Format Play-in został do NBA wprowadzony stosunkowo niedawno, bo podczas (nie)sławnego sezonu covidovego rozgrywanego na terenie ośrodka w Orlando. Od tamtej pory przetrwał aż po dziś dzień. Dosłownie, bo już dziś zobaczymy kolejne jego wydanie. Tym razem ujrzymy pojedynki drużyn z miejsc siedem i osiem w konferencji wschodniej i zachodniej. Zaczniemy od tej drugiej części USA…
Los Angeles Lakers – Minnesota Timberwolves o 4:00
W szeregach Wilków wciąż głośno po bijatyce Rudy’ego Goberta z Kylem Andersonem. Francuskiego centra nie zobaczymy w dzisiejszym starciu z najbardziej utytułowanym zespołem w historii najlepszej koszykarskiej ligi świata. Paradoksalnie może to być jednak… wzmocnienie dla gości tego meczu, bo Gobert w ostatnim czasie spisywał się bardzo słabo i nie wnosił właściwie nic pozytywnego do gry swojej ekipy.
Natomiast dla Lakers jest to mecz, który po prostu muszą wygrać. Ich ambicje sięgają najwyższych lotów, a wygranie serii spowoduje, że zmierzą się z Memphis Grizzlies. W tym meczu nie powinni być bez szans, chociaż fizyczność i atletyzm Memphis może okazać się nie do przejścia. Z drugiej strony dla Lebrona Jamesa i Anthony’ego Davisa w formie, a także pełnym zdrowiu nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego to gospodarze są faworytem tego pojedynku. Przechodzimy teraz na wschód…
Miami Heat – Atlanta Hawks o 01:30
Wygrany tej rywalizacji trafi na Boston Celtics, a przegrany albo odpadnie całkowicie z gry, albo będzie musiał zmierzyć się z Milwaukee Bucks. Tak źle, i tak nie dobrze…
Mimo wszystko wydaje się jednak, że Jimmy Butler i spółka powinni przed własną publicznością dać radę Hawks. Heat są przez wielu nazywani potencjalnym czarnym koniem zbliżającej się wielkimi krokami fazy play-off, więc powinni już teraz zacząć od mocnego akcentu, jeśli faktycznie mają napsuć krwi faworyzowanemu Bostonowi. Hawks raczej będą musieli grać jeszcze jeden mecz z wygranym pojedynku Toronto Raptors kontra Chicago Bulls. Tam również nie będą stuprocentowym pewniakiem do odniesienia triumfu.
Autor: Karol Kołdej