W czwartek Francuzi obchodzili dwa święta – pierwszym z nich był naturalnie Dzień Bastylii, który przypada na 14 lipca. Drugim wielkim wydarzeniem był natomiast dwunasty etap Tour de France, który przebiegał przez alpejskie szczyty, a metę miał na owianym legendą L’Alpe d’Huez. Swoje nazwisko do grona zwycięzców etapów kończących się na szczycie, do którego prowadzi słynnych 21 agrafek, tego dnia dopisał Brytyjczyk Thomas Pidcock.
Kolarze o wypoczynku związanym z francuskim świętem narodowym mogli tylko pomarzyć. Organizatorzy przygotowali na czwartek kolejny bardzo trudny alpejski etap, na który co prawda składały się tylko trzy wspinaczki, ale każda z nich była zaliczona do tych oznaczonych jako „HC”, czyli powyżej kategorii. Na początek, tuż po stracie peleton ponownie miał się wspiąć pod Col du Galibier (jednak następowało to od drugiej strony niż poprzedniego dnia). Później na zawodników czekał około trzydziestokilometrowy podjazd pod Col de la Croix de Fer, po którym następował zjazd o podobnej długości. Na sam koniec uczestnicy 109. edycji Wielkiej Pętli mieli do pokonania legendarne L’Alpe d’Huez, które na trasie Tour de France pojawiło się po raz pierwszy od 2018 roku. To wszystko składało się łącznie na 165 kilometrów trasy.
Ucieczka dnia zawiązała się dosyć szybko. W jej skład weszło łącznie ośmiu kolarzy: Anthony Perez, Matis Louvel, Nelson Oliveira, Kobe Goossens, Neilson Powless, Sebastian Schönberger oraz Giulio Ciccone i Louis Meintjes, którzy do odjazdu dołączyli nieco później. Jako pierwszy tempa uciekających nie wytrzymał Louvel, który z ucieczki odpadł już przed szczytem Col du Galibier. Na zjeździe ze wspomnianego wzniesienia doszło do dwóch ataków z peletonu – jako pierwszy ruszył Chris Froome, a kolejny przeskoku spróbował Thomas Pidcock. Wspomniana dwójka nie stanowiła zagrożenia dla lidera wyścigu (obaj zawodnicy mieli duże straty w klasyfikacji generalnej), więc została odpuszczona przez peleton i dwaj Brytyjczycy dołączyli do ucieczki jeszcze przed zakończeniem zjazdu.
Przewaga czołowej dziewiątki nad główną grupą w szczytowym momencie wzrosła do około siedmiu i pół minuty. Miało to miejsce podczas wspinaczki pod Col de la Croix de Fer i wydawało się wtedy, że ucieczka bez problemów zdoła wjechać na metę przed peletonem. Jednakże grupa lidera w drugiej części podjazdu zaczęła dyktować mocniejsze tempo i różnica zmalała do pięciu minut – wtedy w ucieczce również nastąpiło przyśpieszenie, w efekcie którego grono prowadzących zmalało i na przedostatnim tego dnia szczycie liczyło już tylko pięciu zawodników. Na ponad trzydziestokilometrowym zjeździe lepiej poradzili sobie uciekający, którzy głównie za sprawą świetnie jeżdżącego w dół Pidcocka powiększyli swoją przewagę o kolejną minutę. Sześciominutowa zaliczka dawała uczestnikom odjazdu komfort i pewność, że zwycięzcą dwunastego etapu zostanie ktoś z piątki, w której skład wchodzili: Pidcock, Froome, Meintjes, Powless oraz Ciccone.
Już u podnóża L’Alpe d’Huez z tego grona odpadł Amerykanin, który nie wytrzymał tempa narzucanego przez resztę stawki. Pierwszy i decydujący atak nastąpił już na 10 kilometrów przed metą – do przodu ruszył wtedy Brytyjczyk z Ineos Grenadiers. Długo w odległości kilkudziesięciu sekund za Pidcockiem utrzymywał się Meintjens – kolarz z Republiki Południowej Afryki zaczął jednak słabnąć w końcówce. Mimo to zdołał on dojechać na drugim miejscu ze startą 48 sekund. Ostatnim z uciekających, którego nie zdołał dopaść peleton był Chris Froome – czterokrotny zwycięzca Wielkiej Pętli na metę wjechał ponad dwie minuty za czwartkowym triumfatorem.
Dla Thomasa Pidcocka jest to zdecydowanie największe osiągnięcie jeśli chodzi o jego karierę w kolarstwie szosowym. O zwycięstwie na L’Alpe d’Huez marzy każdy zawodnik, lecz ta sztuka udaje się tylko nielicznym. Brytyjczyk swoje zwycięstwo odniósł bez niczyjej pomocy – praktycznie sam przejechał 21-zakrętowy podjazd i na stałe zapisał się w kolarskiej galerii sław.
W peletonie tego dnia działo się niewiele – liderzy najwyraźniej chcieli nieco odpocząć po bardzo wyczerpującej i aktywnej jeździe poprzedniego dnia. Plany o atakach skutecznie likwidowała drużyna Jumbo-Visma, która dyktowała bardzo mocne tempo na podjazdach. W jego efekcie na finałowym podjeździe z głównej grupy odpadł dotychczasowy wicelider wyścigu Romain Bardet – Francuz po dwunastym etapie spadł na czwartą pozycję w generalce, a jego miejsce zajął Tadej Pogacar, za którym w klasyfikacji znajduje się Geraint Thomas. Słoweniec podczas pokonywania L’Alpe d’Huez parokrotnie starał się zgubić Jonasa Vingegaarda, lecz lider wyścigu za każdym razem szybko doskakiwał do koła kolarza UAE Team Emirates i powodował, że zapał zwycięzcy Tour de France z 2020 i 2021 roku szybko zgasł. Wśród najlepszych po czwartkowym odcinku utrzymał się więc status quo, aczkolwiek pomału zaczyna nam się krystalizować podium tegorocznej edycji wyścigu dookoła Francji.
Na dalszy rozwój wydarzeń trzeba więc poczekać. Raczej mało prawdopodobne wydaje się, aby do roszad w klasyfikacji generalnej doszło w piątek. Profil trzynastego etapu nie jest zbyt trudny i wydaje się idealną okazją dla ucieczki.
Jarosław Truchan