Jeszcze tydzień temu emocjonowaliśmy się rywalizacją najlepszych kolarzy świata podczas Giro d’Italia. Teraz oczy sympatyków tego sportu skupione są już na lipcu i magicznym Tour de France. Jednym z najlepszych podprowadzeń pod francuski wyścig jest natomiast Criterium du Dauphine, które rusza już w niedzielę.
Można powiedzieć, że przecież do największego z tourów pozostał jeszcze miesiąc – wystarczająco na doszlifowanie, a nawet i zbudowanie formy. Lecz nie ma lepszej okazji do sprawdzenia nogi przed Wielką Pętlą niż właśnie Criterium du Dauphine. Trasa wyścigu prowadząca przez alpejskie szczyty od zawsze przyciąga kolarzy myślących o triumfie we Francji. Kalendarz kolarski nie daje lepszej szansy i trudniejszego wyzwania cyklistom w tym czasie. Zanim więc rozpoczną się zgrupowania, a później większa część zawodników rozjedzie się na mistrzostwa krajowe, Alpy powiedzą „sprawdzam”.
Nie można uciec od stwierdzenia, że Criterium du Dauphine daje swoiste pole position przed Tour de France. Wystarczy wspomnieć, że aż jedenaście razy w historii byliśmy świadkami sytuacji, gdy triumfator tej rywalizacji był później dekorowany na Polach Elizejskich. W ostatnim czasie powinność ta była jednak nieco zachwiana. Winien tej sytuacji był bowiem nowy, słoweński front w kolarstwie. Zawodnicy z tego kraju w podobnym terminie mają własny wielki wyścig dookoła Słowenii. Choć patrząc obiektywnie na pierwszy rzut oka można dostrzec różnice w tych imprezach wyraźnie przemawiające na korzyść Dauphiene, wiadomo jak jest – jazda u siebie to jazda u siebie.
To dlatego dwaj słoweńscy hegemoni, czyli Primoz Roglić i Tadej Pogacar, nie wchodzili sobie w przysłowiową paradę. Pierwszy z nich wraz z ekipą Jumbo-Visma skupiali się na Criterium du Dauphine, podczas gdy UAE Team Emirates w najmocniejszym składzie jechało do ojczyzny swego lidera i tam święciło triumfy. W tym roku nie zobaczymy jednak korespondencyjnej rywalizacji na linii Roglić-Pogacar. Primoz, co oczywiste, musi odpocząć po wyścigu dookoła Włoch, z kolei Tadej wciąż leczy kontuzję nadgarstka, której nabawił się podczas Liege-Bastogne-Liege i nie jest jeszcze gotowy na ściganie się w peletonie.
Ubiegłoroczny zwycięzca Criterium du Dauphine będzie miał godnego zastępcę w postaci Jonasa Vingegaarda – triumfatora Tour de France 2022. Jego ekipa „Delfinat” traktuje niezwykle poważnie, jako próbę generalną przed Wielką Pętlą. Dlatego też Jumbo-Vismaa jadąca w bardzo mocnym składzie jest faworytem do wygrania wyścigu. Plany holenderskiej drużynie będzie się starała pokrzyżować ekipa INEOS Grenadiers. W jej składzie pojadą min. Daniel Filippe Martinez (zwycięzca tego wyścigu z 2020 roku), Carlos Rodriguez oraz wracającego do rywalizacji Egena Bernala. UAE Team Emirates do Szwajcarii jako lidera wyśle Adama Yatesa.
Całkiem spora jest także lista kolarzy, których możemy wskazać jako faworytów mogących zaatakować z drugiej linii. Do tego grona z pewnością możemy zaliczyć Enrica Masa i Matteo Jorgensona z mocno wyglądającego Movistaru, Richarda Carapaza, Mikela Landę, czy trzeciego kolarza klasyfikacji generalnej sprzed roku – Bena O’Connora. Zaatakować może również min. Jai Hindley. Ci kolarze mogą naprawdę zamieszać w wyścigu. Miejmy nadzieję, choć iluzoryczną, że walczyć będą również reprezentanci Polski. Na Criterium du Dauphine będziemy mogli zobaczyć trzech naszych rodaków: Rafała Majkę, Łukasza Owsiana i Kamila Gradka. Trzymajmy kciuki za to, aby biało-czerwoni oprócz ciężkiej pracy wykonywanej na rzecz liderów dostali od ekip któregoś dnia przyzwolenie na walkę z przodu.
Trasę tegorocznego Delfinatu możemy śmiało podzielić na dwie części. Pierwsza z nich to trzy etapy, które możemy określić mianem pagórkowatych. Najprawdopodobniej szans będą w nich wypatrywać uciekinierzy, a faworyci całego wyścigu będą oszczędzać nogi. Wszystko zmieni jazda indywidualna na czas, z którą kolarze zmierzą się na czwartym etapie. Licząca aż 31 kilometrów czasówka z pewnością dokona przesiewu w stawce i wyselekcjonuje tych, którzy pozostaną przy szansach na końcowe zwycięstwo. Odrabianie strat przez jednych i powiększanie przewag przez innych będzie trwało już aż do końca. Mety trzech ostatnich etapów ulokowane będą na szczytach podjazdów. Prawdziwe emocje będą nas czekać na etapach numer siedem i osiem, w trakcie których peleton pokona łącznie trzy premie górskie pierwszej kategorii oraz trzy określane mianem „HC”. Czekają nas wspinaczki na szczyty znakomicie znane wszystkim fanom kolarstwa, również z Tour de France. Stawka podjeżdżać będzie bowiem pod min. Col de la Madeleine, Col du Mollard, Col de la Croix de Fer (meta 7. Odcinka), Col du Granier, czy choćby Col de Porte. Rywalizacja zakończy się natomiast w Grenoble.
Z pewnością dojazd do miejsca, które ostatnio ten wyścig odwiedzał w 2000 roku, będzie bardzo emocjonujący. Czeka nas wspaniała rywalizacja na górskich szczytach, która da odpowiedź na stan formy wielu zawodników przed lipcowym Tour de France. Nic tylko oglądać!