Wimbledon 2023 zbliża się wielkimi krokami. Drabinki rozlosowane, korty przygotowane, a plandeki gotowe do zasłaniania trawy przed deszczem. Ten turniej to przede wszystkim historia, którą odczuć da się nie tylko przebywając w tej malowniczej dzielnicy, ale także w jakimś ułamku przed ekranem telewizora.
Każdy milimetr się liczy – wimbledońska trawa
Przechadzając się po sklepach budowlanych, nietrudno znaleźć model trawy o nazwie „Wimbledon”. My – kupujący, omamieni nazwą wyobrażamy sobie jak nasze ogródki lśnią niczym Roger Federer na londyńskich kortach. Uwierzcie jednak – nie ma ona nic wspólnego z tym, na czym faktycznie grają najlepsi tenisiści świata. Do 2001 roku turniej rozgrywano na mieszance rajgrasu (70%) oraz kostrzewy czerwonej (30%), którą starannie przystrzygano na wysokość 8 milimetrów. Taki układ powodował, że mecze w Londynie były niesamowicie szybkie, a gracze z mocnym serwisem otrzymywali dodatkowy handicap, bo tylko świetny return mógł zatrzymać tak piekielną kombinację. Nadszedł jednak XXI wiek, a do głosu coraz bardziej zaczęła dochodzić telewizja, która twierdziła, że taki tenis jest nudny, a widzów przed odbiorniki bardziej przyciągną długie wymiany niż typowe akcje serwis&volley. Tak oto z nawierzchni usunięto kostrzewę i został sam rajgras, który znacząco spowolnił wimbledońską trawę.
„Wtedy wchodzą oni, cali na biało” – dresscode
Od XIX wieku Wimbledon kojarzy się z dwoma kolorami – zielonym – od trawy, o której już pisałem, ale przede wszystkim białym, bo właśnie tego koloru strój obowiązuje na Wimbledonie. Dlaczego jednak postawiono akurat na biały? Decyzja ta została podjęta jeszcze podczas epoki wiktoriańskiej, a biały kolor miał ukrywać pot. Restrykcji przestrzegano niesamowicie surowo, a każdą próbę nonkonformistycznej postawy wobec dresscodu tępiono i wlepiano za nią kary. Reguły naciągali najwięksi – nawet Rafa Nadal, który pewnego razu ubrał nieregulaminową koszulkę bez rękawków. Łamania przepisów nie mógł sobie odmówić także „badboy” w tenisowym świecie, czyli oczywiście Australijczyk Nick Kyrgios, który na kort wyszedł w białych „jordanach”, ale widoczne były mocne, czerwone wstawki na butach sygnowanych nazwiskiem koszykarza. Wśród kobiet również nie brakowało buntowniczek. Za taką można na pewno uznać Serenę Williams, która zagrała w czarnej bieliźnie. Zostańmy chwilę przy tym elemencie garderoby, bo na pewno warto wspomnieć, że od tego roku kobiety będą mogły grać w bieliźnie dowolnego koloru.
Polskie sukcesy w Wimbledonie
Turniej rozgrywany na kompleksie All England Lawn Tennis and Croquet Club trwa już od XIX wieku, a polskim zawodnikom i zawodniczkom jeszcze nigdy nie udało się wygrać singlowego turnieju seniorskiego. Juniorskie sukcesy już mieliśmy, bowiem w kategorii dziewcząt zwyciężały: Aleksandra Olsza (1995), Agnieszka Radwańska (2005), Urszula Radwańska (2007) i Iga Świątek (2018). Najbliżej seniorskiego sukcesu (gra w finale) były dwie tenisistki – przedwojenna Jadwiga Jędrzejowska, określana jedną z najlepszych kobiecych sportowców w II RP oraz Agnieszka Radwańska. Zatrzymajmy się chwilę przy „Dżadże”, bo często właśnie tak Anglicy nazywali Jędrzejowską. Zagrała ona w finale w 1937 roku, i zwycięstwo miała już prawie w kieszeni (prowadziła z Dorothy Round 4:2 w decydującym, trzecim secie), ale koniec końców roztrwoniła przewagę. Warto wspomnieć o polskim ćwierćfinale, który miał miejsce w 2013 roku. Zagrali w nim Jerzy Janowicz i Łukasz Kubot i był to najbardziej polski mecz w historii Wielkiego Szlema. Cztery lata później tenisista z Poznania wraz z Marcelo Melo bezbłędnie zagrał w deblu i zwyciężył. Kubot do tego momentu pozostaje jedynym Polakiem, który wygrał seniorski Wimbledon. Oby w tym roku wreszcie się to zmieniło!
Truskawki – przysmak każdego kibica
Mecze na Wimbledonie zaczynają się w południe i trwają często do późnych godzin wieczornych. „Wypadałoby więc coś przekąsić” – myśli sobie każdy szanujący swój żołądek kibic. Przysmakiem, który można spotkać na każdym kroku i praktycznie przy wszystkich wimbledońskich kortach są truskawki z bitą śmietaną, które od lat kosztują 2,5 funta za porcję. Skąd wzięła się ta tradycja? Swoje korzenie ma jeszcze w… 1509 roku, kiedy to podano je na bankiecie u Thomasa Wolseya, w którym to uczestniczył król Henryk VIII. Wolsey koło swojego domu miał coś na wzór kortu, a przysmak uważano za idealne lekarstwo na bóle porodowe czy nieświeży oddech. Właśnie wtedy król zakochał się w truskawkach i gościły one na każdym balu brytyjskiej rodziny królewskiej, nawet po jego śmierci. Tradycja ta przetrwała próbę czasu i zaserwowano je na Wimbledonie w 1877 roku. Od lat nie zmienia się także dostawca owoców. Truskawki są hodowane w hrabstwie Kent na farmie Hugh Lowe Farms, jednak z paroma wyjątkami, bo kiedy owoce nie chciały rosnąć, to posługiwano się dostawami z Holandii, jednak miało to miejsce tylko parę razy w historii całego turnieju. Legendarne truskawki muszą być też świeże – zrywa się je już od 4:00 do 5:30, a odbiera punktualnie o 9:00. Parę chwil, a truskawki są już do kupienia przez kibiców odwiedzających wimbledońskie korty.
Kolejki – poczuć się jak w PRL-u, tylko z większą kulturą i bez walki o kiełbasę
Należę do osób, które nie mają prawa pamiętać czasów komunizmu, jednak dla ludzi takich jak ja pewną namiastkę można otrzymać podczas stania w słynnej „The Queue”, czyli kolejce po bilety. Nie jest to jednak zwykłe stanie tylko i wyłącznie w celu nabycia wejściówek na mecze. Spotyka się tam przyszłych tenisowych przyjaciół, a na wejściu do kolejki otrzymuje się specjalne przewodniki, w których można znaleźć chociażby kolejkowy savoir vivre. Kilometrowe, wimbledońskie kolejki są określane jako „najbardziej kulturalne i cywilizowane na świecie”. Wejściówki na Wimbledon można nabyć na różne sposoby – biorąc udział w internetowej loterii, czy wykupując je u klubów tenisowych. Jednak najbardziej brytyjskie jest wielogodzinne stanie w kolejkach, w międzyczasie popijając szampana i jedząc wspomniane już truskawki.
Tom Cruise, David Beckham i książę William – celebryci na trybunach
Gdyby ktoś powiedział, że w jednym miejscu był Borys Jelcyn, Bill Clinton i królowa Elżbieta, pewnie każdy z nas pomyślałby o jakimś wiecu politycznym i spotkaniu głów państw. Nic bardziej mylnego! Wszystkie te persony wizytowały Centre Court podczas finałów Wimbledonu. Clinton przybył tam już co prawda po swojej prezydenturze, ale wciąż chętnie rozdawał autografy i robił sobie zdjęcia mimo deszczu, który towarzyszył spotkaniu. Oczywiście także persony związane ze sportem chętnie pokazują się na Wimbledonie. Tak było chociażby z Jose Mourinho, kiedy trenował Chelsea, ale mimo wszystko to David Beckham jest najbardziej kojarzonym sportowcem z zasiadaniem na trybunach podczas najważniejszych meczów Wimbledonu.
Autor: Mateusz Dukat