Tour de France 2022: Jasper Philipsen triumfatorem na Polach Elizejskich

Jednym z największych minusów ludzkiej egzystencji jest fakt, że wszystko musi mieć swój koniec. Po trzech tygodniach wspaniałego ścigania we Francji nadszedł czas na ostatni etap tegorocznego Tour de France, który tradycyjnie kres ma na ulicach Paryża. W ostatniej bitwie o etapowe zwycięstwo najlepiej poradził sobie Belg Jasper Philipsen, który zwyciężył po finiszu z peletonu.

Etap przyjaźni, bo tak określany jest zawsze 21. odcinek wyścigu dookoła Francji, wśród kolarzy zawsze upływa w radosnej atmosferze. Nieinaczej było tym razem – znalazł się czas na rozmowy, zdjęcia oraz symboliczną lampkę szampana, którą wypili kolarze ze zwycięskiej ekipy Jumbo-Visma. Nie brakowało również bardzo miłych akcentów, takich jak np. chwilowa jazda przed peletonem żegnającego się z zawodowym tourem Philippe’a Gilberta. Zawodnicy kilometry prowadzące po podparyskich miejscowościach pokonywali w spacerowym tempie czekając na wjazd do stolicy, gdzie miało się zacząć poważne ściganie.

Po pokonaniu sześćdziesięciu kilometrów peleton przejechał obok Luwru i skierował się w stronę Pól Elizejskich, gdzie nieprzerwanie od 1975 roku kończy się Tour de France. Tak jak można było się spodziewać, wraz z pojawieniem się na horyzoncie Łuku Triumfalnego i posągu Joanny d’Arc tempo wyraźnie wzrosło i doszło do pierwszych ataków z grupy. Oczywiste było, że harcownicy nie mieli żadnych szans na powodzenie, a ich akcja była jedynie chęcią pokazania się na słynnych rundach. Pierwszy poważny odjazd stworzyło pięciu kolarzy: Stefan Bissegger, Stan Dewulf, Jan Tratnik, Mathieu Burgaudeau oraz Daniel Martinez, lecz ich przewaga nad główną grupą nie wzrosła powyżej dziesięciu sekund, co skutkowało szybkim wchłonięciem przez peleton.

W skład kolejnego ataku weszli: Olivier Le Gac i Antoine Duchesne, Maximilian Schachmann, Jonas Rutsch i Owain Doull – ta grupa zdołała odjechać reszcie stawki na maksymalnie dwadzieścia sekund. Gdy doszło do decydującej rozgrywki, która wieńczyła osiem rund przejechanych po Paryżu, peleton był bardzo rozciągnięty na skutek ostrej pracy z przodu pociągów sprinterskich. Finisz na Polach Elizejskich jest bowiem jednym z najcenniejszych łupów dla tego typu kolarzy – nic więc dziwnego, że każdy chcę osiągnąć go za wszelką cenę.

Na ostatnim z ponad 3000 kilometrów jakie mieli do pokonania uczestnicy tegorocznej Wielkiej Pętli, najlepiej poradził sobie Jasper Philipsen. Kolarz Alpecin-Deceuninck został świetnie rozprowadzony, na ostatniej prostej zajął miejsce po drugiej stronie jezdni z dala od swoich rywali i pewnie sięgnął po etapowy triumf. Jest to podtrzymanie belgijskiej serii zwycięstw na 21. etapie – przed rokiem triumfował bowiem Wout van Aert.

Tym razem zawodnik ekipy Jumbo-Visma nie brał udziału w finałowej rozgrywce. Razem ze swoimi kolegami z drużyny wjechał na metę za peletonem, celebrując tym samym zwycięstwo w wyścigu Jonasa Vingegaarda. Reprezentant Belgii został również zwycięzcą klasyfikacji punktowej.

W niedzielny wieczór zwycięzcą wyścigu oficjalnie został Jonas Vingegaard. Duńczyk w towarzystwie swojej córki musiał tego dnia wielokrotnie wchodzić na dekoracyjne podium. W sumie zrobił to trzy razy – jako lider po 21. etapie, zwycięzca klasyfikacji górskiej oraz triumfator wyścigu. W tej ostatniej dekoracji na podium towarzyszyli mu również Tadej Pogacar (zwycięzca klasyfikacji młodzieżowej) oraz Geraint Thomas. Najlepszą drużyną wyścigu została ekipa Ineos-Grenadiers, w barwach której jeździ Walijczyk, który zajął ostatecznie trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej.

W taki sposób zakończyła się 109. edycja Tour de France. Na pewno była ona piękna, wyjątkowa i niepowtarzalna. Za nami trzy tygodnie spędzone najpierw na rojących się od tłumów kibiców duńskich drogach, a później w słonecznej Francji. Z pewnością w oczach wielu miłośników kolarstwa zakręcą się łzy, bowiem atmosfera towarzysząca Wielkiej Pętli jest nie do odtworzenia. Na kolejne ściganie nad Loarą i Sekwaną będziemy musieli poczekać rok. Jednakże peleton wcale nie zwalnia tempa – na horyzoncie widnieje zaczynające się już w przyszłą niedzielę Tour de Pologne oraz trzeci z wielkich tourów, czyli hiszpańska Vuelta. Przed nami kolejne emocjonujące miesiące z kolarstwem – pozostawmy więc w tyle melancholię towarzyszącą z końcem największego wyścigu na świecie i z zapartym tchem śledźmy następne wyścigi, którym towarzyszył będzie piękny krajobraz oraz zacięta walka na szosach.

Jarosław Truchan                

czytaj dalej...

udostępnij na:

REKLAMA

najnowsze