyprzedzania po wewnętrznej Francuza. Będąc bok w bok w połowie zakrętu z zespołowym kolegą, obrócił swój samochód, wypychając przy tym ich obu z toru. Jak się okazało incydent ten miał także wpływ na późniejsze odpadnięcie Gasly’ego z wyścigu na 27. okrążeniu w wyniku rozległych uszkodzeń tylnego skrzydła, co w wywiadach potwierdził starszy z kierowców. Japończyk zarobił za jego spowodowanie 5 sekund kary, a całość tego zdarzenia przyprawia właściwie o salwy śmiechu. Tsunoda w zagrodzie medialnej oraz na swoich mediach społecznościowych przyznał się do winy i przeprosił za spowodowanie tak idiotycznej sytuacji.

Po pierwsze, dobrze usłyszeć, że z Zhou i Alexem wszystko ok. À propos kolizji z Pierrem, okromnie przepraszam mój zespół, pracowników fabryki, fanów, a przede wszystkim Pierre’a. To był w całości mój błąd. Wrócę silniejszy w Austrii. – tak skomentował to na swoim Instagramie Yuki Tsunoda.

Prezent dla Ferrari

Niemal od razu po kolizji dwóch kierowców Alpha Tauri usłyszeliśmy komunikat radiowy Maxa Verstappena, w którym poinformował zespół o podejrzeniu przebitej opony. Zmusza go to do zjazdu do boxu i założenia na 13. okrążeniu twardych opon. To nie zakończyło problemów Holendra. Tuż po wyjeździe skarżył się na brak przyczepności, szczególnie z tyłu samochodu. Długo wymieniał myśli z zespołem i otrzymał informację, że problemem jest uszczerbek w tylnym nadwoziu, który zaburzył dobre funkcjonowanie pakietu aerodynamicznego. Prawda okazała się zgoła inna.

Kiedy opuściłem bolid, spojrzałem pod podłogę i cała lewa strona była kompletnie porozrywana. – tak po wyścigu mówił Holender. – Kiedy wyszedłem na prowadzenie po błędzie Carlosa, kilka zakrętów dalej, w piątce, leżał duży kawałek włókna węglowego, ale znajdował się on na linii wyścigowej, więc kiedy byłem tuż przed nim, nie mogłem już wykonać drastycznych ruchów w prawo czy w lewo. Próbowałem uderzyć w niego od czoła, ale niestety wpadł prosto w moją podłogę i ją zniszczył. Odczucie było takie samo jak przy przebiciu opony, ponieważ znienacka nie miałem balansu, wpadałem w nadsterowność, a samochód mocno podskakiwał.

Pokrzyżowało to jakiekolwiek plany na zwycięstwo Verstappena. Od tego momentu walczył on o przetrwanie w środku stawki, a jego tempo pozostawiało wiele do życzenia. Rywalizował m.in. z Estebanem Oconem czy już na sam koniec wyścigu z Mickiem Schumacherem. Z tego pechowego dnia wyratował siódme miejsce i 6 punktów.

Brak decyzyjności

Chociaż usterka Verstappena mogła zafundować Ferrari prostą drogę do dubletu, to szaleństwo w kwestiach strategicznych pogrzebało szansę i na dublet, i na zmniejszenie straty Leclerca do Verstappena w klasyfikacji generalnej. Carlos Sainz był wolniejszy od Monakijczyka w uszkodzonym samochodzie. Nie utrzymywał wystarczającego tempa, kiedy Lewis Hamilton, jadący na trzeciej pozycji, prezentował najszybsze czasy na torze, w nie tak idealnej konstrukcji Mercedesa. Ferrari wolało się jednak skupić na negocjacjach z kierowcami dotyczącymi zamiany pozycji. Charles Leclerc cały czas był świadomy, jak szybko zbliża się do nich Hamilton i że muszą zostać podjęte jakieś kroki. Wiedział też, że jest szybszy od zespołowego kolegi. Ekipa z Maranello jako rozwiązanie wyznacza minimalne tempo, do którego dobić ma Hiszpan, co i tak wydaje się być zbyt mało dla Leclerca. Na dwudziestym okrążeniu Sainz ściągnięty zostaje do alei serwisowej, co zostawia Hamiltona za plecami Leclerca i na jakiś czas oddala dyskusję o pozycji lidera.

Warto docenić pracę, jaką Hamilton wykonywał w kwestii zarządzania oponami. Miało to wielki udział w tym, że systematycznie zmniejszał stratę do Monakijczyka i w ciągu 5 okrążeń był już w zasięgu DRS. Ferrari ucieka od walki dwóch panów, ściągając swojego kierowcę do boxu na 25. okrążeniu.

4 kółka później wraca temat zamiany dwóch bolidów Ferrari. Leclerc jest w tym momencie najszybszym kierowcą na torze. Ponownie nikt w garażu nie chce podjąć męskiej decyzji i kazać Sainzowi przepuścić Monakijczyka. W komunikatach radiowych słyszymy jak bardzo Ferrari miota się pomiędzy daniem szansy Sainzowi, pozwoleniem na walkę obu panu, a przepuszczeniem Leclerca. W końcu na 31. okrążeniu nadchodzi oczekiwany komunikat o zamianie dwóch bolidów. Kiedy Charles Leclerc myślał, że może odetchnąć spokojnie, niespełna 10 kółek później problemy ze swoim bolidem ma Esteban Ocon i poprzez zatrzymanie na starej prostej startowej doprowadza do wyjazdu samochodu bezpieczeństwa.

10 najpiękniejszych okrążeń tego sezonu

Nadeszła idealna chwila, by bezkarnie zmienić opony, co wykorzystuje Sergio Perez na swoim przedłużonym stincie, ale nie tylko. Większa część kierowców decyduje się na założenie miękkiej mieszanki na ostatnie kilkanaście okrążeń. Z czołówki zjeżdża Sainz oraz Hamilton. Ferrari z jakiegoś powodu nie ściąga Leclerca i zostawia go na pożarcie wszystkim tym, którzy będą jechać na świeżej i szybszej oponie. Drugi restart tego wyścigu i ostatnie 9 okrążeń to pokaz, tego jak piękna i ekscytująca może być Formuła 1. Sainz nie zmarnował ani chwili i bezpardonowo wyprzedził prowadzącego Leclerca. Od tego momentu Monakijczyk razem z Perezem i Hamiltonem będą na tyle uwikłani we własną rywalizację, że nie mają czasu myśleć o uciekającym Hiszpanie. Niebywałe jest to, co na twardych zużytych oponach wyczyniał Charles. Spisany na straty, nie dał tanio sprzedać swojej skóry i mógł zakończyć ten wyścig nawet na drugiej pozycji. Zawalczył bok w bok z Lewisem Hamilton w owianym niechlubną sławą zakręcie Copse. Ostatecznie Carlos Sainz niezagrożony dojeżdża do mety na pierwszym miejscu, a za nim kolejno Sergio Perez, Lewis Hamilton oraz Charles Leclerc.

Nie tylko w czołówce było gorąco. Warto też wspomnieć o zaciętej walce Maxa Verstappena i Micka Schumachera o siódmą pozycję. Kierowca Haasa dysponował lepszym tempem od mistrza świata i chciał jeszcze bardziej podszlifować swój pierwszy w karierze dorobek punktowy. Rywalizacja była twarda, Verstappen wywoził Schumachera poza tor, ale sędziowie uznali, że nie będą interweniowali i psuli tak magicznych momentów w tym fantastycznym wyścigu.

GP Wielkiej Brytanii dwa razy doprowadzało do szybkiego bicia serca. Raz po wstrząsającym wypadku Zhou, drugi raz, kiedy oglądaliśmy tak zażartą walkę zarówno w ścisłej czołówce, jak i gdzieś głębiej w stawce. To jeden z lepszych wyścigów, ale też całych weekendów wyścigowych, jakie mieliśmy przyjemność w tym roku oglądać. Carlosowi Sainzowi należą się brawa za pierwsze pole position oraz za pierwsze zwycięstwo, aczkolwiek dobrze wiemy, że gdyby nie właściwy splot wydarzeń, byłby to weekend Maxa Verstappena – piekielnie szybkiego w każdym z trzech dni. Z wielkim niedosytem i rozczarowaniem wyjeżdża z UK Charles Leclerc, który miał szansę na zwycięstwo i kompletnie nie z jego winy została mu ona odebrana. Zobaczyliśmy też ponownie to, co za co tak uwielbiany jest Lewis Hamilton. Brytyjczyk wykorzystał wszystko, co miał i dostał się na podium po raz trzynasty na tym torze. 

Już w tym tygodniu czeka nas GP Austrii. Czy będzie ono momentem, gdzie Ferrari w końcu nie popełni złych decyzji i zbliży się do poziomu Red Bulla? Czas pokaże, a tymczasem spieszmy się oglądać powtórki tego co zadziało się na Silverstone, bo zapamiętane zostanie na lata. Ze względu na pozytywy jak i negatywy.

 

Marta Szajkowska